[ Pobierz całość w formacie PDF ]

istotę, nieomal fizycznie dotykalną. Czuł jej oddech. Zjawa ta rosła, stawała się coraz
większa i krążyła wokół niego niczym dzikie zwierzę, gotując się do skoku, by go
rozszarpać.
Jan-Maria Vianney znał przeciwnika, co krąży w ciemnościach podobny do
zgłodniałego Iwa szukając, kogo pożreć. Wtem zerwał się wiatr, wpadł pomiędzy
belkowania wieży i lekko zakołysał sygnaturką, która cicho jęknęła jak dziecko
rozbudzone nagle ze snu. Jakiś głos zabrzmiał w uszach księdza Vianneya:
 Niczego nie dokonasz. Jesteś niezdatny do duszpasterstwa. Opuść Ars, zanim
ludzie obrzucą cię kamieniami. Wstąp do klasztoru lub zostań pustelnikiem. Nagle wśród
nocy usłyszał wybuch śmiechu. Czyżby to był jakiś spózniony pijak? Czy może raczej był
to Zły, który szydził ze swego słabego przeciwnika?...
Ksiądz miał wrażenie, że lada chwila serce mu bić przestanie. Co stanie się z
wioską, która nie chce słuchać swego pasterza? Co stanie się z wyśmianym i
wyszydzonym pasterzem?... Vianney złożył ręce i usiłował się modlić, ale słowa zamierały
mu na wargach.  Panie, czy nie masz już żadnej dla mnie pociechy wśród tej strasznej
nocy?
Wyczerpany kapłan chciał zamknąć okno, lecz wtem dojrzał maleńkie światełko,
które przez witraż w prezbiterium przenikało ciemności.  Panie, nie zostawiaj mnie
samego w godzinie ciemności! Nie pozwól, bym miał się zupełnie zapaść w otchłań!
I oto światełko, wychodzące z kościoła, przemówiło doń słodko:  Nie lękaj się!
Jestem z tobą. Wtedy proboszcz z Ars wyprostował się i głęboko odetchnął. Był
zdecydowany na nowo podjąć walkę z mocami piekła i prowadzić ją do skutku.
W kilka chwil pózniej Jan-Maria Vianney biczował się niemiłosiernie, aż sklepienie
piwnicy odpowiadało zdwojonym echem. Wreszcie kapłan, prawie nieprzytomny, padł
na swoje nędzne posłanie... W nocy jednak często się budził mniemając, że wciąż słyszy
szyderczy głos Lucyfera.
Dobrze przed świtem wziął latarnię, udał się do kościoła i padł krzyżem przed
tabernakulum, błagając Boga o pociechę i pomoc. Im mniejszy jego kazania odnosiły
skutek, tym częściej uciekał się do umartwienia. W czasie Wielkiego Postu całymi dniami
80
prawie nic nie jadał i coraz mocniej znęcał się nad swoim ciałem. Wszystko, co miał,
rozdawał ubogim.
Pewnego dnia ludzie z Ars zauważyli, że po zaniesieniu Komunii świętej choremu
wracał boso. Swoje chłopskie duże kamasze oddał ubogiemu. Czasem w swoim
przygnębieniu udawał się do starego proboszcza w Miserieux i zwierzał mu się ze swoich
przeżyć.  Złym jestem pasterzem  biadał.  Gdybym był świętym, potrafiłbym
nawrócić moją wioskę. Ale Bóg odmawia łaski niegodnemu.
Ksiądz Ducreux ze wzruszeniem wpatrywał się w nieszczęsnego konfratra, którego
twarz w ciągu ostatnich tygodni stała się przerażająco blada i wychudła.  Mój biedny
przyjacielu! Ksiądz zbyt mocno wszystko bierze sobie do serca. Wiem, że w twojej parafii
wiele pozostaje do życzenia, ale sytuacja nie jest gorsza niż w większości wiosek w
departamencie Ain. Drzewo nie padnie od pierwszego uderzenia topora. Niech się ksiądz
uzbroi w cierpliwość względem swojej trzody, a nade wszystko względem samego siebie i
Pana Boga. Sposób, w jaki ksiądz postępuje ze sobą, w krótkim czasie doprowadzi do
tego, że stanie się ksiądz zupełnie niezdolny do walki. Na pewno nasze niepowodzenia są
dla nas krzyżem. Ale powinniśmy miłosierdziu Bożemu zostawiać troskę o zdjęcie ich z
naszych ramion. Z pewnością są też i rzeczy pocieszające. Czyż w Ars są tylko same dusze
zatwardziałe?  Nie wiem. Ja widzę tylko zło.
 I tu jest wielki błąd księdza, kochany konfratrze. Niech no ksiądz szerzej
otworzy oczy, a na pewno dostrzeże także i dobro. Może nie rzuca się ono w oczy tak
jak grzech... Te słowa przyszły na pamięć biednemu proboszczowi, gdy nazajutrz rano
przyszedł otwierać kościół. Stary wieśniak już tam czekał. Widocznie szedł na pole, bo
o ścianę oparł rydel i motykę.  Dzień dobry, przyjacielu  zaczął przyjaznie ksiądz. 
Co was sprowadza do kościoła o tak wczesnej porze?  To moia najpiękniejsza chwila
w całym dniu  odparł Ludwik Chaffangeon. blisko siedemdziesięcioletni starzec. 
Przychodzę przed tabernakulum szukać siły i pomocy do całodziennej pracy.  A co
mówicie Panu Bogu?  Nic mu nie mówię. Patrzę na Niego, a On na mnie. Kapłan
popatrzył ze zdumieniem na staruszka. Następnie chwycił go za rękę i mocno uścisnął.
Zdało mu się, że jakaś cudowna moc przeszła z ręki wieśniaka do jego ręki, a słowa
wzbudziły w duszy księdza Vianneya jakiś krzepiący odzew. Tak, ksiądz, z Miserieux
miał słuszność. Na pewno w Ars było także wiele dobra, którego on w swojej
gorliwości nie dostrzegał.
Około południa miał odwiedziny. Przyszły do niego siostra Małgorzata i pani
Bibost.  Byłyśmy niespokojne o księdza zaczęła handlarka z Ecully, a Małgorzata aż [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anapro.xlx.pl
  • Archiwum

    Home
    Goethe, Johann Wolfgang von Wilhelm Meisters Lehrjahre
    Wilhelm, Kate Casa Inteligente
    2006 49. Świąteczne wizyty 3. Sekret słodkiej Charity Ranstrom Gail
    Anna J. Evans Enchanted (EC) (pdf)
    Amorth Gabriele Egzorcysci i psychiatrzy
    Dare Tessa Spindle Cove 03.1 Dama o póśÂ‚nocy t. 1
    Furey Maggie Artefakty Mocy 2 Arcymag
    Wilson Patricia Zaproszenie do Kornwalii
    Norton Andre Pani Krainy Mgiel
    00000014 Prus Faraon I
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • krypta.opx.pl