[ Pobierz całość w formacie PDF ]
dalej swe dzieło, nakładając cieńsze warstwy tych samych farb
z domieszką bieli. Cóż za subtelne, przytłumione, pastelowe
odcienie uzyskiwał: to był łagodny błękit letniego nieba,
delikatny rumieniec róży, rozjaśnione żółtko jajka. Nigdy
wcześniej Anselmo nie oglądał tak pięknie i z taką dbałością o
szczegóły namalowanych scen, tak ciepłych w tonacji.
Zadziwiające zaiste cuda wychodziły spod pędzla Bernardina,
który balansował w górze na chwiejnym rusztowaniu z desek i
lin, obwieszony pędzlami i paletami, połączonymi
wymyślnym systemem pasków i taśm. Pracował tylko w
koszuli i rajtuzach, o które co rusz wycierał palce, tak że miały
na sobie tyle kolorów, ile najbogatsze witraże. W cieplejsze
dni, gdy się rozgrzał przy pracy, ze złością ściągał z siebie
koszulę. Wówczas jego owłosiony tors pokrywał się barwnym
tatuażem, ożywającym wraz z ruchami mięśni i nadającym mu
wygląd rajskiego ptaka. Podczas odprawiania przez Anselma
codziennej mszy Bernardino niecierpliwie chodził tam i z
powrotem na tyłach kościoła, podczas gdy parafianie wgapiali
się w jego na pół ukończone malowidła, zakrywające coraz
większe połacie ścian. On sam nie uczestniczył we mszy,
nigdy nie klękał ani nie wypowiadał słów modlitwy. Nie mógł
się doczekać końca ceremonii i powrotu do pracy. Jego
zachowanie niepomiernie dziwiło Anselma, który absolutnie
nie mógł pojąć, jak człowiek bez wiary w Boga może
malować z takim zapałem i natchnieniem biblijne sceny i
pełne słodyczy twarze świętych. W przypływie miłosierdzia
porównywał go do człowieka antyku, a w momentach
surowości utożsamiał z poganinem.
Anselmo tak często towarzyszył Luiniemu przy pracy i tak
często prowadzili rozmowy, iż ksiądz zaczynał wierzyć w
możliwość wywarcia na niego wpływu. Przywiązał się do tego
człowieka - utalentowanego a zagubionego, powołanego przez
Boga do życia i przez Niego zapomnianego. Postanowił,
krótko mówiąc, uratować duszę przyjaciela i przekazać mu,
dyskretnym nauczaniem, wiarę w świętość człowieka i
wytworów jego rąk. Ożywiała go ta ambicja, lecz czekało
wielkie rozczarowanie.
- Czy wiesz, Bernardino, iż zdaniem świętego Hieronima
malarstwo to sztuka Bogu najbliższa, ponieważ przyciąga do
Niego oczy wiernych?
Bernardino uśmiechał się i malował dalej, ale miał gotową
odpowiedz. Dobrze przejrzał grę księdza i chętnie się w nią
włączył. Anselmo będzie się starał zostać jego przewodnikiem
duchowym, a on będzie szokował Anselma. Ani jeden, ani
drugi nie odniesie sukcesu.
- W starożytnym Rzymie malarze na usługach cezara
potrafili po mistrzowsku oddać w płaskorzezbie klimat orgii, a
to dzięki temu, iż kazali niewolnikom kopulować, gdy
rzezbili.
Anselmo nie rezygnował.
- W Watykanie znajduje się obraz artysty, który w tak
wielkim religijnym uniesieniu malował Niepokalaną
Dziewicę, iż płacze ona prawdziwymi łzami nad grzeszną
ludzkością. To tylko jeden z przykładów na to, że talent tak
wielki jak twój może poruszać serca wiernych, jeżeli serce
samego artysty jest napełnione miłością do Boga.
- Starożytni Majowie wiele dziewic zamurowali żywcem
w fundamentach swoich świątyń. Azy lały się strumieniami
przy takich okazjach.
- W Konstantynopolu z obrazu przedstawiającego wesele
w Kanie Galilejskiej leje się wino. Mnich, który go
namalował, przypisuje ów cud temu, że się biczował i gorliwie
odmawiał modły pokutne.
Bernardino odwrócił się na platformie z desek, która
niebezpiecznie się zachybotała. Zatknął za ucho pędzel i napił
się wody z bukłaka zawieszonego u pasa. Z rozbawieniem
spojrzał w dół na krągłą figurę księdza, dotrzymującego mu
towarzystwa od szeregu dni.
- Chcesz powiedzieć, ojcze, że jeśli stanę się pobożny,
moje obrazy będą lepsze?
Anselmo siedział na schodkach prezbiterium i gdy
podniósł głowę, żeby widzieć twarz zawieszonego w górze
przyjaciela, temu zginęła z widoku tonsura księdza.
- Prawdą jest, mój synu, żeś nadzwyczajnie utalentowany.
Martwię się jednak o twoją duszę. Nie wykluczam, że nawet
twoje dzieła byłyby lepsze, do doskonałości potrzebne jest
bowiem tchnienie Boga.
- Bzdury. Moje dzieła już są doskonałe. Tracisz czas,
ojcze - ripostował Bernardino. - Malarstwo bliższe jest nauce
niż religii. Malarz nierozumiejący perspektywy to jak uczony
nieznający liter. Ja widzę świat w kategoriach odległości i
proporcji. Nie potrzebuję podpory duchowej. Mnie wystarcza
dobre wino i objęcia łatwej kobiety. - Z lubością oblizał wargi.
- Jaki jest cel twoich nauk, ojcze? Chcesz mnie nawrócić?
Anselmo się uśmiechnął.
- A z jakiego innego powodu tu przychodzę? Z pewnością
nie dla przyjemności rozmowy z tobą.
Bernardino odwrócił się tyłem do postaci świętej Agaty,
nad którą pracował.
- Sądziłem, że przychodzisz tutaj, by napaść oczy
widokiem kobiecych kształtów, w czym lubują się obleśni
księża. Ale cię oszukam. Jutro święta Agata zostanie ubrana w
szaty, skryję jej ciało przed twoją lubieżnością.
Anselmo pokręcił głową. Nie zwierzyłby się Luiniemu z
tego, że dla niego męskie ciało ma o wiele więcej uroku.
Skądinąd czynił takie porównania jedynie ze względów
estetycznych, związany przysięgą kapłańską nie myślał o
cielesnych rozkoszach. %7łycie w celibacie nawet sobie cenił,
ale rozumiał, że Bernardino potrzebuje kobiet. Takie refleksje
przywiodły mu na pamięć Simonettę di Saronno, która, co go
niepokoiło, przestała przychodzić na mszę. Miał nadzieję, iż
przyczyną nie było impertynenckie zachowanie Luiniego.
Powinien chyba wybrać się do Villi Castello i wysłuchać
spowiedzi signory, jeżeli okaże się to zgodne z jej wolą.
Bernardino zwrócił uwagę na jego milczenie.
- Nie ma więcej kazań na dzisiaj? Uczeń zwolniony z
lekcji?
Anselmo nie mógł wyjawić, gdzie krążyły jego myśli, nie
chciał bowiem przypominać Luiniemu o wdowie. Wymyślił
naprędce zdawkową odpowiedz:
- Podziwiam twoje dzieło.
Jego oczy przyciągnęła w tym momencie pusta ściana w
prezbiterium Cappella Maggiore - biała płaszczyzna nietknięta
ręką Bernardina. Nie było na niej żadnych gwozdzi ani
sznurków, które ułatwiałyby rozplanowanie kompozycji. Ani
śladów węgla, więc nie przenosił rysunku z kartonu. Nie było
nic.
- Na co przeznaczasz tamtą ścianę? - spytał. - Zabrakło ci
materiałów? Zgodnie z instrukcją, jaką otrzymałem od
kardynała, mam ci dać zaliczkę, gdybyś potrzebował
pieniędzy.
Bernardino zeskoczył ze swojej grzędy, wytarł umazane
farbą palce o goły tors, na którym sterczały teraz włoski
koloru cynobrowego. Zapatrzył się w dal ponad głową
księdza.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]