[ Pobierz całość w formacie PDF ]
kapitanom sprawującym dowództwo kolejnych Posterunków; Conan jechał z opuszczoną
przyłbicą.
Góry były nie zamieszkane spotykało się tu tylko banitów i strzegące przełęczy garnizony
wojska. Rozmiłowani w uciechach Poitaińczycy nie mieli ani ochoty, ani potrzeby wyciskać
skąpego kawałka chleba ze skalistej ziemi. Na południe od łańcucha gór rozciągał się bezmiar
bogatych i pięknych równin docierając aż do rzeki Alimane, przez rzekę tę Poitain graniczyło z
Zingarą.
Jeszcze teraz, gdy za górami zima warzyła liście, wysokie bujne trawy kołysały się na
równinach, gdzie wypasani konie i bydło, z których słynęło Poitain. Palmy i gaje pomarańczowe
uśmiechały się do słońca, a przepyszne purpurowe, złociste i szkarłatne wieże odbijały
jaskrawo promienie Była to kraina ciepła i dostatku, kraina urodziwych ludzi i bezlitosnych
wojowników. Twardych mężów rodzi bowiem nie tylko surowa ziemia. Poitain otaczali zawistni
sąsiedzi, a jego synów hartowały nieustanne wojny. Od północy wprawdzie kraj był strzeżony
przez góry, ale na południu tylko Alimane oddzielała równiny Poitain od równią Zingary i nie
raz, a po tysiąckroć spłynęły jej wody krwią. Na wschodzie leżało Argos, a dalej Ophir,
królestwa dumną i chciwe. Rycerze Poitain dzierżyli swe ziemie ciężareną i ostrością miecza, i
niewiele zaznawali w życiu spokoju i wypoczynku.
Na koniec Conan dotarł do zamku Trocera&
W bogatej komnacie, której przezroczyste zasłony wybrzuszał łagodny wietrzyk, Conan
siedział na jedwabnej sofie, Trocero zaś, sprężysty ruchliwy mężczyzna o niewieściej kibici i
barach rycerza, który nie wyglądał na swoje lata, jak pantera przemierzał posadzkę.
Przyzwól proklamować się królem Poitain! powiedział z naciskiem. Niechaj te
północne świnie noszą jarzmo, pod które schyliły karki. Południe wciąż jest twoje. Mieszkaj tu i
rządz nami, wśród kwiatów i palm.
Ale Conan pokręcił głową.
Nie ma na ziemi krainy szlachetniejszej niż Poitain. Ale nie obroni się samo, jakkolwiek
mężni byliby jego synowie.
Broniło się samo przez wiele pokoleń zareplikował Trocero z typową dla swego narodu
zazdrosną dumą. Nie zawsze byliśmy częścią Aquilonii.
Wiem. Ale inne są teraz warunki niż wówczas, gdy wszystkie królestwa podzielone były na
skłócone ze sobą dzielnice. Minęły dni księstw i wolnych miast; nadszedł czas imperiów.
Władcy śnią o potędze i tylko w jedności siła.
Tedy pozwól przyłączyć Zingarę do Poitain rzekł Trocero. Pół tuzina książąt wzięło się
tam za łby i kraj rozdarty jest na strzępy wojną domową. Podbijemy go prowincja za prowincją
i dołączymy do naszych dominiów. Potem z pomocą Zingaran podbijemy Argos i Ophir.
Zbudujemy imperium&
I znów Conan pokręcił głową.
Niechaj inni śnią sny o imperiach. Ja chcę tylko odzyskać moje. Nie mam ochoty władać
królestwem trzymanym w całości przez krew i ogień. Jedną jest rzeczą zdobyć tron z pomocą
ludu i władać za jego zgodą, zgoła inną podbić obce państwo i władać strachem. Nie mam
woli zostać drugim Valeriusem. Nie, Trocero, albo całą Aquilonią będę rządzić i niczym więcej,
albo rządzić nie będę wcale.
Więc poprowadz nas przez góry, żeby znieść Nemedyjczyków.
Ochota wprawdzie zapaliła się w srogich oczach Conana, ale powiedział:
Nie, Trocero. Daremna by to była ofiara. Rzekłem ci, co muszę uczynić, aby odzyskać
królestwo. Muszę odnalezć Serce Arymana.
Ale to szaleństwo zaprotestował Trocero. Brednie heretyckiego kapłana, bełkot
obłąkanej wiedzmy.
Nie byłeś w moim namiocie przed valkijską potrzebą odparł Conan posępnie, mimo
woli spoglądając na swój prawy nadgarstek, gdzie wciąż przebijały błękitne ślady. Nie
widziałeś skał spadających z łoskotem, by zmiażdżyć kwiat mojej armii. Nie, Trocero, zostałem
przekonany. Nie jest Xaltotun śmiertelnikiem i tylko z Sercem Arymana w garści mogę mu
stawić czoła. Jadę więc do Kordavy, i to sam.
Ależ to niebezpieczne sprzeciwił się Trocero.
Bo i życie jest niebezpieczne burknął król. Nie pojadę jako król Aquilonii ani nawet
jako poitaiński rycerz, lecz jako wędrowny najemnik. W dawnych czasach tak właśnie
przemierzałem Zingarę. Och, dość mam nieprzyjaciół na południe od Alimane na morzu i na
lądzie. Wielu nie dostrzeże we mnie króla Aquilonii, ale rozpozna Conana od barachańskich
piratów albo Amrę od czarnych korsarzy. Ale mam i przyjaciół, albo też ludzi, co mi dopomogą
z własnych prywatnych powodów.
I lekki uśmieszek przypomnienia przemknął przez jego wargi.
Trocero bezradnie opuścił głowę i spojrzał na Albionę, która siedziała na pobliskiej sofie.
Rozumiem twe wątpliwości, panie powiedział. Ale ja również widziałam monetę w
Zwiątyni Asury i zważ: wedle słów Hadrathusa wybita została pięćset lat przed upadkiem
Acheronu. Jeśli tedy jest Xaltotun mężem sportretowanym na monecie, jak zaklina się Jego
Wysokość, nie może być zwykłym czarnoksiężnikiem, jego bowiem dawniejsze życie liczyło się
w setkach, nie zaś jak u zwykłych ludzi w dziesiątkach lat.
Nim Trocero zdołał odpowiedzieć, rozległo się dyskretne pukanie do drzwi i dał się słyszeć
głos:
Jaśnie panie, pojmaliśmy skradającego się pod zamkiem człeka, co powiada, że chce się
widzieć z gościem. Czekam rozkazów.
Szpieg z Aquilonii! syknął Trocero chwytając sztylet, ale Conan podniósł głos i krzyknął:
Otwórzcie drzwi, niechaj go zobaczę!
Trzymany pod ramiona przez dwóch zbrojnych o srogim wyglądzie, stanął w drzwiach
szczupły mężczyzna w czarnym płaszczu z kapuzą.
Czyś jest wyznawcą Asury? zapytał Conan.
Przybysz skinął, a rośli wojacy, na których twarzach odbiło się zaskoczenie, popatrzyli
niepewnie na Trocera.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]