[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Pani? Do mnie?
Zerwałem się zdziwiony. Poirot pospieszył za mną. W sieni czekała Mary Cavendish.
- Wracam od jednej chorej staruszki - powiedziała. - Wiem od Lawrence a, że pan poszedł do
pana Poirota, więc przyszło mi do głowy, by po pana wstąpić.
- Jakże mi przykro, madame! - rzucił szarmancko Poirot. - Myślałem, że zechciała pani
zaszczycić odwiedzinami papę Poirota.
- Jeżeli pan mnie zaprosi, chętnie skorzystam innym razem - obiecała z
miłym uśmiechem.
- Doskonale, madame. I proszę pamiętać, jeżeli będzie pani potrzebny powiernik, papa Poirot
gotów służyć w każdej chwili.
Mary spojrzała nań pytająco, jak gdyby szukała głębszego sensu uprzejmych słów. Pózniej
odwróciła się szybko w stronę drzwi.
- Dotrzyma nam pan towarzystwa, monsieur Poirot? - zapytała.
- Z prawdziwą przyjemnością, madame.
Przez całą drogę Mary mówiła dużo, nerwowo i ku mojemu zdziwieniu - jak gdyby unikała
wzroku małego Belga.
Tymczasem zmieniła się pogoda. Dął silny wiatr, chłodny niczym w jesieni. Mary wzdrygnęła
się, zapięła czarny sportowy żakiet. Szum smaganych wichurą gałęzi przypominał westchnienia
olbrzyma.
Opodal domu zorientowaliśmy się łatwo, że musiało zaj ść coś niedobrego.
Dorcas wybiegła nam na spotkanie. Płakała, załamywała ręce. Reszta
służby, zgromadzona na dalszym planie, wydała mi się zbiorowiskiem
samych oczu i uszu.
- Ach, prosz
- Z
ę pani! Pani złota! Nie wiem, jak powiedzieć...
miało, Dorcas! - rzuciłem rozkazującym tonem. - Słuchamy.
- To ci podli detektywi. Wzięli go. Zaaresztowali pana Cavendisha.
- Lawrence aresztowany? - z trudnością dobyłem głosu.
Dorcas wytrzeszczyła oczy.
- Nie, proszę pana. Pan John.
Mary krzyknęła rozdzierająco, ciężko wsparła się na moim ramieniu.
Odwróciłem się, by j ą podtrzymać, i w oczach Poirota dostrzegłem wyraz cichego triumfu.
XI.
PROCES JOHNA CAVENDISHA
Rozprawa przeciwko Johnowi pod zarzutem morderstwa macochy odbyła się w dwa miesiące
pózniej.
O poprzedzających ją tygodniach niewiele mam do powiedzenia. W każdym razie Mary Cavendish
budziła w tym okresie podziw i współczucie. Bez wahania stanęła po stronie męża, z pogardą
odrzuciła
myśl o jego winie, walczyła na wszelkie możliwe sposoby.
Kiedy poruszyłem ten temat w rozmowie, Poirot zrobił minę bardzo
serio.
- Tak - przyznał - pani Cavendish należy do kobiet, które całą swą
wartość objawiają w trudnych warunkach. Wtedy widać naprawdę ich
dobroć i odwagę. Duma i zazdrość pani...
- Zazdrość? - przerwałem zdziwiony.
- Tak. Nie zorientowałeś się, mon ami, że to osoba wyjątkowo
zazdrosna? A więc duma i zazdrość pani Cavendish poszły w kąt. Teraz myśli tylko o mężu i
zagrażającym mu straszliwym losie.
Mówił z uczuciem, więc spoglądając nań bystro przypomniałem sobie ów dzień, gdy rozważał,
czy mówić, czy też nie mówić, i jego wzmiankę o szczęściu kobiety . W gruncie rzeczy byłem
zadowolony, że pozbawiono go inicjatywy.
- Nawet dzisiaj - podjąłem - trudno mi uwierzyć w winę Johna. Widzisz, do ostatniej chwili
podejrzewałem Lawrence a.
- Wiem - uśmiechnął się Poirot.
- Ale żeby to miał być John... Mój stary przyjaciel John!
- Każdy morderca jest zapewne czyimś starym przyjacielem - wtrącił
filozoficznie mały Belg. - Nie wolno mieszać uczuć z rozsądkiem.
- Myślę, że powinieneś dać mi jakoś do zrozumienia, co się święci -
podj ąłem.
- Może milczałem dlatego, że to twój stary przyjaciel...
Zasępiłem się trochę, wspominając, jak szczerze rozmawiałem z Johnem o podejrzeniach Poirota
wobec doktora Bauersteina. Nawiasem mówiąc, Bauerstein został oczyszczony z zarzutu
szpiegostwa. Jego spryt uniemożliwił formalne oskarżenie, ale tak czy inaczej, doktor miał
podcięte skrzydła na przyszłość.
Zapytałem przyjaciela, czy jego zdaniem Johna czeka wyrok skazujący. Zdziwiłem się bardzo, gdy
odpowiedział, że nie przewiduje takiego finału.
Według wszelkiego prawdopodobieństwa John będzie uniewinniony.
- Ależ mój drogi... - zacząłem.
- Sto razy ci mówiłem - przerwał mały Belg - że brak mi dowodów. Inna sprawa wiedzieć, że
ktoś popełnił zbrodnię, inna dowieść mu tego. A tutaj mamy przerażająco mało dowodów. W tym
sęk. Ja, Herkules Poirot, wiem,
ale brak mi ostatniego ogniwa w łańcuchu. Jeżeli go nie znajdę... -
bezradnie rozłożył ręce.
- Kiedy zacząłeś podejrzewać Johna? - zapytałem po niedługiej pauzie.
- A ty go wcale nie podejrzewałeś?
- Absolutnie.
- Nawet gdy podsłuchałeś urywek rozmowy między panią Inglethorp a jej synową? Nawet po
mętnych zeznaniach pani Cavendish podczas rozprawy u koronera?
- Nie.
- Nie potrafiłeś dodać dwu do dwóch? Nie przyszło ci na myśl, że jeżeli Inglethorp nie
sprzeczał się z żoną, co gorąco podtrzymuje, musiał to być John albo Lawrence? W przypadku
tego ostatniego nikt nie zdołałby uzasadnić postępowania Mary. Ale jeżeli chodziło o Johna,
wszystko
tłumaczy się samo.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]