[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ki. . .
Nieważne mruknąłem.
Pewnie tak zgodziła się. To nie takie istotne.
Postanowiłem nie reagować na tę przynętę, ponieważ właśnie coś poczułem.
Zdarzało się to czasem w przeszłości: koncentracja na rysunku Atutu, kiedy kła-
dłem ostatnie pociągnięcia, była wystarczająco silna, by przebić się i. . .
Coral! zawołałem, gdy jej rysy nabrały życia, a perspektywa uległa na-
głej zmianie.
Merlin. . . ? odpowiedziała. Mam. . . kłopoty. To dziwne, ale nie wi-
działem żadnego tła. Tylko czerń. Poczułem dłoń Naydy na ramieniu.
Dobrze się czujesz? spytałem.
Tak. . . Ciemno tutaj. . . bardzo ciemno. Oczywiście. Nie można operować
Cieniem w braku światła. Nie można patrzeć, by skorzystać z Atutu.
Czy tam posłał cię Wzorzec?
126
Nie odparła.
Wez mnie za rękę. Potem o wszystkim opowiesz. Wyciągnąłem ramię,
a ona sięgnęła ku mnie.
Oni. . . zaczęła.
Kontakt urwał się w palącym rozbłysku. Poczułem, że Nayda sztywnieje.
Co się stało? zapytała.
Nie mam pojęcia. Nagle coś nas zablokowało. Nie wiem, jakie moce to
spowodowały.
I co teraz zrobisz?
Za chwilę spróbuję znowu. Jeśli to wynik jakiejś reakcji, opór w tej chwili
jest pewnie wysoki, ale potem może się zmniejszyć. Przynajmniej nic jej nie jest.
Wyjąłem talię Atutów, które zwykle noszę ze sobą, i wyszukałem kartę Lu-
ke a. Powinienem sprawdzić, co się z nim dzieje. Nayda spojrzała na portret
i uśmiechnęła się.
Mówiłeś chyba, że niedawno go widziałeś zauważyła.
Wiele może się zdarzyć w ciągu takiego czasu.
Jestem pewna, że wiele się zdarzyło.
Czyżbyś wiedziała coś na temat jego obecnej sytuacji? spytałem.
Tak, wiem. Uniosłem Atut.
Co?
Mogę się założyć, że połączenia nie będzie oświadczyła.
Zobaczymy.
Skupiłem się i posłałem wezwanie. Potem znowu. Po minucie otarłem pot
z czoła.
Skąd wiedziałaś?
Luke cię blokuje. Ja też bym to zrobiła. . . w tych okolicznościach.
Jakich okolicznościach?
Z drwiącym uśmiechem usiadła na krześle.
Teraz znowu mam coś na wymianę stwierdziła.
Znowu?
Przyjrzałem się jej. Coś stuknęło i wskoczyło na miejsce.
Nazwałaś go Luke , nie Rinaldo przypomniałem sobie.
W istocie.
Zastanawiałem się już, kiedy znowu się zjawisz. Wciąż się uśmiechała.
Przestrzeliłem swoje zaklęcie nakazu eksmisji zauważyłem. Chociaż
nie mogę narzekać. Ocaliło mi chyba życie. Czy pośrednio tobie jestem winien tę
przysługę?
Nie jestem dumna. Przyjmę twoją wdzięczność.
Po raz kolejny chciałbym cię zapytać, czego chcesz. Jeśli znowu odpo-
wiesz, że pomagać mi albo mnie chronić, zamienię cię w wieszak.
Roześmiała się.
127
Sądziłam, że w tej chwili przyjmiesz każdą pomoc.
Wiele zależy od tego, co rozumiesz pod słowem pomoc .
Jeśli powiesz mi, co planujesz, ja powiem, czy mogę się na coś przydać.
Niech będzie zgodziłem się. Przebiorę się opowiadając. Nie mam za-
miaru szturmować cytadeli w takim stroju. Może pożyczę ci czegoś solidniejszego
niż dres?
Nie trzeba. Zacznij od Arbor House.
Zgoda.
Zacząłem opowiadać, równocześnie wybierając mocniejszą odzież. Nayda nie
była już dla mnie piękną dziewczyną, ale mglistym duchem w ludzkiej postaci.
Mówiłem, a ona siedziała zapatrzona w ścianę, czy raczej spoglądała przez nią
ponad złożonymi palcami. Nie drgnęła, kiedy skończyłem. Wziąłem z deski Atut
Coral i spróbowałem znowu, ale nie mogłem się przebić. Sprawdziłem kartę Lu-
ke a, z tym samym wynikiem.
Miałem właśnie schować Atut, złożyć talię i wsunąć ją do futerału, kiedy do-
strzegłem następną kartę. Aańcuch wspomnień i domysłów jak błyskawica rozja-
śnił moje myśli. Wyjąłem kartę, skupiłem się, sięgnąłem. . .
Tak, Merlinie? odezwał się po chwili. Siedział przy stoliku na tarasie, na
tle nocnego pejzażu miasta. Odstawiał właśnie na maleńki biały spodeczek coś,
co przypominało filiżankę kawy.
Natychmiast. Szybko powiedziałem. Chodz do mnie.
Kiedy nastąpił kontakt, Nayda wydała z siebie niski warkot. Poderwała się
i szła w moją stronę, wpatrzona w Atut, gdy Mandor chwycił mnie za rękę i prze-
stąpił barierę. Zatrzymała się, gdy stanęła przed nią wysoka, czarno odziana po-
stać. Przez moment patrzyli na siebie lodowato, wreszcie Nayda płynnie posunęła
się o krok w jego stronę. Zaczęła unosić ręce. I natychmiast, z głębin jakiejś we-
wnętrznej kieszeni płaszcza, gdzie wsunął prawą rękę, dobiegł pojedynczy, ostry,
metaliczny trzask.
Nayda zamarła.
Interesujące. Mandor przesunął lewą dłoń tuż przed jej twarzą. Gałki
oczne nie śledziły ruchu. To ta, o której mi opowiadałeś. . . Vinta, tak chyba
miała na imię.
Tak, tyle że teraz jest Nayda.
Wydobył skądś i uniósł w lewej dłoni niewielką kulkę z ciemnego metalu.
Ustawił ją tuż przed twarzą Naydy. Kulka z wolna ruszyła z miejsca i zatoczyła
krąg w lewo. Nayda wydała pojedynczy dzwięk, coś pośredniego między jękiem
a westchnieniem. Opadła na ręce i kolana, spuszczając głowę. Ze swojego miejsca
widziałem, że ślina ścieka jej z ust.
Mandor powiedział coś bardzo szybko, w archaicznym dialekcie thari. Nie
zrozumiałem, ale Nayda odpowiedziała twierdząco.
128
Chyba rozwiązałem zagadkę oświadczył. Pamiętasz wykłady o Przy-
zywaniach i Najwyższych Przymuszeniach?
Mniej więcej odparłem. Teoretycznie. Ten temat nigdy mnie szcze-
gólnie nie pasjonował.
Wielka szkoda stwierdził. Powinieneś zgłosić się do Suhuya na kurs
podyplomowy.
Czy chcesz mi powiedzieć. . . ?
Istota, którą widzisz przed sobą, zamieszkująca dość atrakcyjną ludzką po-
stać, to ty iga wyjaśnił.
Wytrzeszczyłem oczy. Ty iga to rasa bezcielesnych zwykle demonów, za-
mieszkujących czerń poza Krawędzią. Pamiętam, jak nas uczono, że są bardzo
potężne i bardzo trudne do opanowania.
Hm. . . czy możesz sprawić, żeby ona przestała się ślinić na mój dywan?
spytałem.
Oczywiście.
Puścił kulę, która upadła na podłogę tuż przed nią. Nie odbiła się, ale poto-
czyła natychmiast, opisując szybkie kręgi wokół Naydy.
Wstań rozkazał. I przestań uwalniać płyny cielesne na podłogę.
Wykonała polecenie. Podniosła się i stanęła z nieobecnym wyrazem twarzy.
Usiądz na tym krześle. Mandor wskazał mebel, który zajmował kilka
minut temu.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]