[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wieczorze powrót wraz z nim wydał się jej czymś
S
R
bardzo osobistym. Przez całą drogę czuła na sobie
jego wzrok i teraz potrzebowała zaczerpnąć świeże-
go powietrza.
- Domyślam się, że ty i Tom... - rzucił, gramoląc
się z samochodu.
Głęboko odetchnęła.
- Nie bądz śmieszny.
Zdziwiła go tak gwałtowna reakcja.
- Chyba protestujesz zbyt energicznie.
Nie miała najmniejszej ochoty opowiadać mu
o swoim życiu. To zbyt osobiste. O tym rozmawiają
ludzie, którzy są sobie bardzo bliscy. Westchnęła.
- Przyjaznimy się. Chodziliśmy razem do szkoły.
Tom jest dla mnie jak brat.
Rzucił jej spojrzenie pełne niedowierzania.
- Chyba nie jesteś ślepa? On siostry w tobie nie
widzi. Podobasz mu się. Prawdę mówiąc, wszyscy
trzej są tobą zainteresowani.
Na szczęście w mroku nie było widać, że się zaczer-
wieniła. Już od jakiegoś czasu była świadoma rywali-
zacji między trzema kawalerami.
- Ale mnie są obojętni. - Stała już na progu.
- Czyżby? Ani razu z żadnym z nich się nie spot-
kałaś?
- Ani razu. - Otworzyła drzwi, włączyła światło
i rzuciła torebkę na fotel w salonie.
- Chcieli się z tobą umawiać?
Zzuwając buty, rzuciła mu zirytowane spojrzenie.
- Od kiedy to jest twoja sprawa?
- Kawa? - zapytał z szerokim uśmiechem.
- Jeśli zrobisz.
Przekuśtykał obok niej.
S
R
- Nie dość, że kaleka, to jeszcze muszę robić kawę
- mruknął.
Kaleka? Mimo że chwilowo mniej sprawny, jawił
się jej jako uosobienie męskości.
- Będę cię nadzorować.
Ruszyła za nim do kuchni, podziwiając pracę jego
mięśni pleców i pośladków w opiętych dżinsach, gdy
z pomocą kul opierał ciężar ciała na zdrowej nodze.
Usiadła na blacie kuchennym, by go obserwować.
Po chwili kawa już kapała do dzbanka.
- Boski aromat. - Z lubością zaciągnęła się tym
zapachem, a on odwrócił się akurat w porę, by zauwa-
żyć interesujące falowanie jej piersi.
- Uhm - przytaknął. Niemal taki boski jak ty.
Jeszcze przez chwilę nie zdejmował z niej wzroku.
Jaka ona śliczna.
- Słucham?
Wzruszył ramionami, przerywając kontakt wzroko-
wy, żeby postawić dwa kubki.
- Zastanawiałem się, jakim cudem żadnemu z tych
facetów nie udało się cię omotać.
Bo wszyscy trzej są jej obojętni, bo przy nich nie
czuje się tak jak w jego obecności. Przy nich nie kręci
się jej w głowie, ani nie brakuje jej tchu. Tak, lubi ich,
ale nie zadowoli się byle czym.
Patrzyła, jak nalewa kawę do kubków, a potem do-
daje mleko i cukier.
- W takim miasteczku jak Skye nie ma lekko.
Jesteśmy tylko dwie, ja i Glynis, barmanka, oraz trzech
nieżonatych facetów poniżej czterdziestki. Młodzi u-
ciekają do miasta. Do miejskiego gwaru. Więc jak się
ma tak ograniczony wybór, zaczyna się dostrzegać
S
R
rozwiązania, które w innych okolicznościach nie wcho-
dziłyby w grę.
- Chyba za nisko się cenisz.
Zapatrzyła się ponuro w kubek. %7łeby podnieść się
na duchu, jeszcze raz zaciągnęła się zapachem kawy.
- Tak to tu wygląda.
Przesunął swoją kawę bliżej niej. Stanął tuż obok,
biodrem opierając się o blat.
- Mam rozumieć, że żaden z nich cię nie inte-
resuje?
Upiła łyk, nie spuszczając z niego wzroku.
- %7ładen. I wszyscy trzej o tym wiedzą.
Po raz pierwszy miał okazję się dowiedzieć, jak
wygląda sprawa randek w małym miasteczku. Nie
najlepiej. Gdy w milczeniu popijali kawę, nie mógł nie
zauważyć, że jej udo jest na wyciągnięcie ręki.
- Miałem wrażenie - odezwał się po dłuższej
chwili - że oni są w stanie ciągłej gotowości. Czekają,
aż zmienisz zdanie.
Przytaknęła. Podejrzewała to samo.
- Pewnie zmienię. Prędzej czy pózniej.
James o mało się nie zakrztusił.
- Co takiego?! Dlaczego?
Jego ton od razu ją zdenerwował.
- Z powodów praktycznych.
- Jak to praktycznych?
- Bo widzisz, chcę wyjść za mąż i mieć dzieci,
a jeżeli nie zjawi się tu właściwy facet, będę zmuszona
zadowolić się tym, co jest w zasięgu.
Nie dowierzał własnym uszom.
- Nic więcej? A wielka miłość? Myślałem, że to
marzenie wszystkich kobiet.
S
R
- Wystarczy mi facet, dla którego będę ważniejsza
niż jego motor - prychnęła.
- A namiętność?
- Namiętność jest przereklamowana. -Związek jej
rodziców był bardzo uczuciowy, ale to nie wystar-
czyło, by potrafili stawić czoło prozie życia.
- Chyba żartujesz - obruszył się. - Namiętność jest
bardzo ważna. Tylko ktoś, kto tego nie doświadczył,
może wygłaszać takie naiwne poglądy.
- Ej! - Odstawiła kubek. - To, że żyję na prowin-
cji, nie znaczy, że nie wiem, co to namiętność. Nie
zapominaj, że studiowałam w mieście.
- Jeżeli wyglądało to podobnie jak za moich cza-
sów, to ograniczało się do chaotycznej szamotaniny
i niezdarnych pocałunków.
- Wolałabym, żebyś nie oceniał mnie miarą swojej
indolencji - uniosła się honorem.
Czuła, że jej oddech staje się płytszy, a głos niższy.
Widziała też, jak jego pierś unosi się coraz szybciej.
Nagle niewielka kuchnia stała się za ciasna.
Jak on śmie implikować, że ona nie wie, co to
namiętność?! Na drugim roku miała półroczny ognisty
romans z kolegą z historii starożytnej. Mieli po dzie-
więtnaście lat i byli nienasyceni.
- Bo pewnie nie umiesz całować. - Wiedziała, że
go prowokuje, ale jak on śmie prawić jej kazania na
temat namiętności?!
James różne rzeczy słyszał o sobie, ale jeszcze nikt
mu nie zarzucił, że nie umie całować. Nie umie cało-
wać?! Zaraz to sprawdzimy.
Położył jej rękę na udzie.
- Chcesz się przekonać?
S
R
Jego dłoń o mało nie wypaliła dziury w jej dżinsach,
co jej uprzytomniło, że znalazła się na niebezpiecz-
nym terytorium. W oczach Jamesa dostrzegła coś,
czego jeszcze nigdy nie widziała w oczach mężczyz-
ny. Mimo to domyślała się, co to może być. Pożądanie.
W najczystszej postaci. U dziewiętnastolatków to było
pragnienie. Teraz to coś zdecydowanie bardziej doros-
łego. Miała przed sobą dojrzałego samca gotowego do
skoku.
- James, ja...
Niespodziewanie stanął przed nią i oparł ręce na
blacie, tak że znalazła się w potrzasku.
- Powiadasz, że nie umiem całować? - zapytał,
wpatrując się w jej wargi.
Zaschło jej w gardle.
- Ja...
- Chciałaś coś powiedzieć? - wyszeptał po chwili.
Zaskoczona, łapczywie chwytała powietrze, czując,
że kręci się jej w głowie. To muśnięcie jego warg było
tak rozkoszne, że zapragnęła, by dalej ją pieścił.
- Ja...
Znowu ją pocałował, a ona zarzuciła mu ręce na
szyję. Jednym stanowczym ruchem przyciągnął ją do
siebie tak, że rozsunęła uda. Całując ją zachłannie,
jeszcze mocniej ją przygarnął, by poczuła, jak go pod-
nieca. Instynktownie otarła się o jego wezbraną męs-
kość. Czuła, jak krew jej wrze i myślała wyłącznie
o spełnieniu. Miała ochotę położyć się i pozwolić, by
całował ją wszędzie. Może potem będzie się usprawie-
dliwiała epizodem ograniczonej poczytalności, ale
w tej chwili nie myślała o niczym innym.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]