[ Pobierz całość w formacie PDF ]
autorytatywnie. Dłużej nie mogę czekać. Albo za
mnie wyjdziesz, albo się rozstaniemy.
Spojrzała mu w oczy. Jego propozycja w dal-
szym ciągu łączyła się z ogromnym ryzykiem.
Wiedziała już co prawda, że do siebie pasują, rosło
też jej przeświadczenie, że ze strony Hardena to
coś więcej niż pożądanie. %7łycie na ranczu nie było
dla niej nowiną, w tym względzie nie oczekiwała
przykrych niespodzianek.
Diana Palmer 177
Alternatywą był powrót do Chicago, zmory
przeszłości i trudne, jeśli nie niemożliwe, wyma-
zywanie Hardena z pamięci. Już raz starała się
o nim zapomnieć.
Bezskutecznie. Brakowało jej sił do kolejnej
próby.
Niech będzie poniedziałek zgodziła się
cicho.
Harden nawet nie zdawał sobie sprawy, że
przestał oddychać. Wreszcie zaczął powoli wy-
puszczać powietrze z płuc z uczuciem, jakby
cały świat legł u jego stóp.
Nareszcie. Objął ją zaborczym spojrze-
niem. Zapamiętaj sobie raz na zawsze, kochanie,
że jeśli jeszcze kiedykolwiek wezmiesz tego ogie-
ra bez pozwolenia mówił z ledwie hamowanym
oburzeniem stłukę cię na kwaśne jabłko.
Uniosła brwi.
I co jeszcze mi zrobisz?
Harden roześmiał się w głos. Objął ją i uściskał.
Był to pierwszy prawdziwie serdeczny gest
w ich pełnej zawirowań znajomości.
Zgodnie z zapowiedzią Hardena ślub odbył się
w poniedziałek. Sam, brat Mirandy, poprowadził ją
do ołtarza, Evan natomiast wystąpił w roli drużby.
Joan, żona Sama, spędziła sam na sam z Mirandą
wystarczająco długą chwilę, aby z radością stwier-
dzić, że panna młoda jest naprawdę szczęśliwa.
178 NARZECZONA Z MIASTA
I żadnego oglądania się wstecz i rozpamięty-
wania przeszłości przypomniała. Obiecujesz?
Obiecuję odparła Miranda z uśmiechem.
Dziękuję ci bardzo. Czy ja wam w ogóle po-
dziękowałam za wszystko, co robiliście dla mnie
przez tyle lat?
Dziękowałaś nam co najmniej dwa razy w ty-
godniu odparła wesoło szwagierka, po czym
nagle spoważniała. Ten facet wygląda groznie
stwierdziła, wskazując głową na Hardena, który
stał nieopodal z braćmi i Samem. Jesteś pewna?
Kocham go.
W takim razie nie muszę się o ciebie martwić.
Tak, niby tak. Miranda nadal zadawała sobie
pytanie, czy na pewno im się ułoży, jeśli Harden
nie odwzajemnia jej uczucia.
Zwietni ludzie oświadczył Sam pogodnie,
podszedłszy do żony i siostry. Otoczył pannę
młodą ramieniem. Dobrze, że wiejskie życie nie
jest dla ciebie nowiną dodał. Na pewno się tu
zaaklimatyzujesz. Jesteś szczęśliwa, siostrzyczko?
Bardzo upewniła go, potwierdzając słowa
uściskiem.
Będzie ci tu dobrze, już Harden o to zadba
?owił dalej brat z wymownym spojrzeniem.
Tylko koniec ze skakaniem na końskie grzbiety,
bo nerwy twojego męża tego nie wytrzymają.
Ucieszyło ją, że Harden opowiedział Samowi
o jej przygodzie z Rocketem. To znaczy, że mu
Diana Palmer 179
na niej zależy, że ją lubi. To już coś. Oraz jej
pożąda. Nie była jednak pewna, czy zdoła za-
spokoić pragnienia swojego małżonka.
Potem Evan i cała reszta rodziny złożyli nowo-
żeńcom życzenia. Theodora uściskała Mirandę
z całego serca, po czym przeniosła wzrok z pełną
goryczy bezsilnością na Hardena, który zamienił
z nią ledwie słowo.
Kiedyś mu to przejdzie... Miranda pociesza-
ła teściową z pewnym wahaniem.
Tak, może przestanie żałować, że przyszedł
na świat. Bo jeśli chodzi o Anitę, otę dziewczynę,
to chyba nie mam na co liczyć dodała w zadumie
Theodora.
Nie zwróciła nawet uwagi na grymas bólu, który
na chwilę ściągnął rysy synowej. Dopiero po chwili
dotarło do niej, co powiedziała. Speszyła się.
Jestem beznadziejna. Nie umiem się przy-
zwoicie zachować. Wybacz mi, moja droga, nie
zrozum mnie zle.
Nie trzeba przepraszać. Harden mnie nie
kocha. Przyjęłam to do wiadomości, zaakceptowa-
łam. Postaram się być dobrą żoną i dać mu dzieci.
Theodora skrzywiła się. Harden właśnie pod-
szedł do nich i przygarnął żonę zaborczym gestem.
Witam, pani Tremayne zagadnął żartob-
liwie. Jak leci?
Dobrze. A co u pana?
Czekam, aż bankiet dobiegnie końca. Nie
180 NARZECZONA Z MIASTA
wiedziałem, że mamy tylu krewnych! Zaśmiał
się gorzko i zerknął na matkę, po czym spochmur-
niał. Tylko kilkoro z nich to naprawdę moi
krewni dorzucił cierpkim tonem.
Theodora popatrzyła na niego przenikliwie.
W jej wzroku był przejmujący smutek.
%7łyczę ci szczęśliwego miesiąca miodowego,
synu. Tobie też, Mirando powiedziała. Odwróci-
ła się i odeszła spokojnym krokiem, jakby ze
strony Hardena nie padły żadne przykre słowa.
Miranda poczuła się nieswojo, było jej żal
teściowej.
Nie możesz tego ciągnąć. To ją zabija.
Nie wtrącaj się ostrzegł, mrużąc oczy. To
nie twoja sprawa.
Jestem twoją żoną.
To prawda, żoną. Ale nie moim sumieniem.
I skończmy już ten temat.
Wziął ją za rękę i wprowadził do domu, gdzie
pracownicy firmy cateringowej przygotowali po-
częstunek dla gości.
Przyjęcie weselne zorganizowano na ranczu. Na
ślubie nie zabrakło oczywiście Connala i Pepi.
Miranda szybko zaprzyjazniła się z Pepi, delikatną
istotą o wielkich oczach, przypominającą elfa.
Przywiozła ze sobą synka, który wywołał u Miran-
dy identyczne wzruszenie jak owego wieczoru,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]