[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Przeciągły jęk. Wypaliła w tę stronę. Dzwięk powtórzył się. Annie była gotowa
strzelać nadal.
Zawsze uważała, że bycie dziewczyną stwarza jej wiele problemów. Na przykład taki,
że choćby nie wiadomo jak się starała, jej wysoki głos nigdy nie brzmiał na tyle stanowczo,
aby traktowano j ą po ważnie.
Przyciskając lewą ręką koce do piersi, powoli ruszyła przed siebie. Pistolet trzymała
tuż przy sobie, tak jak ją uczył ojciec.
Wkrótce dotarła do miejsca, gdzie leżało ciało Blackburna. Musiała je zobaczyć i
przekonać się, że Forrest nadal tam leży. Od chwili opuszczenia namiotu oczy zdążyły jej się
przyzwyczaić do ciemności.
Wtem coś się z nią zderzyło. Upadła, nie mając czasu, aby wycelować broń i
wystrzelić. Głową uderzyła w twarz Blackburna. Zobaczyła tuż przy sobie jego martwe oczy.
Pamiętała dokładnie, że zamknęła mu powieki. Czemu teraz oczy są otwarte? Krzycząc
stoczyła się z ciała. Upadła na wznak, a wtedy zobaczyła nad sobą jakiś wielki, nieforemny
kształt.
Annie widziała kiedyś zdjęcia niedzwiedzi. Istota, która stała przy niej, zdawała się
niewiarygodnie ogromna. Ale przecież niedzwiedzie wymarły. Forrest Blackburn nie żył.
Skierowała pistolet w stronę postaci i już miała wypalić, kiedy poczuła, że jej ręka drętwieje,
a broń wypada z dłoni.
Olbrzymi stwór zaczął się pochylać w jej stronę. Zerwała się na równe nogi i
popędziła w ciemność...
Posługując się zegarkiem, John skorygował wychylenie igły kompasu. Zanim wlecieli
w chmury, ustalił, na jakiej długości i szerokości znajduje się helikopter. Wyglądało na to, że
błąd wskazań kompasu jest stały, więc Rourke wprowadził poprawkę do obliczeń i naniósł
ich pozycję na mapę. Wydawało się, że powietrze wokół nich kipi, szarpiąc i potrząsając
śmigłowcem.
- Schodzimy niżej - odezwała się Natalia z fotela pilota. - Na tej wysokości burza
rozniesie nas na kawałki. Włączę reflektor, żebyśmy nie nadziali się na jakaś górę lodową.
Paul Rubenstein przykucnął miedzy nimi. Sarah tkwiła przy radiu, nasłuchując, czy
nie odezwie się jakiś sygnał.
- Może ona jest teraz pośród tej burzy. Niech to cholera - szepnęła.
- Jeśli nawet Blackburn nie wie, jak przeżyć w tak niskiej temperaturze, to Annie wie
doskonale. Uczyłem ją tego, tak jak uczyłem Michaela. Blackburn nie jest głupi. Jeśli będzie
trzeba, posłucha Annie. O ile są na ziemi. A jeśli burza zaczęła się, zanim wystartowali, to na
pewno nigdzie nie polecieli. To może być punkt dla nas, Paul.
- O ile przeżyjemy - wtrąciła ponuro Natalia.
Rourke zerknął na nią i uśmiechnął się. Wiedział, że ona tego nie widzi, bo wzrok
miała skierowany przed siebie. Zrobiło mu się trochę niedobrze, kiedy helikopter zanurkował.
Jednocześnie Natalia powiedziała:
- Schodzimy w dół.
- W porządku. Daj mi znać, kiedy będziesz chciała, żebym cię zastąpił - rzekł John.
- Nie ma pośpiechu. Ujeżdżałam już kiedyś takiego wierzgającego byka. To było
wtedy, kiedy przydzielono mnie do Jurija. Nie spotkałeś go... nie, widziałeś go, kiedy ci zbóje
go zamordowali. Zaraz potem ty i Paul znalezliście mnie, gdy błądziłam po pustyni. Jurij
zawsze zgrywał się na kowboja. Nosił kowbojski kapelusz, buty z ostrogami, rozpiętą na
piersi koszulę i mówił po angielsku z idealnym akcentem południowca. A latać na
helikopterze - to jakby ujeżdżać byka. Musisz się po prostu kurczowo trzymać i uważać, czy
maszyna zachowuje właściwy kierunek.
- Robiłaś tak? - spytał Paul. - Trzymałaś się byka, dopóki nie stanął?
Nie odrywała wzroku od szyby, o którą uderzał śnieg i grad.
- Co byś powiedział, Paul, gdybym ci odpowiedziała wtedy, kiedy burza się skończy?
- uśmiechnęła się.
Rourke odwrócił się, słysząc za plecami krzyk Sarah.
- Słyszę sygnał radiowy! Zdaje się, że to po rosyjsku. Nie wiem. Ale słyszę go znów!
Powtarza się systematycznie.
- Jaka częstotliwość? - Przerwał, wpatrując się w nią z napięciem.
- Częstotliwość zmienia się. Spróbuj między sto dwadzieścia jeden pięćset a sto
dwadzieścia jeden sześćset megaherca.
John odwrócił się z powrotem do tablicy rozdzielczej. Nałożył słuchawki i nastawił
radio na podaną częstotliwość. Od kiedy zeszli na niższy pułap, helikopter nie trząsł się już
[ Pobierz całość w formacie PDF ]