[ Pobierz całość w formacie PDF ]
chociaż na chwilę nie przestanie jej pilnować.
Wkrótce na dworze rozległy się głosy. Siostra Konstancja zerwała się z
miejsca.
- Pójdę zobaczyć, jak ochmistrz i jego orszak opuszczają klasztor -
powiedziała, biegnąc do drzwi.
Ingebjorg pośpiesznie wyjęła dokument. Najpierw chciała go włożyć
między stronice książki, nad którą pracowała, przypomniała sobie jednak, z
jaką łatwością siostra Potentia znalazła tak samo schowany list. Zatrzymała
wzrok na półkach z książkami, wiedziała, że zostały przepisane wiele lat
temu. Należą do klasztornej biblioteki, ale tych stojących najwyżej
zakonnice raczej nie czytają. Podbiegła tam, rozwiązała rzemienie przy
okładkach największej i najgrubszej z ksiąg, wsunęła dokument między
stronice, po czym starannie zawiązała rzemienie i odstawiła książkę na
miejsce.
Kiedy odwróciła się, by wrócić do pulpitu, przerażona stwierdziła, że
siostra Konstancja stoi w progu i podejrzliwie się jej przygląda.
Rozdział siedemnasty.
- Co ty robisz, siostro Ingebjorg?
- Ja... po prostu nabrałam ochoty... żeby poczytać te stare, piękne księgi,
siostro Konstancjo.
- Nie masz dość pracy nad przepisywaniem? Ochmistrz się niecierpliwi. W
przeciwnym razie by tu nie przyjeżdżał.
- Przepraszam...
Ingebjorg wróciła do pracy, modląc się w duchu, by Konstancja uwierzyła
jej słowom. To bardzo niebezpieczne zostawiać dokument w izbie, do której
siostry wchodzą, by pożyczać książki, ale jak znalezć inną kryjówkę? Z
drugiej strony ciekawe, jak wyjmie teraz ten pergamin, nie budząc
podejrzeń?
Do końca dnia nie znalazła rozwiązania, z dręczącym niepokojem w sercu
opuściła armarium, by iść spać.
Nie uczestniczyła w modlitwach, ale też za tym nie tęskniła. Szczerze
mówiąc, to dziwna kara, że zabroniono mi wstępu do domu modlitwy,
myślała. Reguła zakonna zakłada, że wszystkie siostry uważają msze,
modlitwy w kościele i inne nabożeństwa jako dar od Boga i błogo-
sławieństwo, tak powinno też być tutaj, w Nonneseter. Tutaj jednak chodzi
się do kościoła z obowiązku, bez radości. Zakonnice recytują modlitwy i
psalmy, chcą jak najszybciej skończyć i, albo wyjść na słońce, albo, nocą,
wracać do łóżek. Robią wszystko, co się im każe, zjadają tę odrobinę
jedzenia, wypełniają obowiązki pod przymusem, milczą, bo nie wolno im
nawzajem ze sobą rozmawiać, ale korzystają z każdej okazji, by poszeptać za
plecami innych, snują intrygi i plotkują, są posłuszne ze strachu, nie z
potrzeby serca.
Kiedy leżała na łóżku i wpatrywała się w blask wieczornego słońca, który
nie pozwalał jej zasnąć, myśli popłynęły najpierw do sity Jacoba, a zaraz
potem znowu do ochmistrza. Przypomniała sobie, co pomyślała o Jacobie
przy pierwszym spotkaniu, że mianowicie jest za młody, by być kapłanem i
zbyt urodziwy, by żyć w celibacie. Przenikała ją słodka radość, kiedy
zostawała z nim sama, a on kładł jej rękę na dłoni. Pewnie dlatego bywał
bohaterem jej grzesznych snów. Teraz żywiła dla księdza jedynie
współczucie. Wolałaby nie widzieć tęsknoty w jego wzroku i miała nadzieję,
że się myli, przede wszystkim jednak ufała, że sira Jacob zdoła dochować
tajemnicy jej spowiedzi.
Sira Jacob boi się pani Thory tak samo jak ona i, niestety, jest tchórzem.
Gdyby przełożona dowiedziała się, że Ingebjorg znowu była u spowiedzi, i
gdyby zmusiła go do wyjawienia, czego ta spowiedz dotyczyła, to chyba by
się nie powstrzymał i powiedział o jej planach ucieczki. Albo jeszcze gorzej:
powiedziałby o dokumencie.
Lęk zakradał się do duszy nieszczęsnej dziewczyny. Jeśli będą ją straszyć
kolejną chłostą, to chyba odda dokument w nadziei, że ludzie króla wiedzą,
co się w nim znajduje. Pani Thora jednak uzyska wtedy potwierdzenie, że
Ingebjorg kłamała. I ukarze ją surowiej niż zwykle.
Dlaczego nie próbowała powiedzieć nic ochmistrzowi? Dzisiaj miała
wyjątkową okazję, ale ją straciła.
Ingebjorg słyszała, że inne siostry też nie mogą spać i wiercą się na
posłaniach. Pamiętała, jakie były ożywione po powrocie z miasta, to chyba
bez sensu, żeby zdrowe, młode dziewczyny zamykać w klasztorze, odbiera-
jąc im prawo do fizycznej miłości. To niezgodne z naturą i przykazaniami
boskimi.
Przez cały następny dzień była zdenerwowana. Wciąż myślała o
benedyktyńskiej regule, o tych, którzy mimo wielu upomnień nie chcą się
poprawić". Jeśli wykluczenie ze wspólnoty nie pomaga, opat powinien
wkroczyć niczym mądry lekarz", a jeśli nie pomogą też maści i gorące
okłady, powinien wziąć nóż i amputować", jak powiedział apostoł:
wyrzućcie zło z waszej wspólnoty, bo w przeciwnym razie istnieje
niebezpieczeństwo, że chory zarazi całą gromadę".
Co znaczy wziąć nóż i amputować, zastanawiała się przerażona.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]