[ Pobierz całość w formacie PDF ]
* Stabilitas loci (łac.) - trwałość miejsca, tu: przywilej zabezpieczający przed przeniesieniem na inne stanowisko.
187
Pan Marszałek długo jeszcze był wzburzony po swym przemówieniu, a wkrótce poczuł się szalenie zmęczony...
Jeżeli Komendant będzie jeszcze dłuższy czas premierem, to przypłaci tę pracę zdrowiem.
Dobrze Komendant powiedział kiedyś, że być szefem rządu to praca nie dla Niego.
Pan Marszałek wygląda zle i widocznie jest zmęczony tym prowadzeniem rządu. Codziennie pracuje po południu w
Prezydium Rady Ministrów.
No, aby tylko mógł wytrzymać do wyborów. Pózniej będzie łatwiej.
SPRAWY BUD%7łETOWE
MELDUNEK W SPRAWACH POLITYCZNYCH
Dnia 15 września wezwany zostałem do Pana Marszałka, do Prezydium Rady Ministrów, na godzinę piątą po południu.
Meldowałem przebieg niedzielnych manifestaeyj w kraju, a szczególnie w Warszawie, w Dolinie Szwajcarskiej i
Alejach Ujazdowskich *.
Pózniej przedstawiłem sytuację w Małopolsce wschodniej i konieczność zlikwidowania "Piasta" **, występującego
specjalnie gwałtownie.
Pan Marszałek słuchał spokojnie, nie przerywając mi, poter dał ogólne wytyczne i rozkazy.
Zabronił przede wszystkim rozdymania znaczenia wypadkóv i manifestaeyj zarówno w centrum Państwa, jak i
Małopołscd wschodniej.
W Polsce ma panować spokój, bez żadnych stanów wyjatko-l wych. Natomiast sądy mają niezwłocznie załatwić
przestępstwa przeciw porządkowi w Państwie, tak by przykład kary działał możliwie szybko i bezpośrednio.
Poza tym mam karać mocno, możliwie pieniężnie, za niele-j galne posiadanie broni.
* 14 września 1930 r. w 21 miejscowościach odbyły się wiece zwolenJ ników Centrolewu. W Warszawie demonstracja
w Alejach Ujazdowskie!] zakończyła się starciem z policją, zginęły 2 osoby, a 29 było rannych.
** "Płast" - skauting ukraiński, organizacja o nastawieniu nacjonali-j stycznym.
Dnia 23 września 1930 roku wezwani zostaliśmy na Radę Ministrów, jak zwykle na godzinę piątą minut trzydzieści po
południu.
Komendant przewodniczył. "Punkty" szybko przechodziły jeden za drugim, jak zwykle w obecności Pana Marszałka,
który nie dopuszczał do długiej dyskusji w czasie obrad.
Po wyczerpaniu porządku dziennego zabrał głos Pan Marszałek, w sprawach układania budżetu na rok następny.
Komendant stwierdza zmniejszenie się dochodu Państwa o 7 do 8%. Za cały rok może to dać 150 do 180 milionów
złotych.
"Ten smutny jakoby stan, mówi Komendant, nie wydaje mi się zanadto smutnym.
Analiza moja związana jest z tym, z czego składa się to zmniejszenie.
Przede wszystkim widzimy 59 milionów zmniejszenia z ceł, czyli zmniejszenia dochodów państwowych z tego działu.
My tyleśmy zrobili szykan celem zmniejszenia importu, że osiągnęliśmy skutek .doskonały'...
...Trzydzieści kilka milionów istotnego zmniejszenia naszego budżetu - wydaliśmy na podwyższenie, wbrew mej opinii,
pensy j urzędnikom.
Dlatego w rozmowie mej z ministrem skarbu nie mogłem się zatrzymać na globalnej sumie, którą bym wyznaczył.
Zgodził on się ze mną, że prace nad budżetem muszą być prowadzone dłuższą drogą - rozmów z innymi ministrami.
108
109
Ja stwierdzam jeszcze raz, że jest zmniejszenie dochodów skarbowych o trzydzieści kilka milionów...
Będę z panami rozmawiał pod naciskiem zmniejszenia dochodów...
Zamierzam już w tym tygodniu przystąpić do pracy z ministrami.
Wybrałem na pierwszy plan pana ministra Staniewicza i pana Matakiewicza.
Ja uprzedzam panów, że dodatkowych kredytów nie puszcze".
Tu Komendant skłonił się wszystkim głową i wyszedł z sali obrad, razem z ministrem Beckiem.
Pan Marszałek wygląda lepiej i jest mniej surowy niż na początku swej prezesury w Radzie Ministrów.
PODWIECZOREK W PREZYDIUM
Minister Beck zawiadomił mię telefonicznie, że dnia 29 września (1930 roku), o godzinie piątej po południu,
Komendant będzie rozmawiał w sprawach sytuacji politycznej w Prezydium Rady Ministrów z paru osobami spośród
swych najbliższych współpracowników.
W dużej sali Prezydium zebraliśmy się na wyznaczoną godzinę: prezes Sławek, b. premier Switalski i ja. Za chwilę
wszedł Komendant, w mundurze marszałkowskim, w towarzystwie ministra Becka.
Na środku sali - stół zastawiony był do podwieczorku, ale Komendant wyjął od razu papierosa i mówił cały czas paląc,
tak że nikt nie tknął owoców, leżących na stole.
Gdy tylko zajęliśmy miejsca przy stole, Komendant zaczął mówić:
"Moja metoda walki politycznej ma za cel: 1) zmianę konsty* tucji; 2) poprawę złych obyczajów politycznych i
parlamentarnych.
Aby to osiągnąć, przeszkadzam w życiu przeciwnikom. Są tu: a) aresztowania; b) poszukiwanie broni; c) płacenie za
nią kar, czyli, w ogóle psucie przeciwnikom życia.
Chciałbym się obejrzeć, czy należy ten styl prowadzić do końca tak ostro, czy też przestać go kontynuować.
Bo tak już jest w Polsce: jak deszcz pada, to musi padać cały rok... wszyscy do wszystkiego się przyzwyczajają... po
jakimś czasie ludzie się obyli i to nie stanowi już tak wielkiej rzeczy.
Sądownictwo poszło na...
Ja stawiam pytania: po pierwsze, czy prolongować to dalej w sposób ostry i silny, czy robić to już normalnie;
po drugie, jak to się odbiło na szansach wyborczych, gdyż na pewno dobrze się odbiło na osłabionej poprzednio
administracji".
Tu Pan Marszałek kazał nam odpowiadać po kolei na postawione przez siebie pytania.
Mówiąc o wyborach, oświadczyłem, że na zasadzie mych ob-serwacyj spodziewam się, że Blok Bezpartyjny otrzyma
170 mandatów, nie wliczając w to listy państwowej *.
Pan Marszałek rzucił się na to z niechęcią:
"Co pan mi tu wygadujesz!! Znam takich, co wygadują podobnie głupie rzeczy, a pózniej, gdy się one nie sprawdzą,
płaczą i wołają: Nie udało mi się!"
Potem, już spokojniej, Pan Marszałek dodał:
"Przecież ja muszę zupełnie inną taktykę szykować wobec Sejmu, w którym mam większość, a w którym jej nie mam.
Zrozumcie to".
Odpowiedziałem, że zameldowałem tak, jak sprawa mi się przedstawia, bez naświetlenia optymistycznego.
Zebrawszy nasze opinie, Komendant pożegnał nas i odszedł z ministrem Beckiem do gabinetu premiera.
Takeśmy z przygotowanego podwieczorku nic nie ruszyli.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]