[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ALCHEMIA
iki nie żyje powiedział Romek.
Twarz miał czerwoną, oczy opuchnięte od
-Mpłaczu. Stał bezradnie drobny, anemicz-
ny siedmiolatek i patrzył na matkę z nadzieją, jakby
oczekiwał, że wszystko można jeszcze odwrócić.
Jak to?! Zaskoczona Marta zerwała się z fotela.
Nie żyje? Przecież rano go uciszała, gdy jak oszalały
drapał pazurami w okno, podniecony widokiem siada-
jących na parapecie gołębi. Był zdrowy jak koń, jeśli
w ogóle można w ten sposób wyrazić się o kocie.
Nie oddycha poskarżył się chłopiec.
Przestał płakać, lecz jego wystający do przodu ko-
ścisty podbródek wciąż drżał.
Pobiegła do dziecinnego pokoju boso, wbrew regu-
łom pozostawiając laczki przy fotelu. Podążający za
matką Romek również był bez papuci, ale on prawie
nigdy ich nie nosił. Niegdyś nieprzerwanie zwracała mu
na to uwagę: Spójrz na skarpetki, znowu dziurawe! .
Teraz już tego nie robiła.
17
Teraz była lepszą matką.
Kocur leżał na podłodze, na prawym boku, z łapami
wycelowanymi w drzwi. Zbliżyła się z kamienną twa-
rzą, przykucnęła i dotknęła szarej sierści. Nie był zimny
ani sztywny nie jak Cywil, pies, którego Marta miała
w dzieciństwie i który zdechł w dniu jej maturalnego
egzaminu, jakby nie mógł wybrać na odejście jakiegoś
innego, mniej ważnego z tych trzystu sześćdziesięciu
pięciu w roku. Wróciła wtedy do domu, rozszczebiota-
na, bo matematyka (pięta achillesowa) niezle jej poszła
a tu ukochany zwierzak nie wyskoczył na przywita-
nie, jak to zwykł czynić zawsze, nawet jeśli szło się tyl-
ko wyrzucić śmieci. Całą radość diabli wzięli! Trzy dni
pózniej zdawała język polski; przygnębiona, przebrnęła
przez ten pisemny ledwo ledwo, a potem na egzaminie
wstępnym na uniwerek zabrakło jej dwóch punktów,
dokładnie tyle, ile można było uzyskać za lepsze świa-
dectwo maturalne. Wszystko przez psa, przez to, że stał
się sztywny, jakby wyjęto go z zamrażarki. Do tamtej
chwili nie miała pojęcia, że ciało po śmierci staje się
zwykłą kłodą drewna.
Miki sztywny nie był. Ale rzeczywiście nie oddy-
chał. Albo minęło zbyt mało czasu, albo...
Potrząsnęła gwałtownie głową.
Kiedy zauważyłeś? Popatrzyła badawczo na syna.
Przed chwilą. Po obiedzie bawiliśmy się. Podra-
pał mnie.
Chłopiec wyciągnął rękę, pokazując niewidzialne
ślady. One zawsze były niewidzialne, te ślady. Nie pa-
miętała, żeby Miki kiedykolwiek naprawdę podrapał
jej syna.
18
Niniejsza darmowa publikacja zawiera jedynie fragment
pełnej wersji całej publikacji.
Aby przeczytać ten tytuł w pełnej wersji kliknij tutaj.
Niniejsza publikacja może być kopiowana, oraz dowolnie
rozprowadzana tylko i wyłącznie w formie dostarczonej przez
NetPress Digital Sp. z o.o., operatora sklepu na którym można
nabyć niniejszy tytuł w pełnej wersji. Zabronione są
jakiekolwiek zmiany w zawartości publikacji bez pisemnej zgody
NetPress oraz wydawcy niniejszej publikacji. Zabrania się jej
od-sprzedaży, zgodnie z regulaminem serwisu.
Pełna wersja niniejszej publikacji jest do nabycia w sklepie
internetowym Nexto.pl.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]