[ Pobierz całość w formacie PDF ]

czyć, że zostali zaproszeni przez niego dawno temu, w zimie, kiedy odwiedzanie
sklepów i nawiązywanie znajomości przy herbacie jeszcze nie było  przeszko-
dą . Próbował stać się twardszy  bez skutku. Na wiele próśb nie miał odwagi
odpowiedzieć  nie , bez względu na to, czy traktował je jako obowiązki czy nie;
musiał zrobić mnóstwo rzeczy. Niektórzy goście napomykali, że ogród jest raczej
zaniedbany, co może spowodować wizytę inspektora. Oczywiście tylko niewielu
wiedziało o obrazie, lecz gdyby nawet wiedzieli wszyscy, prawdopodobnie nic
by się nie zmieniło. Wątpię, czy sądziliby, że obraz ma jakiekolwiek znaczenie.
Ośmielę się twierdzić, że nie był naprawdę dobry, choć może miał dobre fragmen-
ty. Drzewo, w każdym razie, było dziwaczne. Zupełnie wyjątkowe na swój sposób.
Tak jak sam Niggle, choć był on także zwykłym, szarym człowieczkiem.W końcu
czas Niggle a stał się naprawdę cenny. Znajomi z miasteczka przypomnieli sobie,
55
że ten szary ludzik ma odbyć kłopotliwą podróż i niektórzy zaczęli się zastana-
wiać, kiedy ją wreszcie rozpocznie. Zastanawiali się też, kto otrzyma dom i czy
ogród będzie lepiej utrzymany.
Przyszła jesień, wietrzna i deszczowa. Mały malarz pracował w szopie. Stał na
drabinie, usiłując uchwycić blask zachodzącego słońca na ośnieżonych szczytach
gór, które błyszczały na lewo od koniuszków liści rosnących na jednej z gałęzi
drzewa. Wiedział, że będzie musiał wyruszyć wkrótce, może na początku przy-
szłego roku. Powinien już kończyć obraz, a przecież były fragmenty, gdzie do tej
pory zaledwie naszkicował część tego, o co mu chodziło.
Usłyszał pukanie do drzwi.
 Proszę  powiedział ostro i zszedł z drabiny.
Stał na podłodze, machając pędzlem. Przyszedł jego sąsiad, Parish, jego je-
dyny prawdziwy sąsiad; wszyscy inni mieszkali daleko. Mimo to Niggle niezbyt
lubił Parisha. Częściowo dlatego, że ciągle był on w kłopotach i potrzebował po-
mocy, a także dlatego, że nie obchodziło go malarstwo, za to był bardzo krytyczny
w kwestiach ogrodniczych. Kiedy Parish patrzył na ogródek Niggle a (co zdarzało
się często), zauważał głównie chwasty, a kiedy patrzył na jego obrazy (co zdarzało
się rzadko), widział tylko zielone i szare pasma oraz czarne linie, które wydawały
mu się bezsensowne. Nie wahał się wspomnieć o chwastach (sąsiedzki obowią-
zek), lecz unikał wydawania opinii o obrazach. Uważał to za bardzo uprzejme i nie
zdawał sobie sprawy, że nawet jeżeli był uprzejmy, to na pewno niewystarczają-
co. Pomoc przy chwastach (i być może pochwała obrazów) z pewnością byłyby
lepsze.
 No więc, Parish, o co chodzi?  zapytał Niggle.
 Nie powinienem ci przeszkadzać, wiem  odpowiedział Parish (nie pa-
trząc na obraz).  Jesteś, oczywiście, bardzo zajęty.
Niggle zamierzał powiedzieć coś takiego sam, ale nie wykorzystał szansy.
Burknął tylko  Tak .
 Ale nie mam do kogo się zwrócić  kontynuował Parish.
 Rzeczywiście  zgodził się Niggle i westchnął. Było to jedno z tych ci-
chych westchnień, które są całkiem niesłyszalnym, prywatnym komentarzem do
rozmowy.  Co mogę dla ciebie zrobić?
 %7łona od kilku dni choruje i zaczynam się niepokoić. I wiatr zerwał połowę
dachówek z dachu, woda leje się do sypialni. Chyba powinienem wezwać lekarza.
I murarzy, ale na nich czeka się długo. Myślałem, że masz trochę zbędnego drewna
i płótna. Po prostu, żeby załatać dach i pomóc mi na dzień lub dwa.
Teraz spojrzał na obraz.
 Ojej  powiedział Niggle.  Ale pech! Mam nadzieję, że żona ma tylko
katar. Zaraz przyjdę i pomogę ci znieść ją na dół.
 Bardzo dziękuję  rzekł chłodno Parish  ale to nie katar. To gorączka.
Nie kłopotałbym cię katarem. Poza tym ona i tak leży w łóżku na dole. Nie mogę
56
biegać w górę i w dół z tacami. Nie z moją nogą. Widzę, że rzeczywiście pracu-
jesz. Przepraszam, że ci przeszkadzam. Miałem nadzieję, że mógłbyś poświęcić
trochę czasu i pojechać po doktora, znając moją sytuację. I po murarzy też, jeśli
rzeczywiście nie masz zbędnych płócien.
 Oczywiście  powiedział Niggle, choć na końcu języka miał zupełnie inne
słowa. Serce zmiękło mu po prostu, choć nie czuł nic.  Mógłbym pojechać do
miasta. Pojadę, jeśli rzeczywiście się martwisz.
 Martwię się, bardzo się martwię. Szkoda, że jestem kulawy  powiedział
Parish.
Niggle pojechał. Zrozumcie, czuł się niezręcznie. Parish był jego jedynym są-
siadem, inni ludzie mieszkali daleko. Niggle miał rower, Parish nie miał i nie mógł
jezdzić. Parish był kulawy, naprawdę kulawy i sztywna noga często bardzo go bo-
lała, o tym powinno się pamiętać tak samo, jak o jego kwaśnej minie i jękliwym
głosie. Oczywiście  Niggle malował obraz i miał mało czasu, by go ukończyć.
Wydaje się jednak, że z tym powinien liczyć się nie Niggle, lecz Parish. Parish
jednak nie liczył się z obrazami, a Niggle nie mógł tego zmienić.
 Do diabła z tym  powiedział do siebie, wyprowadzając rower.
Było zimno, wiał wiatr, światło dnia zanikało.  Koniec roboty na dziś  po-
myślał Niggle i całą drogę albo klął w myślach, albo wyobrażał sobie pociągnięcia
pędzla na górach i otaczających je, pełnych liści gałęziach, które po raz pierwszy
wyobraził sobie na wiosnę. Palce drgały mu na kierownicy. Teraz, kiedy wyszedł
z szopy, wiedział dokładnie, jak pokazać lśniące gałęzie otaczające daleki widok
gór. Jednak głęboko w sercu czuł coś podobnego do strachu; strachu, że nie będzie
miał już okazji nigdy tego spróbować.
Znalazł doktora, zostawił też wiadomość dla murarzy. Biuro było zamknięte,
a murarz poszedł do domu grzać się przy kominku. Niggle przemókł na wskroś
i sam się zaziębił. Doktor nie wyruszył tak szybko, jak uczynił to Niggle. Przy-
jechał następnego dnia, co było zgodne z jego zwyczajami i miał już teraz dwoje
pacjentów w sąsiednich domach. Niggle leżał w łóżku, z wysoką gorączką, a w je- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anapro.xlx.pl
  • Archiwum

    Home
    Anita Shreve Fortune's Rocks (pdf)
    Gordon Korman Bugs Potter 02 Bugs Potter Live At Nickaninny
    Chemia materiałów wybuchowych
    02 Dynastia Connellych DeNosky Kathie Na zawsze twoja
    Felicjan SśÂ‚awoj SkśÂ‚adkowski Strzć™py meldunków
    2008 62. W blasku fleszy 2. Sharon Kendrick SśÂ‚awa i samotnośÂ›ć‡
    Jack Williamson The Humano
    Cyndi Friberg Therian Prey [EC Twilight] (pdf)
    Cygler Hanna Czas zamknić™ty
    046 Gladiator
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lidka.xlx.pl