[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Biedny wujek Harry. Powiedziałabym, że to klasyczny przypadek wczesnodziecięcego
imprintingu. - I cóż się dziwić, że dziś aż się trzęsie, żeby ustrzelić wszystko, co tylko napatoczy
mu się pod lufę: kaczki, jelenie, dziki, a przede wszystkim lisy! Był prezesem stowarzyszenia, które
walczyło o przywrócenie legalnych polowań z nagonką na lisy w hrabstwie Gloucester. - Może
powinieneś mu śpiewać coś innego. I dać mu pluszowego liska.
Ukradkiem przedostaliśmy się do biblioteki i Lucas zamknął za sobą drzwi.
- No, daliśmy radę. - Odetchnął z ulgą.
W porównaniu z moimi czasami pokój nie zmienił się zbytnio, tylko dwa fotele przed kominkiem
miały inne obicia: nie-biesko-zieloną szkocką kratę zamiast kremowych róż na ciemnozielonym tle.
Na stoliku między fotelami stał dzbanek z herbatą na podgrzewaczu, dwie filiżanki i - zamknęłam
oczy i znowu je otworzyłam - ale nie, to nie była halucynacja - talerz z kanapkami! Nie suche
herbatniki, tylko prawdziwe, pożywne kanapki! Nie mogłam w to uwierzyć. Lucas opadł na jeden z
foteli i wskazał mi miejsce naprzeciwko.
- Jeśli jesteś głodna, poczę... - zaczął, ale ja już zdążyłam chwycić kanapkę i zatopić w niej zęby.
- Ratujesz mi życie - wyznałam z pełną buzią. Ale potem przyszło mi coś do głowy. - Mam
nadzieję, że to nie jest pastrami?
- Nie. Ogórek i szynka - powiedział Lucas. - Wyglądasz na zmęczoną.
- Ty też.
- Jeszcze nie odpocząłem po emocjach wczorajszego wieczora. Najpierw, jak mówiłem, musiałem
sobie pozwolić na szklaneczkę whisky. No dobra, na dwie. Uświadomiłem sobie w tym czasie dwie
rzeczy... tak, tak, wez spokojnie jeszcze jedną kanapkę. I nie jedz tak szybko. Aż strach na ciebie
patrzeć.
- Mów dalej - powiedziałam. Jak dobrze było wreszcie coś zjeść! Miałam wrażenie, że nigdy dotąd
nie jadłam tak pysznych kanapek. - Jakie dwie rzeczy sobie uświadomiłeś?
- A więc po pierwsze: choć jest tak miło, nasze spotkania muszą się odbywać znacznie pózniej w
przyszłości, jeśli mają nam coś dać, jak najbliżej roku, w którym się urodziłaś. Do tej pory może
zrozumiem, co i dlaczego zamierzają Lucy i Paul, a na pewno będę wiedział więcej niż dzisiaj. To
znaczy, że następnym razem zobaczymy się w 1993 roku. Wtedy będę też mógł ci pomóc w sprawie
tego balu.
Tak, to brzmiało logicznie.
- A po drugie: to wszystko zadziała tylko wtedy, kiedy dostanę się bliżej władzy centralnej
Strażników, to znaczy do Kręgu Wewnętrznego.
Gwałtownie skinęłam głową. Nie mogłam nic powiedzieć, bo miałam pełne usta.
- Dotąd moje ambicje w tym zakresie były umiarkowane. -Spojrzenie Lucasa padło na herb rodziny
Montrose zawieszony nad kominkiem: miecz okolony różami, pod nim słowa HIC RHODOS, HIC
SALTA, co znaczyło mniej więcej: Pokaż, co naprawdę potrafisz". - Od samego początku miałem
w loży
wysoką pozycję, bo w końcu rodzina Montrose była reprezentowana także wśród członków
założycieli w roku 1745, a poza tym jestem ożeniony z potencjalną nosicielką genu z linii jadeitu!
Właściwie jednak nie miałem zamiaru angażować się bardziej niż to konieczne... no tak, to się samo
rozwiązało. Ze względu na ciebie, a także ze względu na Lucy i Paula wlezę nawet do tył... znaczy
będę się podlizywał szefowi, czyli Kennethowi de Villiers. Nie wiem, czy to zadziała, ale...
- Tak, zadziała! Nawet zostaniesz Wielkim Mistrzem! - powiedziałam i strzepnęłam okruszki z
piżamy. Z wielkim trudem powstrzymałam beknięcie. Och, jak wspaniale znowu być najedzonym! -
Zastanówmy się: w roku 1993 będziesz...
- śśśś. - Lucas nachylił się do mnie i położył mi palec na ustach. - Nie chcę tego słyszeć. Może to
nie jest mądre, ale wolę nie wiedzieć, co szykuje dla mnie przyszłość, o ile nie pomoże to w naszej
sprawie. Do naszego następnego spotkania przeżyję trzydzieści siedem lat i chciałbym je przeżyć
tak... no... możliwie beztrosko. Rozumiesz?
- Tak. - Spojrzałam na niego ze smutkiem. - Tak, bardzo dobrze to rozumiem.
W tych okolicznościach chyba niestosowne byłoby opowiadać mu o podejrzeniach cioci Maddy i
pana Bernharda, że nie zmarł śmiercią naturalną. Mogę to zrobić jeszcze w 1993 roku.
Odchyliłam się na oparcie fotela i zmusiłam do uśmiechu.
- A więc porozmawiajmy o magii kruka, dziadku. Jest bowiem jeszcze coś, czego o mnie nie wiesz.
Kroniki Strażników
2 kwietnia 1916 roku
Hasło dnia: Duo cumfaciunt idem, non est idem. (Gdy dwóch robi to samo, to nie jest to samo).
Terencjusz
Londyn w dalszym ciągu znajduje się pod ostrzałem, wczoraj niemieckie eskadry latały nawet w
ciągu dnia, bomby wyrządziły wielkie szkody na terenie całego miasta. Władze miejskie wyznaczyły
część piwnic dostępnych od strony śródmieścia i Pałacu Sprawiedliwości na publiczne schrony
przeciwlotnicze. Dlatego rozpoczęliśmy zamurowywanie znanych przejść i potroiliśmy liczbę straży
w obszarze podziemi, a poza tym wzbogaciliśmy nasze wyposażenie o nowoczesną broń. We trójkę
poddaliśmy się dziś ponownie elapsji, według protokołu bezpieczeństwa, z pomieszczenia archiwum
do 1851 roku. Wszyscy mieliśmy ze sobą coś do czytania i byłoby całkiem spokojnie, gdyby lady
Tilney z większym humorem traktowała moje uwagi na temat jej lektury, a nie wszczynała od razu
sporu o pryncypia.
Pozostaję przy swojej opinii, że wiersze tego Rilkego to jakieś bzdury, a w ogóle to brak
patriotyzmu czytać niemiecką literaturę, jesteśmy w samym środku wojny! Nienawidzę, kiedy ktoś
mnie chce nawracać, a niestety, lady Tilney uwielbia to robić. Czytała właśnie
jakiś zwyrodniały fragment o zmarniałych dłoniach, wilgotnych i skaczących ciężko niczym żaby po
deszczu, albo coś w tym rodzaju, kiedy ktoś zapukał do drzwi. Oczywiście straszony, dlatego
nikczemnie
zagadka u tu na lady
znała, choć potem się tego wyparła. Wyjaśnienie nikt!!!!!
Krew bez metr
Osiemdziesiąt pię zielony
roku.
Uwaga na marginesie: 17.05.1986 Nieczytelne najprawdopodobniej przez rozlaną kawę. Brak stron
od 34 do 36. Jestem za wprowadzeniem zasady, by zezwalać nowicjuszom na czytanie Kronik tylko
pod nadzorem.
D. Clarksen, archiwista (mocno rozzłoszczony)
Rozdział 5
O nie, znowu ryczałaś - powiedział Xemerius, który czekał na mnie w tajnym korytarzu.
- Tak - potwierdziłam oschle.
Pożegnanie z Lucasem przyszło mi z wielkim trudem i nie tylko ja uroniłam kilka łez. Nie
zobaczymy się przez trzydzieści siedem lat, w każdym razie z jego perspektywy, i oboje uznaliśmy,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]