[ Pobierz całość w formacie PDF ]

pozostała w ich pamięci, ta  na wielbłądach.
 Na wielbłądach!  wykrzyknąłem przerywając wątek
opowiadania.  Chyba nie tu, lecz w Afryce?
 Nie w Afryce. Mało kto wie lub pamięta, że na
południu Stanów przez niezbyt długi czas próbowano
używać do transportu właśnie wielbłądów.
 Nic o tym nie słyszałem  zainteresował się Karol.
 Czy to nie bajka?
 Nie bajka. Najprawdziwsza prawda. Na kilka lat przed
wybuchem wojny domowej armia Stanów Zjednoczonych
zakupiła w Egipcie trzydzieści cztery wielbłądy. Chodziło o
sprawdzenie użyteczności tych zwierząt przy transporcie
ludzi i towarów poprzez bez-drzewne i bezwodne, pustynne
obszary Zachodu. Pierwsza taka wyprawa, do Kalifornii,
udała się znakomicie. Stwierdzono, że wielbłądy są-
odporne na ukąszenia grzechotników, że mogą obywać się
bez wody przez wiele dni, żywić szałwią, a nawet ostem,
którego nie tknie ani koń, ani muł. Wielbłądy nie lękały się
wody, gdy przyszło przebywać w bród rwące strumienie i
głębokie rzeki, no i potrafiły unieść tyle ładunku, co cztery
muły.
Na wiadomość o wynikach tych doświadczeń grupa osób
zainteresowanych transportem założyła Kompanię
Amerykańskiego Wielbłąda. Zwierzęta zakupiono jednak
nie w Egipcie, lecz w Azji, uznając, że będą odporniejsze na
zimno. Szybko nastąpiło rozczarowanie. Okazało się
bowiem, że wielbłądy były niezwykle złośliwe, bez żadnych
powodów atakowały ludzi zębami, pluły im w twarze
jadowitą śliną, a konie, muły i woły płoszyły się na ich
widok, co doprowadzało do ostrych zatargów z
właścicielami. Poza tym  amatorów jazdy na grzbiecie
wielbłąda nie znalazło się wielu. Powstał kłopot z
angażowaniem przewozników. Uciekali od wielbłądów jak
od zarazy. I tak cały pomysł okazał się chybiony. Kompania
sprzedała kilka zwierząt cyrkom, resztę po prostu puściła
wolno na bezludne prerie. Azjatyckie zwierzęta nie potrafiły
aklimatyzować się, jak europejskie konie. Podróżni wi-
dywali je jeszcze przez kilka lat, jak błąkały się tu i tam,
pózniej wszelkie ślad po nich zaginął. Prawdopodobnie
padły ofiarą chorób i drapieżników. Lecz wracam do historii
małżeństwa Balfourów.
Urodziło się im dziecko, syn. W okresie niemowlęctwa i
jeszcze przez kilka następnych lat przyszło zrezygnować z
dalekich wypraw, poprzestając jedynie na krótkich
wycieczkach, bądz też  w pełni upalnego lata  przenosić
się do wynajętej przez malarza podmiejskiej willi. W tym to
okresie Balfour był już wziętym rysownikiem, a Hopkins
napisał swą pierwszą książkę poświęconą ludziom i
sprawom Dalekiego Zachodu. Nie nudzę was za bardzo?
Szczerze zaprzeczyliśmy. Co do mnie, przepadałem za
tego typu opowieściami. Przecież to one składały się na
historię wielkiego kraju. Myślę, że Karola również zain-
teresowały dzieje dwu przyjaciół. Z zupełnie jednak innych
przyczyn, niż sądziłem.
 Jeśli więc was nie nudzę  ciągnął dalej Old Gray 
posłuchajcie, co wydarzyło się dalej. Nie mamy zresztą nic
innego do roboty.
Młody Balfour uczęszczał normalnie do szkoły, a gdy
nieco podrósł i zmężniał, począł brać udział w letnich
wyprawach rodziców i oczywiście Hopkinsa. Ten ostatni
stał się jak gdyby czwartym członkiem rodziny. Bowiem
Hopkins nie ożenił się, lecz to już zupełnie inna sprawa.
Nie we wszystkich jednak wędrówkach młody Balfour
uczestniczył. Nie w takich, które były zbyt uciążliwe lub
niebezpieczne. Oddawano go wówczas do internatu lub
wysyłano na letnie obozy amerykańskich skautów.
Którejś wiosny małżeństwo, we dwójkę jedynie, wy-
ruszyło nie na zachód, lecz na północ, do Kanady. Tym
razem Hopkins nie mógł im towarzyszyć, zatrzymała go w
mieście praca zawodowa. Ale zajął się opieką nad młodym
Balfourem.
Podróżnicy wrócili z wyprawy dopiero pózną jesienią,
przywożąc nieprawdopodobną nowinę: uzyskali od władz
kilkanaście akrów lasu i łąki w cichym zakątku na podgórzu
i postanowili zbudować dom, ba, nawet już sprowadzili
drwali do karczowania kawałka puszczy. Drzewo miało
schnąć aż do najbliższej wiosny. W początkach lata
zamówiony przedsiębiorca zobowiązał się wybudować dom.
Hopkins osłupiał.
 Chyba oszaleliście?"
Wybuchnęli śmiechem.
 Chcecie opuścić miasto? Zamieszkać w głuszy? No i
jakie to koszty!"
Odpowiedzieli, że mają zamiar tam mieszkać tylko przez
parę miesięcy w roku, nigdy zimą. A co się tyczy kosztów,
są mniejsze niż można by sądzić. Ziemia za darmo, budulec
za darmo, a zapłata cieślom i drwalom nie przekroczy
rozsądnej kwoty.
 No dobrze  ustąpił Hopkins  a plan budynku?
Musisz zapłacić architektowi".
 Zapomniałeś  odpowiedział Balfour  że jestem nie
tylko malarzem, lecz i rysownikiem. Obraz domu mam już
w głowie, lecz to moja tajemnica. Przyjedziesz tam dopiero [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anapro.xlx.pl
  • Archiwum

    Home
    Dana Marie Bell [Gray Court 03] Artistic Vision [Samhain] (pdf)
    Brandy Golden That Old Spankin' Magic [DaD] (pdf)
    Gordon Korman Our Man Weston
    238. Jordan Penny Dynastia Leopardich 02 Zamek na Sycylii
    Coben Harlan Najczarniejszy strach
    Diana Palmer Long tall Texans series 12 Serce z rubinu
    Four Weddings and a Fiasco 1 The Wedding Gift Lucy Kevin
    2002.12 Układ mnożący – watomierz
    poematy slowacki
    Gorć…ce Rio
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lidka.xlx.pl