[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nią rolę naukowca, przedstawiłem swoje lewicowe poglądy, dość mocno
wyolbrzymiając talenty zawodowe. Widzisz, myślałem, że Betterton uciekł za żelazną
kurtynę, gdzie nikt by go nie dosięgnął. Cóż, skoro tak, postanowiłem, że ja tego
dokonam. Zacisnął usta w wąską linię. Elza była genialnym naukowcem i
piękną, delikatną kobietą. Została zabita i obrabowana przez mężczyznę, którego
kochała i któremu ufała. Gdyby to było konieczne, udusiłbym go własnymi rękami.
Rozumiem szepnęła Hilary. Och, teraz rozumiem.
Napisałem ci o tym ciągnął Peters kiedy przyjechałem do Anglii.
Napisałem ci wszystko i podpisałem się polskim nazwiskiem. Popatrzył na nią.
Chyba mi nie uwierzyłaś. Nigdy nie odpowiedziałaś na ten list. Wzruszył
ramionami. Potem poszedłem do ludzi z wywiadu. Początkowo udawałem
polskiego oficera. Byłem sztywny, bardzo formalny, taki jaki w ich pojęciu powinien
być cudzoziemiec. Podejrzewałem wszystkich. W końcu jednak dogadałem się z
Jessopem. Nabrał tchu. Dziś rano moja pogoń dobiegła końca. Wystąpiono o
ekstradycje, Betterton zostanie odesłany do Stanów i postawiony przed sądem. Jeśli
go uniewinnią, pogodzę się z tym. Potem dodał z mocą: Ale nie uniewinnią go.
Dowody są niezbite.
Przerwał. Jakiś czas wpatrywał się w zalane słońcem ogrody nad brzegiem morza.
Piekło zaczęło się od momentu ciągnął dalej w którym pojawiłaś się, by
się z nim połączyć. Poznałem cię i zakochałem się w tobie. To naprawdę było piekło,
Oliwio, wierz mi. Teraz sama widzisz. Jestem człowiekiem, który odpowiada za
wysłanie twojego męża na krzesło elektryczne. Nie uciekniemy od tego. Nigdy nie
potrafisz zapomnieć, nawet jeśli mi wybaczysz. Wstał. Cóż, chciałem, byś
usłyszała całą tę historię z moich ust. To jest pożegnanie. Odwrócił się gwałtownie
i chciał odejść, ale Hilary wyciągnęła rękę i przytrzymała go.
Poczekaj zawołała. Jest coś, o czym nie wiesz. Nie jestem żoną
Bettertona. Oliwią Betterton zmarła w Casablance. Jessop namówił mnie, bym zajęła
jej miejsce. Wytrzeszczył oczy.
Nie jesteś Oliwią Betterton ?
Nie.
Dobry Boże! westchnął. Dobry Boże! opadł ciężko na krzesło obok
niej. Oliwio wyszeptał Oliwio, kochanie.
Nie nazywaj mnie Oliwią. Mam na imię Hilary. Hilary Craven.
Hilary? powtórzył pytająco. Będę musiał do tego przywyknąć. Ujął jej
dłonie.
Po drugiej stronie tarasu Jessop omawiał z Leblankiem różne techniczne trudności
związane z obecną sytuacją. Nagle przerwał mu w połowie zdania.
Co mówiłeś? zapytał nieobecnym głosem.
Mówiłem, mon cher, że nie wydaje mi się, byśmy mogli wystąpić przeciwko
temu potworowi Arystydesowi.
Nie, nie. Arystydesi zawsze wygrywają. Zawsze spadają na cztery łapy. Ale
straci masę pieniędzy i to mu się nie spodoba. Zresztą nawet Arystydes nie będzie żył
wiecznie. Wkrótce stanie przed Najwyższym Sędzią.
Czemu się tak przyglądasz, mój przyjacielu?
Tej parze odparł Jessop. Wysłałem wprawdzie Hilary Craven w podróż w
nieznane, ale coś mi się zdaje, że zakończyło się to dla niej zupełnie zwyczajnie.
Leblanc zastanawiał się przez chwilę, wreszcie wykrzyknął:
Aha! Tak! Jak u Szekspira!
Wy Francuzi jesteście tacy oczytani! przyznał Jessop.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]