[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Podszedł bliżej. Kołdra opadła. Był gorący... i twardy niczym kamień.
Jess cofnęła się. Teraz ona spłonęła rumieńcem.
Jeśli nawet tak było powiedziała zduszonym głosem to tylko dlatego, że zachowywałeś
się niczym prostak i nie miałam ochoty z tobą rozmawiać.
Nieważne! mruknął. Liczy się tylko to, czego chcę teraz.
Kobieta oparła ręce na biodrach. Obrzuciła spojrzeniem półnagie ciało rozmówcy.
A czego... chcesz? szepnęła. Przez chwilę panowało napięcie. Tego samego, co i ty,
kochanie. Jak urzeczona postąpiła krok bliżej.
Tad ze wszystkich sił pragnął przygarnąć ją, zamknąć w swoich ramionach, obsypać
pocałunkami. Czuć jej usta na swoich wargach, miękkie piersi dociśnięte do twardego torsu.
Jess westchnęła.
Chcę popływać. I to zaraz!
Tad oparł się dłonią o ścianę, zamykając kobiecie drogę ucieczki. Dzieliło ich zaledwie kilka
centymetrów. Mężczyzna czuł, że obezwładniający zapach kwiatów pomarańczy wypełnia każdą
komórkę jego ciała: Kręciło mu się w głowie.
Delikatnie odgarnął z czoła. Jessiki kosmyk złocistych włosów.
Jess... szepnął cicho. Złożył usta do pocałunku. Jess głośno przełknęła ślinę. Stała
w bezruchu. Zbliżył usta do jej warg. Oddała pocałunek, lecz w tej samej chwili, gdy Tad poczuł,
że krew coraz szybciej płynie mu w żyłach, cofnęła głowę.
Mam zamiar sama pójść na plażę, Jackson.
Zmarszczył brwi i wzruszył ramionami.
Znakomicie! Boże, miej w opiece rekiny! Jednak w głębi serca czuł niepokój.
Gdy Jess zniknęła w swoim pokoju, zaczął chodzić po domu, tupać i trzaskać drzwiami. Nie
zwracała na niego uwagi. Szybko przebrała się w czarny kostium, zabrała ekwipunek do
nurkowania i pomaszerowała w stronę plaży: Tad rzucił się w stronę własnej sypialni, porwał
potrzebny sprzęt i ruszył jej śladem.
Gdy dotarł na miejsce, Jess była już po kolana w wodzie i brnęła w kierunku głębin.
Pomachała wesoło dłonią na jego widok. Nim zdążył się przebrać, zniknęła pod falami.
Tad wbiegł do wody. Widział strumień bąbelków znaczący ślad odpływającej Jess.
Po piętnastu minutach oboje dotarli w pobliże rafy. Wokół uwijały się stada
różnokolorowych ryb. Tad zaklął po cichu. Aawica mogła przyciągać drapieżniki. Kątem oka
zerknął ku Jess, po czym ponownie spojrzał na ocean. Zmigające rybki przecięły talię wody. Tad
silnymi ruchami ramion skierował się w stronę koralowej konstrukcji.
Nagle w głębinie zamajaczyły dwa długie, wrzecionowate kształty. Rekiny! Bez wątpienia
mogło być ich więcej.
Woda zakotłowała się, na powierzchnię wypłynęły dwa delfiny. Tad pokręcił głową.
Delfiny, czy nie, niezbyt lubił pływać w towarzystwie dużych stworzeń.
W tym momencie Bancroft zanurkowała głębiej. Nad wodą mignęły przez chwilę jej czarne
płetwy. Tad poczuł, że coś trąciło go w nogę. Stracił z oczu kobietę. Cholera, gdzie ona mogła się
podziać? Jess! Dlaczego pozwolił, by postawiła na swoim? Po czerwieniał z wściekłości.
Dopłynął do miejsca, w którym zniknęła i cierpliwie czekał.
Gdy wynurzyła głowę spod wody, chwycił ją za włosy. Uderzyła go w rękę.
Tad zerwał z twarzy maskę.
Wracaj na brzeg! krzyknął.
Jess wypluła ustnik aparatu do oddychania. Co mówiłeś?
Rekiny!
Nie boję się...
Wracaj albo zaciągnę cię siłą! Jeśli będziemy się szarpać, przybędzie ich więcej!
Wiem! Chyba nie myślisz, że jestem taką idiotką...
Kochanie, wprost czytasz w moich myślach.
Na brzegu za podobną uwagę na pewno otrzymałby siarczysty policzek. Jess spojrzała na
niego ponuro.
Płyń albo zaciągnę cię za włosy. Wybór należy do ciebie.
Bardzo pan łaskaw parsknęła. Niechętnie skierowała się w stronę brzegu. Tad płynął
nieco z tyłu, pilnie obserwując szare sylwetki buszujące wśród ławicy.
Gdy dotarli na płyciznę, Jess usiłowała uciec. Tad dopędził ją i chwycił w ramiona.
Mogliśmy zginąć oboje! wrzasnął. Rekiny...
Rekin. Jeden syknęła ze złością. W dodatku jeszcze młody. Reszta to delfiny. Jeśli tak
bardzo się boisz, dlaczego nie zostałeś na plaży?
Tad przymknął powieki. Nienawiść, jaką jeszcze całkiem niedawno odczuwał do Jess,
ustąpiła przed innym, znacznie silniejszym uczuciem. Wiedział tylko, że stoi obok Jess. Obok
jego Jess, upartej, złośliwej, nieposkromionej kobiety. Myśl, że mogłaby paść ofiarą ataku,
napełniała go przerażeniem.
Palce mężczyzny pozostawiły czerwony ślad ma szczupłym ramieniu Jessiki.
Poszedłem za tobą, bo nie chcę, żebyś zginęła... %7łebyś podzieliła los Deirdre.
Zapadła cisza. Przez twarz Jessiki przemknął cień smutku. Tad chwycił ją w ramiona
i mocno przycisnął do siebie. Wplótł niecierpliwe palce w jej mokre włosy. Czuł, jak ciepło jej
ciała przenika go do głębi.
Zdawało mu się, że całe życie czekał na tę chwilę. Fale oceanu rozbijały się o ostrą krawędz
koralowej rafy. Tad miał ochotę rzucić Jess na ziemię i posiąść ją tu, na białym piasku plaży.
Istniało jednak niebezpieczeństwo, że ktoś może ich zobaczyć. Trzeba było poszukać
bardziej ustronnego miejsca.
Ciało mężczyzny płonęło żywym ogniem. Czuł przyśpieszone bicie serca Jess. Ich spojrzenia
[ Pobierz całość w formacie PDF ]