[ Pobierz całość w formacie PDF ]
blemy. Materac był cienki i kręgosłup rozbolał mnie od zbyt wielkiego nacisku.
Potem przez jakiś czas grawitacja była bliska zerowej, zanim dokładnie ustawili
sztuczne przyciąganie. Czy raczej prawie dokładnie, bo co jakiś czas statek dosta-
wał grawitacyjnej czkawki. Podobnie jak mój żołądek. Działo się to tak często, że
w ciągu następnego dnia nawet nie myślałem o jedzeniu. Mieliśmy za to pod do-
statkiem mdłej, rdzawej wody do picia. Oficer przyszedł po łapówkę, ja leżałem
w koi i żeby zapomnieć o moich niedolach, poświęciłem się lekcjom esperan-
to. Po dwóch dniach grawitacja wreszcie się ustabilizowała i odzyskałem apetyt.
Niecierpliwie czekałem na uwolnienie, kolejne przekupstwo i jedzenie.
Pasażerowie na gapę! powiedział oficer, otworzywszy drzwi. Wszedł
i złapał się za serce, udając zaskoczenie przed towarzyszącą mu dziewczyną z za-
łogi. To straszne, niesłychane! Wstawać, chodzcie obaj za mną. Kapitan Garth
chętnie się o tym dowie.
Przedstawienie było udane, ale zepsuł je trochę, wyciągając chciwą łapę po
pieniądze, gdy dziewczyna się odwróciła. Wydawała się tym wszystkim znudzo-
na, zresztą sama pewnie dostała swój udział. Ruszyliśmy korytarzem i trzy piętra
w dół po metalowych schodach na mostek. Kapitan przeżył prawdziwy szok, gdy
nas zobaczył. Był chyba jedyną osobą, która nie wiedziała, że tu jesteśmy.
Cholera, a skąd oni się tu wzięli?
Z jednej z pustych kabin na pokładzie C.
Przecież miałeś sprawdzić te kabiny.
102
Zrobiłem to, kapitanie. Zapisałem to nawet w dzienniku okrętowym, go-
dzinę przed startem. Potem byłem tutaj, na mostku. Właśnie wtedy musieli wejść
na pokład.
Kogo przekupiliście? zapytał kapitan Garth, stary, siny wilk kosmiczny
o podstępnym spojrzeniu.
Nikogo, kapitanie odparł Hetman z niezachwianą szczerością w gło-
sie. Dobrze znam te przedpotopowe frachtowce. Tuż przed startem strażnik
pilnujący rampy wszedł do środka. Wślizgnęliśmy się za nim, przez nikogo nie
dostrzeżeni i ukryliśmy się w kabinie. To wszystko.
Nie wierzę ani jednemu twojemu słowu. Powiecie, kogo przekupiliście,
albo zamknę was w ładowni i dopiero wtedy będziecie w dużych kłopotach.
Drogi kapitanie, uczciwi członkowie twojej załogi nigdy nie wzięliby ła-
pówki! kapitan chrząknął z powątpiewaniem, a Hetman ciągnął dalej: Mam
dowody. Cały mój niewielki majątek spoczywa nienaruszony w mojej kieszeni. . .
Wynoście się! rozkazał kapitan wszystkim obecnym. Wszyscy. Sam
się tym zajmę. Chcę ich przesłuchać.
Oficer i reszta załogi wyszli z ociąganiem. Kapitan zamknął drzwi i odwrócił
się do nas.
Co my tu mamy mruknął, gdy Hetman wręczył mu sporą sumkę. Kapi-
tan przeliczył ją i pokręcił głową. Za mało.
Oczywiście zgodził się Hetman. To tylko zaliczka. Resztę dostaniesz
po wylądowaniu na jakiejś przyjemnej planecie, na której będą dyskretni celnicy.
Masz duże wymagania. Nie chcę zadzierać z władzami planetarnymi, prze-
mycając nielegalnych imigrantów. Aatwiej będzie po prostu zabrać wam pieniądze
i jakoś się was pozbyć.
To niemożliwe. Dostaniesz ostateczną wypłatę w formie imiennego cze-
ku na dwieście tysięcy kredytów, płatnych w Galaktycznym Towarzystwie
Kredytowo-Walutowym. Jednak nie będziesz mógł go zrealizować, jeśli go nie
podpiszę. A ja nie zrobię tego, nawet gdybyś mnie torturował. Dopóki nie stanie-
my na twardym gruncie.
Kapitan znacząco wzruszył ramionami i odwrócił się w stronę przyrządów,
coś przekręcił i znów spojrzał na nas.
Jest jeszcze kwestia opłaty za przelot powiedział spokojnie. %7ładna
instytucja dobroczynna nie płaci mi za paliwo.
Jasne. Ustalmy stawki.
Wyglądało na to, że wszystko jest załatwione, ale gdy szliśmy korytarzem,
Hetman ostrzegł mnie szeptem:
Nasza kabina jest już na podsłuchu. Na pewno przeszukali też bagaż. Mam
przy sobie wszystkie nasze pieniądze. Trzymaj się blisko mnie, żeby nie było
żadnych niespodzianek. Ten oficer, na przykład, wygląda na zawodowego kie-
103
szonkowca. A teraz co byś powiedział na małą przekąskę? Zapłaciliśmy, więc
możemy zakończyć ten przymusowy post wspaniałą ucztą.
Mój żołądek przyjął tę propozycję aprobującym skurczem i ruszyliśmy do
kuchni. Jako że nie było pasażerów, tłusty i zarośnięty kucharz serwował tylko
wiejskie potrawy z Yenii. Dobre może dla tubylców. My musielibyśmy się do nich
długo przyzwyczajać. Czy próbowaliście kiedyś jeść, zatykając nos palcami? Nie
zapytałem kucharza, co jedliśmy, bo bałem się, że mi powie. Hetman westchnął
głęboko i zaczął pałaszować swoją porcję tego świństwa.
Zapomniałem, co się jada na Yenii powiedział ponuro. To wina pa-
mięci selektywnej. Kto chciałby kiedykolwiek wspominać taką ucztę?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]