[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wspaniale i wspaniale
się poczujesz.
Siegfried zaofiarował mi się z pomocą i kiedy położyliśmy Olly'ego na stole, trzęsący się kociak poddał
się naszym zabiegom i zaaplikowaliśmy mu narkozę. Kiedy już usnął i leżał spokojnie, z okrutną radością
wlepiłem wzrok w straszliwie zmierzwione futerko, a potem wycinałem je, trymowałem, degażowałem elek-
tryczną maszynką i długo szczotkowałem, aż zniknął ostatni supeł. Poprzednio pospiesznie Olly'ego tylko
przystrzygłem, teraz zaś potraktowałem go z całą atencją.
Kiedy podniosłem kota po skończonej robocie, Siegfried roześmiał się.
- Prezentuje się tak, że zwyciężyłby w każdym kocim konkursie piękności - stwierdził. Przypomniałem
sobie te słowa następnego ranka, gdy koty pojawiły się na murku na śniadanie. Ginny zawsze była śliczna,
lecz teraz została niemal zupełnie przyćmiona przez brata. Biegł, a jego gładkie, błyszczące futerko lśniło w
promieniach słońca.
Helen była oczarowana jego wyglądem i nieustannie głaskała go po grzbiecie, jakby nie potrafiła uwie-
rzyć w to przeobrażenie. Ja - rzecz jasna na swoim zwykłym stanowisku - wyglądałem ukradkiem z kuchen-
nego okna. Nieprędko ośmielę się znowu pokazać
Wkrótce stało się jasne, że moje notowania spadły jeszcze niżej, ponieważ gdy tylko wysuwałem nogę
za próg, Olly czmychał w popłochu na pola. Sprawy przybrały na tyle fatalny obrót, że zaczęły ogarniać
mnie najczarniejsze myśli.
- Helen - odezwałem się pewnego ranka. - Zachowanie Olly'ego zaczyna mi działać na nerwy. Musimy
jakoś temu zaradzić.
- Właśnie, Jim - odparła. - Trzeba, żebyś się z nim zaprzyjaznił. A on z tobą.
Zmierzyłem ją posępnym spojrzeniem.
- Obawiam się, że gdybyś go zapytała, powiedziałby ci, że za dobrze mnie zna.
- Och, wiem o tym, jednak pomyśl, koty prawie wcale cię nie widują, chyba że jako lekarza. To ja je
karmię, przemawiam do nich, codziennie je głaszczę. Znają mnie i dlatego mi ufają.
- Zgoda, ale ja przecież nie mam czasu.
- Oczywiście, że nie. %7łyjesz w ciągłym pośpiechu. Do domu zaglądasz tylko na chwilę i natychmiast z
niego wypadasz.
W zadumie pokiwałem głową. Miała rację. Przez wszystkie te lata serdecznie przywiązałem się do ko-
tów, uwielbiałem przyglądać się, jak pędziły w górę zbocza do misek, igrały w wysokiej trawie na polu, pod-
dawały się pieszczotom Helen, a ja jednak wciąż byłem dla nich kimś obcym. Zabolała mnie bardzo świado-
mość, że cały ten czas tak szybko przemknął mi między palcami.
- Hm, prawdopodobnie teraz jest już za pózno. Jak ci się wydaje, czy mógłbym jeszcze coś na to zara -
dzić?
- Owszem - odparła. - Powinieneś zacząć je karmić. Musisz znalezć na to czas. Wiem, że nie zawsze ci
się to uda, ale kiedy przypadkiem trafi ci się wolna chwila, podsuwaj im jedzenie.
- Sądzisz, że tylko pełna miska zapewni mi ich miłość?
- Wcale nie. Jestem przekonana, że dość często widywały mnie z tobą. Nie zabierają się do miski, póki
ich nie pogłaszczę. One najbardziej w świecie pragną czułości i przyjazni.
- Ale chyba przecież nie mojej. Denerwuje je już sam mój widok.
- Musisz uzbroić się w cierpliwość. Minęło wiele czasu, nim ja zyskałam ich zaufanie. Zwłaszcza Gin-
ny. Nawet teraz, kiedy zbyt szybko wysunę dłoń, ucieka. Pomijając wszystko, co się zdarzyło, mam wraże-
nie, że Olly jest twoją największą nadzieją. W tym kocie kryją się wielkie pokłady przyjazni.
- Zgoda - odpowiedziałem. - Przygotuj mi mleko i karmę. Zacznę od zaraz.
I w ten sposób rozpoczęła się jedna z największych epopei w moim życiu. Przy każdej nadarzającej się
okazji to ja wołałem je najedzenie, stawiałem miski na murku i czekałem. Z początku na próżno. Widziałem,
jak parka obserwuje mnie z legowiska na sianie w drewutni - dwie mordki: biało-czarna i rudo-złoto-biała -
dłuższy czas kociaki nie ośmielały się podejść bliżej, póki nie wycofałem się do domu. Ponieważ miałem
nienormowany czas pracy, z niejaką trudnością mogłem wypełniać narzucone sobie obowiązki. Niekiedy,
gdy wcześnie rano wołałem je na śniadanie, nie pojawiały się w porę. Jednakże gdy zdarzyło się kiedyś, że
śniadanie spózniło się o godzinę, głód przygnał kociaki i ostrożnie usiadły na murku, choć wciąż byłem w
pobliżu. Szybko, nerwowo się oglądając, pochłaniały jedzenie, potem umknęły, aż się za nimi kurzyło.
Uśmiechnąłem się z satysfakcją. W tej chwili nastąpiło przełamanie lodów.
Potem przez dłuższy czas nie ruszałem się z miejsca, gdy jadły, aż wreszcie zaakceptowały mnie jako [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anapro.xlx.pl
  • Archiwum

    Home
    James M. Ward The Pool 3 Pool of Twilight
    James Sabatina Sabatina. Autobiografia pakistańskiej dziewczyny(1)
    Flemming, Ian James Bond 09 Thunderball By Ian Fleming
    Patterson James Alex Cross 08 Cztery slepe myszki
    James Patterson Alex Cross 03 Jack And Jill
    06 Dzieci szczęścia James Arlene Samotny ojciec
    James Clavell Asian Saga 03 King Rat
    James Axler Deathlands 006 Pony Soldier
    James Beau Seigneur Christ Clone 1 In His Image
    Cobb South Sheri Wszystko przez miśÂ‚ośÂ›ć‡(mśÂ‚odzieśźowa)
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lidka.xlx.pl