[ Pobierz całość w formacie PDF ]
teraz pragnął znalezć się w kabinie i zrobić z nich użytek. W końcu zdjął hełm i przycisnął go
do torsu. Qorl spojrzał na nalaną, młodą twarz pilota, mimo iż już przedtem zorientował się,
że owym niecierpliwym młodzieńcem jest barczysty Norys, były przywódca gangu
33
Zagubionych.
- Przepraszam pana, ale mam pewną propozycję - odezwał się osiłek. - Ponieważ w
trakcie ćwiczeń radziłem sobie bardzo dobrze, o wiele lepiej niż pozostali kandydaci,
pomyślałem, że może powinienem zostać mianowany dowódcą tego skrzydła myśliwców.
Qorl zdusił w sobie gniew i odparł:
- Ja... rozumiem pobudki, jakimi się kierujesz, Norysie. Rzeczywiście, w trakcie
wszechstronnego szkolenia, jakie przeszedłeś, zamierzając zostać najpierw szturmowcem, a
pózniej pilotem myśliwca typu TIE, spisywałeś się doskonale. Jesteś chętny do nauki i, jak
przypuszczam, do służenia Drugiemu Imperium. Niestety, tym razem nie mogę spełnić twojej
prośby.
- Z jakiego powodu?
Czując wyzwanie, kryjące się w tonie głosu niesfornego młodzieńca, Qorl postanowił
odpowiedzieć krótko i rzeczowo.
- Ponieważ Brakiss mianował mnie dowódcą tej wyprawy. Jeżeli jednak uważasz, że
nie musisz podporządkować się temu rozkazowi...
Wzruszył ramionami, pozwalając, żeby wszelkie możliwe konsekwencje tego
stwierdzenia pozostały nie dopowiedziane.
Młodzieniec był szorstki w obejściu, zle wychowany i tak bardzo
niezdyscyplinowany, że gdyby nie wykazywał dużych zdolności we władaniu bronią i sztuce
walki, Qorl z pewnością zostawiłby go na pokładzie Akademii Ciemnej Strony. Stawka w tej
grze była zbyt wysoka, by pozwolić rwącemu się do walki osiłkowi wszystko spartaczyć.
Norys się zarumienił.
- Wydaje mi się, że strach cię oblatuje, staruszku - powiedział. - Jesteś stary i od wielu
lat nie siedziałeś za sterami prawdziwego myśliwca. Zamierzasz dowodzić tym skrzydłem w
taki sposób, żebyśmy trzymali się z daleka od pola walki. Chcesz w ten sposób
usprawiedliwić własny brak odwagi.
- To byłoby wszystko, pilocie - odezwał się spokojnie Qorl, ale w jego cichym głosie
kryła się taka siła, że chyba powietrze zaskwierczało od nagromadzonej w nim energii. -
Pozwalam ci dokonać wyboru. Jeżeli powiesz choćby słowo, pozostawię cię na tym
lądowisku, a jeżeli udowodnisz, że umiesz trzymać język za zębami, pozwolę ci walczyć ku
większej chwale twojego Imperatora.
W tej chwili Qorl naprawdę nie dbał o to, co postanowi zrobić krzepki młodzik. Z
34
przyjemnością dowodziłby nieco mniejszym skrzydłem, byle tylko mieć pewność, że wszyscy
piloci zechcą słuchać jego rozkazów.
Pieniąc się w bezsilnej złości, Norys uczynił wysiłek, by nie odpowiedzieć. Uniósł
hełm i z wściekłością wcisnął na głowę.
Stary pilot odezwał się znów, tym razem raczej pragnąc rozładować napięcie niż z
jakiegokolwiek innego powodu:
- Odnieśliśmy sukces, gdyż udało się nam zakłócić wszystkie sygnały, wysyłane z
ośrodka łączności akademii Jedi. Nasi wrogowie nie mogą więc liczyć na to, że z pomocą
przybędą jakiekolwiek posiłki. A ponieważ ci głupi rycerze Jedi nie widzą na orbicie żadnych
wojennych okrętów, musieli dojść do przekonania, że do odparcia ataku wystarczy ich
mizerne siłowe pole i wiara we własne umiejętności.
Systemy śledzące, jakimi dysponujemy, wskazują, że atak pierwszego oddziału
imperialnych komandosów zakończył się powodzeniem, dzięki czemu siłowe pole przestało
funkcjonować. Akademia Jedi, pozbawiona energetycznej osłony, jest teraz zdana na naszą
łaskę i niełaskę.
Kiedy Tamith Kai wystartuje na pokładzie bojowej platformy, by dowodzić oddziałem
żołnierzy biorących udział w akcji, Zekk i grupa jego Ciemnych Jedi zaczną toczyć pojedynki
z rycerzami, wyszkolonymi przez Skywalkera. W tym czasie myśliwce, tworzące to skrzydło,
rozpoczną nękanie akademii Jedi atakami z powietrza. Mimo iż naszym celem jest
wyrządzenie jak największych szkód, powinniśmy jedynie wspierać siły lądowe Imperium, a
nie brać udziału w bezpośredniej walce. Czy to zrozumiałe?
Piloci mruknęli na znak, że rozumieją zadanie. Qorl nie był jednak pewien, czy do
chóru pomruków przyłączył się głos Norysa.
- To bardzo dobrze - powiedział. - W takim razie... Do maszyn!
Piloci wskoczyli do kabin. Qorl poszedł w ich ślady i po chwili siedział za pulpitem
sterowniczym swojego myśliwca typu TIE, który miał lecieć na czele całego skrzydła.
Wciągnął głęboki haust powietrza, które przedostawało się przez otwory w filtracyjnej masce.
Mimo to poczuł dobrze znaną, rozkoszną woń odczynników chemicznych, umieszczonych we
wnętrzach pochłaniaczy.
Uśmiechnął się do swoich myśli. Czuł się doskonale, mogąc jeszcze raz zasiąść za
sterami maszyny i polecieć w przestworza.
35
Nie odchodząc od urządzeń sterowniczych taktycznej bojowej platformy, Tamith Kai
zawołała:
- Startujemy! I zanim ten dzień dobiegnie końca, powrócimy jako zwycięzcy!
Ogromne wrota hangaru gwiezdnej stacji się otworzyły, ukazując mroki przestworzy i
niewielki szmaragdowy księżyc. Majaczył za nim gigantyczny pomarańczowy kocioł
kipiących gazów, tworzących planetę Yavin. Niewielki księżyc, widziany na tle panoramy
wszechświata, wyglądał niepozornie, ale to właśnie on był najważniejszym celem ataku
szturmowców Akademii Ciemnej Strony. Wkrótce na j ego powierzchni miała rozegrać się
bitwa, która z pewnością zakończy się zwycięstwem sił Drugiego Imperium.
Tamith Kai wydała odpowiedni rozkaz. Natychmiast silniki repulsorów zagrały pełną
mocą i bojowa platforma zaczęła oddalać się od gwiezdnej stacji. Wojskowa jednostka miała
[ Pobierz całość w formacie PDF ]