[ Pobierz całość w formacie PDF ]
objawy braku odpowiedzialności i odwagi cywilnej powiedział.
Brak odwagi cywilnej... Co pan ma na myśli? spytała Strzałecka z zainteresowaniem. Ale %7łar-
necki machnął ręką w odpowiedzi i rzekł:
Przepraszam, muszę jeszcze wpaść na stację, żeby przestudiować rozkład jazdy.
Kiedy odszedł, Strzałecka stwierdziła:
Dziwnie się zachowuje... Do czego on mógł robić aluzję? Wie pan, panie Józefie, że ludzie bywają
często zupełnie nieodgadnięci. Tak mało się w gruncie rzeczy znamy, wiemy o sobie tak mało. Przecież na-
wet taki potwór, ten zbrodniarz, który zabił naszego Borowicza, może kryć się w skórze zwykłej, poczciwej
osoby, którą spotykamy i z którą przyjaznie witamy się codziennie. Co pan o tym sądzi?
Tak, tak Szostak zamyślony pokiwał głową.
Przecież my nic nie wiemy i obawiam się, że równic mało wie milicja. A może Borowicz, miał przy
sobie jakąś większą sumę pieniędzy albo cenne klejnoty? Może ktoś z mieszkańców Marioli" dowiedział
się o tym i tak się złożyło, że cierpiał właśnie z powodu dotkliwych niedoborów finansowych? My oczywi-
Å›cie mamy swojÄ… pracÄ™, zarabiamy, al» wezmy, dajmy na to, %7Å‚arneckiego. Fakt, że jest literatem i że nawet
należy do związku, nie przynosi sam przez się żadnego dochodu. Podobno kiedyś coś tam pisał, nikt z nas
bliżej nic ma o tym pojęcia, ale czy zdziwiłby się pan, gdyby się okazało, że Zamecki od trzech lat nie zaro-
bił ani grosza? Ja bym się nie zdziwiła!
Nie widzę powodów, dla których Wiewiórski miałby go trzymać w Marioli" za darmo odparo-
wał Szostak.
Nic zdaje pan sobie sprawy, jak różne bywają układy, które łączą ludzi snuła swe przypuszcze-
nia dalej. Może robią razem jakieś ciemne interesy? Wiewiórski nie ma według mnie wyglądu świętego
Franciszka z Asyżu.
Wygląd o niczym nic świadczy mitygował swą rozmówczynię Szostak. Poza tym sama sobie
pani zaprzecza. Gdyby %7łarnecki robił ciemne interesy, nie cierpiałby na brak gotówki.
E, ja mówię poważnie, a pan sobie żartuje. Przecież ciemny interes może się nie powieść tłuma-
czyła, gdy znalezli się już w pobliżu Marioli".
Na schodach od kuchni stał sierżant Sójka i rozmawiał z pod kuchenna Zuzią,
Dużo roboty?
Nie narzekam...
Niech się pani pocieszy mówił sierżant koniec sezonu, odpoczynek za pasem.
Mnie tam zawsze robota znajdzie...
Aatwiej byłoby pracować kontynuował sierżant i robota szłaby wszystkim składniej, gdyby
naokoło byli sami solidni i sumienni ludzie. Tacy dostawcy choćby. Potrafią podobno sprzedać wóz kartofli,
na wierzchu ładne, a do środka, pod spód, napchać zgniłych. Niedawno przecież wy też mieliście dostawę
kartofli.
Ale te były sztuka w sztukę jak cuda zapewniła go dziewczyna - Amerykany extra wybór.
Sierżant pokiwał głową.
Nie będę przeszkadzał, pani Zuziu pożegnał się i klonową ścieżką, biegnącą koło werandy, ru-
szył ku wyjściu. Zatrzymał go %7łarnecki
Kiedy zjawi się porucznik? spytał.
Chyba będzie niedługo. Może jeszcze dziś, może jutro. Wic pan, jak to jest w naszej służbie.
Jesteście już na tropie?
Sierżant Sójka rozłożył ręce szerokim gestem. Równic dobrze mógł on oznaczać, że schwytanie
sprawcy jest już kwestią godzin, jak i bezradność.
Bo ja właśnie chciałbym... wahał się %7łarnecki. Chciałbym porozmawiać z porucznikiem...
Podzielić się uwagami... To jest właściwie powiadomić go o pewnej... o pewnym spostrzeżeniu, jakie zrobi-
łem tego krytycznego ranka. Mógłbym zaczekać na porucznika, ale właściwie, myślę sobie, nie będzie żad-
nej różnicy, jeśli panu to powiem.
Oczywiście, nie ma przyczyny, dla której imałoby to robić jakąś różnicę przytaknął sierżant.
Widząc jednak brak zdecydowania %7łarneckiego, dodał: Jedyną różnicę może stanowić fakt, kiedy się
powie to, co się ma do powiedzenia, jeśli rzecz jest rzeczywiście ważna. Lepiej bowiem wcześniej niż póz-
niej.
Właśnie stwierdził z zakłopotaniem %7łarnecki. Pańska uwaga pogłębia w pewnym sensie moje
[ Pobierz całość w formacie PDF ]