[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wierzyłem, że nagrodą obiecaną przez Dziewicę Maryję będzie to, iż odnajdę moją żonę w raju...
Już nigdy więcej niczego nie uczyniłem, myśląc, że mam dla siebie wieczność i nawet nie
przypuszczałem, że wieczność to znaczy: bezczynność.
Nie poddawaj się, Nathalie. Nie poddawaj się rezygnacji, tak jak ja uległem optymizmowi.
Być może to nie ja byłem celem twojej podróży aż tutaj. Być może ktoś żąda od ciebie czegoś
innego, komuś jesteś potrzebna z innych powodów niż te machinacje, które właśnie odkryłaś
i które przyprawiają cię o mdłości. Moja słodka sojuszniczko, któż może cię zrozumieć lepiej niż
ja? Czujesz, że ktoś zmanipulował cię, jak marionetkę, która służyła tylko po to, by odwracać
uwagę na proscenium, podczas gdy intryga rozgrywała się za kulisami. Ale nie zatrzymuj się na
tym. Zrób z tego odczucia jakiś użytek. Zrób to dla mnie.
Niewątpliwie pomyliłem się w swoich oczekiwaniach wobec ciebie. Myślałem, że twoje
szkiełko mędrca mnie ocali, a tymczasem może właśnie gubiąc je, możesz być moim ocaleniem.
Jeśli uda mi się ci pomóc jeśli oboje, ty i ja, uznamy, że taka pomoc jest w ogóle możliwa
wtedy być może wydostaniemy się z impasu, w którym tkwimy oboje.
Dzień dobry, tu Guido Ponzo, nie zbudziłem pani? Wypuścili mnie dziś rano, jestem na
dole w recepcji, możemy się zobaczyć?
Pytam po co.
Mam dla pani wiadomość, Nathalie. A pani ma coś dla mnie, prawda? Dowiedziałem się,
że ekspertyza odbyła się wczoraj wieczorem.
Po chwili milczenia umawiam się z nim na piątym piętrze, na balkonie baru, po czym
wracam pod prysznic, by zmyć z siebie bezsenną noc.
Przed nim na stole stoi maleńka filiżanka. Wyjaśnia mi z urazą, że w Meksyku jedyną
rzeczą, która różni espresso od kawy po amerykańsku, jest rozmiar naczynia. Coraz bledszy
wokół ciemnych okularów, w wymiętej koszuli i z jednodniowym zarostem, niemal trzęsie się
z niecierpliwości, pytając, czy udało mi się zdobyć próbkę włókna. Wyjmuję z kieszeni
miniaturową buteleczkę po tequili, którą dopiero co wzięłam z lodówki i opróżniłam nad
umywalką. Na dnie spoczywa nitka wyskubana z hotelowego szlafroka. Ogląda buteleczkę pod
światło, zagryza wargi, pospiesznie chowa ją do kieszeni kurtki i ściska mi dłoń, ze wzruszeniem
na twarzy. Oto najpiękniejszy dzień w jego życiu. Odsuwa się, jest niespokojny, każe mi
zachować ostrożność: teraz moje życie jest w niebezpieczeństwie. Mówię, że jego również, żeby
zrobić mu przyjemność. Z dreszczem podniecenia, połączonym z beztroskim gestem,
odpowiada, że jest do tego przyzwyczajony. I prosi mnie o adres mailowy, żeby przesłać mi
wyniki badań, jak tylko zostanie ustalony wiek mojej próbki przy użyciu izotopu węgla C l4.
Odwracam wzrok. Dlaczego to zrobiłam? Po to, aby w obozie kartezjańskim podniósł się
jeszcze jakiś głos odrzucający cud w imię obiektywnego dowodu? Przedstawianie fałszywego
dowodu rzeczowego w interesie nauki. Dawanie do ręki argumentów przeciwnikom iluzji
w drodze oszustwa. Zwodzenie racjonalisty, żeby rozum mógł odzyskać swe prawa...
Manipulowanie ateistą, jak to uczyniono ze mną, ale po to, by umocnić jego tezę, podczas gdy
sama nie mam już żadnej pewności... To jedyny sposób, jaki znalazłam, żeby jakoś zaczepić się
w rzeczywistości.
W zamian mam mały prezent mówi Guido Ponzo ironicznie, wskazując telefon
komórkowy, który właśnie wyjął z kieszeni.
Włącza go, manipuluje przyciskami, podnosi do ucha, kiwa głową i podaje mi. Po sygnale
sekretarki słychać chrapliwy oddech. Kobiecy głos, bezdzwięczny i nierówny, wymawia jakieś
dzwięki po hiszpańsku. Oddaję telefon, przypominając, że nie rozumiem tego języka. Wciska
kod, żeby jeszcze raz przesłuchać wiadomość, którą tłumaczy mi słowo w słowo, zatykając
palcem prawe ucho i przyciskając komórkę do lewego.
Bez niego nie ma raju. Pomóż mu, Nathalie, ty, której on słucha. Powiedz mu, że Maria
[ Pobierz całość w formacie PDF ]