[ Pobierz całość w formacie PDF ]
pewien w Farnholm'ie zagrała krew i niechętnie żegnał się z myślą, że ma nie trzymać
samolotu na muszce. Nic a nic nie wierzę tym draniom! A kto wierzy? zauważył
Nicolson. Wątpię jednak, czy ten facet ma coś więcej niż karabin maszynowy.
Hydroplan nadal krążył, zachowując tę samą bezpieczną odległość. Uważam, że chcą nas
dostać, ale żywych, Bóg jeden wie, dlaczego. Ten facet, jak powiedzieliby Amerykanie, ma
nas tylko upewniać, że stąpamy po cienkim lodzie. Nicolson spędził za wiele lat na
Dalekim Wschodzie, żeby nie brać pod uwagę licznych przerażających opowieści o
barbarzyńskim okrucieństwie Japończyków w czasie Wojny Chińskiej i wiedział, że cywil,
który znalazł się na terenach zajętych przez wroga, witał śmierć jako wspaniałe wyjście,
ucieczkę przed losem jeńca Japończyków. Nie mam jednak
najmniejszego pojęcia, z jakiego względu jesteśmy dla nich tacy ważni. Ale póki czas,
cieszmy się z tego. Zgadzam się z panem odezwał się Van Effen, który już schował
broń. Ten samolot& jak to się mówi& tylko trzyma rękę na pulsie. Niedługo odleci, niech
się pan generał nie martwi. Może tak, może nie. Farn- holme trzymał karabinek na
wierzchu. Nie ma powodu więc, bym sobie do niego w razie czego nie popukał. Przecież
to, do cholery, wróg. Zadyszał się. Kulka w jego silnik& Nie zrobisz tego, Fosterze
Farnholme. Ton głosu panny Plenderleith był zimny, zjadliwy i nie znoszący sprzeciwu.
Zachowujesz się jak idiota, nieodpowiedzialne dziecko. Natychmiast odłóż broń! Farn-
holme pod jej spojrzeniem już tracił rezon chłostany ciętym językiem. Po co wsadzać kij w
mrowisko? Strzelisz do niego, a on straci panowanie nad sobą i zacznie do nas strzelać.
Wybije połowę nas w pień. Niestety, nie ma żadnej pewności, że ty znajdziesz się w tej
połówce. Nicolson z trudem zachowywał powagę. Nie miał pojęcia, jak długo będą płynąć,
lecz jednego był pewien: otwarta wojna między Farnholme'm a panną Plenderleith na
pewno przez cały czas będzie im dostarczała niezłej rozrywki. Jeszcze ani razu nie odezwali
się do siebie w normalny sposób. Słuchaj no, Constance zaczął Farnholme tonem na
wpół zaczepnym, na wpół pojednawczym nie masz prawa& Tylko nie zwracaj się do
mnie per "Constance" rzuciła lodowatym tonem. Odłóż broń. Nikt z nas nie życzy sobie
stać się ofiarą na ołtarzu twojego niewczesnego męstwa i zapału do walki. Raczyła
jeszcze rzucić mu zimne, trzezwe spojrzenie i ostentacyjnie odwróciła się
tyłem. Temat wyczerpał się, Farnholme został złamany. Czy pani i generał& znacie się
dłużej? odważył się spytać Nicolson. Przez chwilę patrzyła na niego lodowatym wzrokiem,
pomyślał więc, że posunął się za daleko, ale nagle ściągnęła usta i skinęła głową. Tak,
znamy się długo. Jeśli chodzi o mnie, to o wiele za długo. Dowodził pułkiem w Singapurze,
jeszcze na długo przed wojną, ale wątpię, czy w tym pułku choć raz go widziano, głównie
spędzał czas w Klubie Bengalskim. Pijany, oczywiście. Bez przerwy. Moja szanowna pani!
wrzasnął Farnholme poruszając gwałtownie krzaczastymi brwiami gdybyś była
mężczyzną& Uspokójże się przerwała mu z niecierpliwością. Ile razy można to samo
powtarzać, przecież to niemiłosiernie nudne. Farnholme mruknął coś gniewnie do siebie,
lecz uwagę wszystkich przykuł teraz ponownie hydroplan. Warkot silnika nasilił się, Nicolson
więc pomyślał, że samolot zamierza zaatakować, lecz niemal w tym samym momencie
zrozumiał sytuację: samolot tylko się oddala, by zataczać nad nimi szersze koło. Silnik
dostał więcej paliwa, ale tylko po to, żeby samolot wszedł na większą wysokość. Nadal
krążył, cały czas jednak zwiększając wysokość, nad czym niemało się natrudził, lecz jakoś
mu się to udawało. Osiągnąwszy około dwustu metrów wyrównał lot i zaczął zataczać nad
nimi krąg o średnicy około pięciu mil. Jak pan myśli, po co to zrobił? odezwał się
Findhorn głosem o wiele silniejszym i czystszym niż można się było tego spodziewać.
Dziwne to, nie uważa pan?
Nicolson uśmiechnął się. Myślałem, że pan śpi. Jak się pan czuje? Jestem głodny i chce
mi się pić. Ach, dziękuję, panno Plenderleith. Wyciągnął rękę po kubek, skrzywił się z
bólu. Spojrzał ponownie na Nicolsona. Nie odpowiedział pan na moje pytanie.
Przepraszam, panie kapitanie. Trudno powiedzieć. Wydaje mi się, że może chce
sprowadzić tu swoich kumpli, wzniósł się więc wyżej, żeby było go widać. No, ale to tylko
domysły. Pańskie domysły niestety aż nazbyt często jak na mój gust się sprawdzają.
Findhorn zamilkł zatapiając zęby w kanapce z wołowiną. Minęło pół godziny, a samolot
wywiadowczy wciąż krążył na tej samej wysokości. Było to dość denerwujące, karki
rozbolały od patrzenia bez przerwy w górę. Lecz przynajmniej jedno było oczywiste
samolot nie miał wobec nich bezpośrednio wrogich zamiarów. Po następnej półgodzinie
krwistoczerwone słońce zaczęło szybko opadać pionowo w dół, za krawędz morza,
gładkiego jak lustro, mroczniejącego ku zamazanej linii horyzontu na wschodzie i lśniącego
wielką nieruchomą taflą cynobru na zachodzie, zabarwioną przez krąg udającego się na
spoczynek słońca. Z tafli tej wyrastały jednak dwie malutkie wysepki, wokół których
marszczyło się cynobrowe lustro wody, a one na jego tle, w poziomych promieniach słońca
wydawały się czarne. Odrobinę na lewo zaś od dziobu, może ze cztery mile na południowy
zachód, znad spokojnej powierzchni morza zaczynała niedostrzegalnie wyrastać jakaś
większa, płaska wyspa. Wkrótce po tym, jak ją
zauważyli, samolot zaczął się opuszczać i lecieć długim płytkim lotem nurkowym w kierunku
wschodnim. Vannier spojrzał na Nicolsona z nadzieją w oku. Koniec z pilnowaniem nas?
Pewnie leci do domu wskoczyć do łóżka, prawda? Obawiam się, że nie. Nicolson
wskazał głową na odlatujący samolot. W tamtym kierunku nie ma nic, tylko setki mil
morza, dopiero potem Borneo& a przecież tam nasi przyjaciele jeszcze się nie zadomowili.
Stawiam sto do jednego, że wypatrzył kumpla. Spojrzał na kapitana. A jak się panu
wydaje? Pewnie znów, do cholery, ma pan rację. Uśmiech Findhorna całkiem złagodził
jego ostry ton. Lecz po chwili kapitan już się nie uśmiechał, tylko ponurym wzrokiem patrzył
na samolot, który znów powrócił i zaczął nad nimi krążyć. Tak, racja po pana stronie
powiedział cicho. Obrócił się z trudem i spojrzał przed siebie. Jak daleko według pana jest
ta wyspa? Ze dwie i pół mili. Może trzy. Niech będzie trzy. Find- horn rzucił spojrzenie
Willoughby'emu i wskazał ruchem głowy na silnik. Czy da się wycisnąć więcej obrotów z
tej waszej maszyny do szycia? Jeszcze najwyżej węzeł, panie kapitanie. Drugi mechanik
wskazał ruchem ręki na linę holowniczą łączącą ich z szalupą Sirana. Dwa węzły, jeśli ich
odetnę. Niech mnie pan nie wodzi na pokuszenie. Niech pan skupi się na silniku. Skinął
głową w stronę Nicolsona, który oddał rumpel Vannierowi i przysunął się do kapitana. Co
[ Pobierz całość w formacie PDF ]