[ Pobierz całość w formacie PDF ]
małomiasteczkowi gliniarze powiedział. Wojsko
jest pod tym względem jeszcze gorsze, zwłaszcza kiedy
chodzi o zabójstwo.
Nawet jeśli ich człowiek jest niewinny i niesłusznie
oskarżony? Nawet jeśli ma zostać stracony? Podobno nie
zostawiają swoich na pastwę losu.
Gdyby wierzyli w jego niewinność, Alex, nigdy nie
doszłoby do procesu. Jeśli będę mógł w czymś pomóc,
pomogę. Daj mi tylko znać. Wiesz, że nie składam obietnic,
z których nie będę się mógł wywiązać.
Będę ci wdzięczny powiedziałem.
Odłożyłem słuchawkę i zszedłem z Małym Alexem na dół,
bo zbliżała się pora drugiego karmienia. Zaczynałem sobie
pomału uświadamiać, ile każdego dnia, każdej godziny każdego
78
dnia jest do zrobienia w tym domu. A przecież nie zabrałem się
nawet jeszcze do sprzątania albo prasowania.
Postanowiłem zajrzeć znowu do Nany.
Otworzyłem ostrożnie drzwi. Cicho, jak makiem zasiał.
Podszedłem do łóżka.
Dopiero teraz usłyszałem jej oddech. Stałem nieruchomo
i po raz pierwszy, jak sięgam pamięcią, martwiłem się o Nanę.
Ona nigdy nie chorowała.
Rozdział 23
Nana wstała w południe. Przydreptała do kuchni z nową
grubą książką Opowieści kobiet Bonda" pod pachą. Gorący
lunch dla niej i dla malucha miałem już gotowy.
Nie chciała rozmawiać o swoim samopoczuciu i mało co
zjadła zaledwie parą łyżek zupy jarzynowej. Zaproponowa-
łem, że zawiozą ją do doktora Rodmana, ale zbyła mnie nie-
cierpliwym machniąciem raki. Przystała jednak na to, żebym
przyrządzał przez resztą dnia posiłki, zajmował się dziećmi
i wysprzątał dom od strychu po piwnicą, z tym że pod jej
kierunkiem.
Nazajutrz po raz drugi z rządu wstałem rano przed Naną.
Odkąd mieszkaliśmy pod jednym dachem, coś takiego nie miało
jeszcze miejsca.
Czekając na nią, rozglądałem sią po kuchni, jakbym widział
ją po raz pierwszy.
Dominowała tu stara kuchenka gazowa Caloric. Ma cztery
palniki oraz wielki blat, na który Nana odstawia potrawy do
ostygnięcia, albo te, które ma dopiero postawić na gazie.
Kuchenka ma też dwa sąsiadujące ze sobą piekarniki. Na
jednym z piekarników stoi zawsze wielki czarny rondel. Lodów-
ka również jest stara, ale Nana nie chce wymienić jej na nową.
80
Drzwiczki są wiecznie obwieszone przeróżnymi notatkami i
harmonogramami: plany prób chóru i treningów koszykówki
Damona, rozkłady rozmaitych zajęć Jannie, awaryjne telefony
do Sampsona i do mnie, numerek na następną wizytę Alexa
u pediatry, karteczka z najnowszą sentencją Nany, którą włas-
noręcznie wykaligrafowała: Klęcząc, nigdy się nie potkniesz".
A ty co tu robisz, Alex? Usłyszałem znajome szuranie
jej kapci. Obejrzałem się. Stała w progu podparta pod
boki i przyglądała mi się podejrzliwie.
Nic bąknąłem. Jak się dziś czujesz, staruszko?
Pogadajmy. Dolega ci coś?
Skrzywiła się i potrząsnęła małą główką.
Nic mi nie jest powiedziała. Mów lepiej, jak sam
się czujesz. Wyglądasz mi na zmęczonego. Trzeba się porządnie
naharować, żeby w tym domu wszystko grało, co? za
chichotała. Tak jej się spodobało to, co powiedziała, że za
chichotała jeszcze raz.
Podszedłem i wziąłem ją na ręce. Była taka leciutka
niespełna sto funtów.
Postaw mnie! fuknęła. Tylko ostrożnie, Alex. Ze
mną trzeba jak z jajkiem.
Powiedz mi najpierw, co to wczoraj było. Pójdziesz do
doktora Rodmana? Oczywiście, że pójdziesz.
Widać potrzebowałam trochę dodatkowego snu, i tyle.
Wsłuchuję się w swój organizm. A ty?
Ja też odparłem. Wsłuchuję się w niego teraz i
słyszę, że bardzo się o ciebie niepokoi. Pójdziesz do doktora
Rodmana dobrowolnie czy mam cię tam zaciągnąć siłą?
Postaw mnie, Alex. Umówiłam się już z doktorem na ten
tydzień. Nic wielkiego, zwyczajna kontrolna wizyta. Dosyć
o tym. Jaką jajecznicę chcesz dzisiaj?
Nana orzekła, że powinniśmy wrócić z Sampsonem do Fort
Bragg i dokończyć to, co zaczęliśmy. Chciała mnie chyba w ten
sposób przekonać, jak dobrze się czuje. Nalegać nie musiała,
81
bo i tak się tam wybierałem, ale na wszelki wypadek poprosiłem
ciotkę Tię, żeby pod moją nieobecność pomieszkała z Naną
i dziećmi. Dopiero wtedy, ze spokojniejszym trochę sumieniem,
pojechałem do Karoliny Północnej.
Po drodze podzieliłem się z Sampsonem obawami o stan
zdrowia Nany i opowiedziałem mu, jak przez cały dzień użera-
łem się z dziećmi.
Osiemdziesiąty trzeci rok już jej leci, Alex zauważył,
a potem dodał: Jeszcze ze dwadzieścia parę lat i będziemy ją
mieli z głowy.
Roześmialiśmy się obaj, ale widziałem, że John też martwi
się o Nanę. Często powtarzał, że jest dla niego jak matka.
Do Fayetteville w Karolinie Północnej dotarliśmy około
piątej po południu. Chcieliśmy tam porozmawiać z pewną
kobietą w sprawie alibi, które mogło ocalić życie sierżantowi
Cooperowi.
Rozdział 24
Pojechaliśmy prosto na osiedle Bragg Boulevard Estates,
odległe o pół mili od Fort Bragg. Nad głowami nadal latały bez
przerwy samoloty, a w oddali waliła artyleria.
Niemal wszyscy mieszkańcy Boulevard Estates pracują w
bazie i zajmują tak zwane kwatery służbowe, których
wielkość i standard zależy od stopnia wojskowego i wysokości
poborów lokatora. W większości są to małe murowane domki,
z których niejeden na gwałt domaga się remontu. Czytałem
gdzieś, że ponad sześćdziesiąt procent aktualnie służących
w armii pozostaje w związkach małżeńskich i ma dzieci. Z
tego, co tu widzieliśmy, wynikało, że dane te są raczej
rzetelne.
Podeszliśmy z Sampsonem do jednego z takich murowanych
domków. Zapukałem do pokiereszowanych i powyginanych
aluminiowych drzwi. Otworzyła nam kobieta w czarnym jed-
wabnym kimonie. Była dobrze zbudowana, atrakcyjna. Wie-
działem już, że nazywa sięTori Sanders. Zajej plecami tłoczyła
się czwórka małych dzieci, ciekawych, kto przyszedł.
Słucham? O co chodzi? spytała. yle panowie trafili.
To pora karmienia w tym zoo.
Jestem detektyw Cross, a to detektyw Sampson po-
83
wiedziałem. Słyszeliśmy od kapitana Jacobsa, że była pani
przyjaciółką Ellisa Coopera.
Nie zauważyłem żadnej reakcji. Powieka jej nawet nie
drgnęła.
Pani Sanders, przed dwoma dniami dzwoniła pani do
mnie do hotelu. Wydedukowałem, że skoro sierżant Cooper
odwiedził panią tamtego wieczoru, kiedy popełnione zostały
morderstwa, to musi pani mieszkać gdzieś niedaleko bazy.
Przeprowadziłem małe rozpoznanie. Ustaliłem, że rzeczywiście
był tu wtedy. Możemy wejść? Chyba nie będzie nas pani
trzymała w progu. Sąsiedzi mogliby się zainteresować.
Tori Sanders uznała, że tak będzie najrozsądniej. Wpuściła
nas i wprowadziła do małej jadalni.
Nie rozumiem, po co tu panowie przyszliście ani o czym
mówicie oznajmiła, przepędziwszy swoje dzieci.
Patrzyła na nas z założonymi na piersi rękami. Była gdzieś
[ Pobierz całość w formacie PDF ]