[ Pobierz całość w formacie PDF ]
tata znajdzie się na jednej z pana szubienic! Och, tutaj jest! Jestem taka podnie-
cona! Czy mogę mu powiedzieć, jak się cieszę? Pięknie pana proszę! Gdy
dziewczynka dostrzegła odpowiedni worek z piaskiem koło drzwi celi, zatrzepo-
tała rzęsami. Dyndała zmiękł.
Oczywiście, że możesz się z nim zobaczyć, kochanie zaćwierkał, otwie-
rając drzwi od celi Ryngrafa i wracając do modelu, wzruszony naiwnością swojej
młodziutkiej fanki. Siadając na krześle, nie zwrócił uwagi na cichy świst, który
rozległ się tuż przed tym, nim pięćdziesięciofuntowy worek z piaskiem uderzył
go w tył głowy.
Wśród hadesjańskiej duchoty Flagit wybuchnął złowieszczym śmiechem, wy-
jął swojego oswojonego skałotocza z klatki i umieścił na suficie jaskini.
Tatusiu, tatusiu! pisnęła Alea, strzepując piasek z rąk; wbiegła do celi,
rzuciła się Ryngrafowi w ramiona i objęła go mocno za szyję. Dyndała upadł
z łomotem na podłogę, błogo nieświadomy diabelnego wyrazu, jaki zagościł teraz
na twarzy małej dziewczynki w czerwonej koszuli nocnej.
Dobra, stary. Chcesz się stąd wydostać czy wolisz wziąć udział w pokazie
tego świra? warknęła, zaciskając uścisk na szyi ojca.
Aleo? wykrztusił drukarz. Co ty. . . ?
Tylko bez pytań! Wiejesz czy wisisz? Chcesz się zmyć czy nie? Zachi-
chotała złowrogo.
Oczywiście, wiele bym dał. . .
Ile?
Wszystko. Ale jak masz zamiar. . .
Absolutnie wszystko?
Tak, absolutnie wszystko. Co ty. . . ? apelował do niej Ryngraf.
Zupełnie wszystko?
Tak. Zupełnie. . .
Bingo! warknęła Alea, odskakując od ojca, w chwili gdy ze środka
podłogi w celi wyłoniły się szczypce i czułki skałotocza. Zaraz za nimi ukazały
się pazury, rogi i głowa Flagita, który wyskoczył z dziury, schwycił Ryngrafa
i zniknął w otworze pośród cuchnącego powietrza i gruzu.
Alea spokojnie zdjęła klucz z szyi, otworzyła drzwi celi, a przechodząc obok
cielska Dyndały, zręcznie odwiesiła mu klucz na pasek.
160
Leżący wśród szczątków swojego najnowszego modelu Egzekutor nie zdawał
sobie sprawy, że będzie musiał poświęcić trochę więcej czasu na skompletowanie
pełnej trzydziestki kryminalistów.
* * *
Na brzegu Kanału Transtalpejskiego nic się nie działo, chociaż kilkuset robot-
ników poganianych pejczami i nawoływaniami powinno wyciskać z siebie siódme
poty. Stosy kamieni, wiele jardów sznura kolczastego i sterta narzędzi wszyst-
ko to znikło kilka minut po pojawieniu się krasnoluda Guthry ego, pozwolenia
na budowę i worka pieniędzy. Wyglądało to tak, jakby cały plac budowy zakasał
spódnicę, powędrował na szczyt Ciemnej Góry i tam osiadł z powrotem. A tam,
w związku z dużym zastrzykiem gotówki, prace szybko posuwały się naprzód.
Robotnicy zaskakiwali samych siebie, kiedy stając oko w oko z całą serią nie-
przekraczalnych terminów, patrzyli im bez zmrużenia oka prosto w twarz, a po
przeliczeniu hojnych premii za ich niedotrzymanie chętnie przystępowali do pra-
cy pełną parą. Fioletowe wrzosy i miejscowe krokusy, z których słynęła Ciemna
Góra, zniknęły, a ich miejsce zajął nagi kamień. Prawie całe wzgórze otoczone
zostało wysokim ogrodzeniem. Rozpalono ognie, żeby wypalić listowie, i już kil-
ka godzin pózniej muskularni ludzie pracy mogli zacząć wymachiwać kilofami na
łysej pale starego Ciemniaka. Zaczęto już kłaść fundamenty, miały też pojawić się
piece, wychodzące naprzeciw rosnącemu zapotrzebowaniu na naprawy oskardów,
wyklepywanie łopat i produkcję komponentów.
W sześć godzin osiągnęli więcej niż przez sześć tygodni pracy przy porcie.
Guthry patrzył na gorączkowo uwijających się wokół niego robotników
i uśmiechał pod nosem. Oto potęga pieniądza!
* * *
Pręt? Co to jest pręt?
Wielce Wielebny Hipokryt usilnie starał się znalezć odpowiedz na to pytanie
pośród smogu wypełniającego jego mózg. Bez wątpienia słyszał wcześniej o prę-
tach. Tylko kiedy? Na pewno nie na spotkaniach kółka koronkarzy. . . jak w ogóle
miał uwierzyć, że chodzi o igły 11p . Każde dziecko wie, że przy wyrobie koro-
nek nie używa się igieł, ale szydełek! Setek szydełek!
161
Dzwięki, jakie wydawał z siebie przegryzający się przez ścianę skałotocz, na-
prawdę doprowadzały Hipokryta do szału. Jak długo jeszcze mają zamiar monto-
wać tę klimatyzację?
Z zamyślenia wyrwało go gwałtowne otwarcie drzwi. Do środka wpadli dys-
kutujący zajadle Flagit z Nababem. Hipokryt wyprostował się i ruszył przed sie-
bie, gotów wydobyć z Flagita prawdę. W porządku, minęło sporo czasu, odkąd
ostatni raz wysłuchiwał spowiedzi, ale był pewien, że przypomni sobie te wszyst-
kie drobne, subtelne pytanka pozwalające wydobyć prawdę na światło dzienne.
Zwłaszcza biorąc pod uwagę złoconą piuskę, którą trzymał w dłoniach. Wielebny
nie miał wątpliwości, że to coś więcej niż tylko prezent demona dla mamusi.
Mam uwierzyć, że nic o tym nie wiedzieli? warknął Nabab.
Hipokryt podniósł dłoń, chcąc klepnąć Flagita.
Nie wiedzieli, nie chcieli powiedzieć co za różnica? To szaleńcy, mówię
ci. Wiwatowali, kiedy rzucałem nimi po ścianach!
[ Pobierz całość w formacie PDF ]