[ Pobierz całość w formacie PDF ]
siostry szły pełną parą - czegóż chcieć więcej? Tylko
201
S
R
wstrętna egoistka nie byłaby szczęśliwa - a przynajmniej
zadowolona - w takiej sytuacji.
Zgodnie z tym, co Lily postanowiła, coraz rzadziej zda-
rzało jej się myśleć o Stevie. Kiedy Pauline zaciągnęła ją
na zebranie lokalnego Stowarzyszenia Przedsiębiorców, a
potem pewien całkiem atrakcyjny prawnik zaproponował
wspólną kolację, zmusiła się, by przyjąć jego zaproszenie.
- Bardzo dobrze - mówiła Pauline w drodze do domu.
- Cieszę się, że wreszcie się ruszyłaś.
W odpowiedzi Lily zalała się łzami.
- Kiedy to się skończy? - zapytała, zawstydzona tym
przejawem słabości.
- To zależy od tego, ile czasu potrzebujesz, by o kimś
zapomnieć - odparła Pauline, poklepując pocieszająco sio-
strę po ręce.
- Trzynaście lat to chyba dosyć czasu?
- Nie próbowałaś porozmawiać ze Steve'em? - zapytała
Pauline, kiedy stanęły na czerwonym świetle. - Przecież to
rozsądny człowiek.
- Myślałam o tym, żeby zadzwonić, ale co miałabym
mu powiedzieć? - odarła Lily, mnąc wilgotną chusteczkę.
- Zrobiłam, co zrobiłam, i nic tego nie zmieni.
- To prawda. - Gdy zapaliło się zielone światło, prze-
jechały przez skrzyżowanie. - Jeżeli nie możesz czegoś
zmienić, spróbuj przynajmniej zmienić swoje nastawienie.
I nie mówię tego, by cię dobić - ciągnęła Pauline.
- Pomyśl, że po twoim wyjezdzie Steve, tak samo jak ja,
musiał stawić czoło wstrętnym plotkom. Nawet jeżeli
202
S
R
wciąż za tobą szaleje, lęk przed kolejnym upokorzeniem
może go przerastać.
Nie mówiąc już o obawach, że może nigdy nie będzie
mu dane zostać ojcem, dodała w myślach Lily.
- Tak, to jest to! - wykrzyknęła ożywiona. - Muszę wy-
myślić jakiś sposób, by mu okazać, że to się już nie powtó-
rzy. %7łe nigdy nie przysporzę mu wstydu przed całym mia-
stem.
- Hm... Może to i jakiś pomysł - odrzekła bez prze-
konania Pauline. Zaparkowała na podjezdzie obok wozu
siostry i zaciągnęła hamulce. - A jak zamierzasz to zrobić?
Lily zwiesiła głowę.
- Nie mam pojęcia.
Weszła z siostrą do domu, by podziękować Wadebwi za
to, że miał oko na Jordana. Chłopak upierał się ostatnio, że
jest już na tyle dorosły, by mógł zostawać sam w domu.
Może miał rację, zwłaszcza że ciocia i wujek byli pod tele-
fonem. Jordan wracał codziennie ze szkoły bez żadnych
przygód. A ponieważ był odpowiedzialnym, rozsądnym
chłopakiem, poradziłby sobie pewnie i wieczorami. Ona
jednak denerwowała się tym pomysłem.
Po powrocie do domu Jordan włączył komputerową
grę, a Lily usiadła przed telewizorem. Jednak nie wie-
działa, co ogląda. Przez cały czas myślała tylko o tym, jak
przekonać Steve'a, że zasługują na jeszcze jedną szansę i że
go już nie opuści.
Następnego ranka, wracając z miasta po spotkaniu z
klientką, która chciała zamówić u niej kwartalne roz-
liczenie podatkowe dla swojej firmy, przejechała obok
203
S
R
widocznej z daleka tablicy, umieszczonej przed małym
sklepikiem papierniczym. Bob skończył 65 lat! Wszyst-
kiego najlepszego!" Jakie to miłe, że ktoś nie wstydzi się
publicznie okazać swoich uczuć! Nagle doznała olśnienia.
To może być rozwiązanie! Zerknęła we wsteczne lusterko i
zawróciła na parking. Niespełna pięć minut pózniej wsia-
dała z powrotem do samochodu. Po raz pierwszy od wielu
tygodni w jej serce wstąpiła otucha.
Gdy dojeżdżała do biura, nuciła już, wtórując radiu.
- Coś ty taka zadowolona? - powitała ją Gail.
Wnętrze wyglądało dokładnie tak, jak sobie Lily wy-
marzyła. Drewniana posadzka została pociągnięta lakierem
w odcieniu czereśni, skórzane fotele, szklane stoliki i ele-
ganckie mosiężne lampy tworzyły zachęcający kącik do
siedzenia. W dawnej jadalni znajdowała się recepcja- kró-
lestwo Gail.
- Właśnie podpisałam umowę z nową klientką - od-
powiedziała Lily, wręczając jej teczkę z papierami Claudii
Mallard. - Będę w moim gabinecie.
- Moje biuro, moje biuro - podśpiewywała półgłosem,
idąc świeżo odmalowanym korytarzem. Wymawianie tych
słów nadal sprawiało jej wielką satysfakcję.
Usiadła za biurkiem i zadzwoniła do atrakcyjnego
prawnika, by odwołać spotkanie.
- Przykro mi - powiedziała, kiedy odebrał telefon. -
Mogłabym pewnie szukać jakichś pretekstów, ale prawda
jest taka, że nie powinnam przyjmować twojego za-
proszenia. Możesz mi wierzyć, nie chodzi o ciebie. Ja po
prostu interesuję się kimś innym.
204
S
R
- Nie będę udawał, że nie jestem zawiedziony. - Miał
głęboki głos, który był z pewnością atutem na sali sądowej.
- Albo że nie jestem ciekawy - dodał. - Ponieważ muszę
być za chwilę w sądzie, więc powiem tylko, że życzę ci
szczęścia. A gdyby wam się nie ułożyło, zadzwoń do mnie.
Odłożyła słuchawkę z uczuciem ulgi i w tym momencie
w głębi jej torebki rozdzwoniła się komórka. Wyjęła ją
szybko, pełna niepokoju. Zobaczyła, że telefon jest z Los
Angeles. Kto to może być?
- Lily, mam wspaniałą wiadomość! - poinformował ją
prawnik, zarządzający majątkiem Francisa. - Dostaliśmy
poważną ofertę kupna posiadłości, od sprawdzonego klien-
ta.
205
S
R
Rozdział 13
Steve podejrzewał, że Pauline i Wade zaprosili go na
kolację kilka dni przed swoim ślubem tylko dlatego, że się
o niego martwili. Ale nie dbał o to. Dla zapiekanki Pauline
z jarzynami i sosem warto było stać się na chwilę obiektem
nienależnego współczucia.
Podczas kolacji, podanej w urządzonej staroświecko ja-
dalni z kryształowym żyrandolem, rozmowa krążyła wokół
klubów sportowych Mariners i Seahawks, losów alaskań-
skiego wiaduktu zniszczonego podczas ostatniego trzęsie-
nia ziemi oraz ewentualnej budowy trzeciego mostu wiszą-
cego nad Lake Washington.
Pauline i Wade wypytywali go o dom, którego budowa
dobiegała końca, a potem Pauline opowiedziała mu o pla-
nach poszerzenia sklepu o niedawno zwolnione pomiesz-
czenie w sąsiednim budynku. Wade przechwalał się sukce-
sami nowej firmy.
- Nigdy byś nie zgadł, kto mnie odwiedził - powiedział
Wade, sięgając po pucharek z malinowym sorbetem.
- Harriet Tuttle i jej mąż Elroy.
206
S
R
- Ach tak? - zdziwił się Steve. - Zawsze podejrzewałem,
że musieli co nieco odłożyć na czarną godzinę.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]