[ Pobierz całość w formacie PDF ]
włóczyć się po hotelu i odkrył nagle, że promień słońca zdołał przeniknąć między blokami budynku i
ogrzewał część basenu. Carvalho założył spodenki kąpielowe, okrył się kimonem i zabrał ze sobą
krem, chroniący przed zdradliwym słońcem tropików. Popływał trochę, a potem wysmarował się
kremem i położył w słonecznym trójkącie. Przez godzinę walczył z chmurami o władzę nad słońcem,
wreszcie wrócił do pokoju z przyjemnym uczuciem gorąca i wszedł pod prysznic, pogwizdując z
zadowolenia.
Za drzwiami hotelu czekał na niego upał, odprowadził go do placu Lumphini i parku, który obiecywał
zieloną i cienistą Azję. Carvalho szukał dzielnicy ambasad, ale zatrzymał się na chwilę w kuszących
ogrodach, podziwiając jeden z najweselszych zakątków Bangkoku. Wireless Road była spokojną ulicą
willową, nad którą panowała niepodzielnie ogromna ambasada amerykańska, pyszniąca się
prywatnymi kanałami, jeziorkami i tropikalną roślinnością. Tuż obok, jak stróżówka, przycupnęła
ambasada hiszpańska - dom, łączący tradycje architektoniczne Tajlandii i Tyrolu. Carvalho został
przyjęty przez dwóch Tajów, którzy oświadczyli mu, że musi chwilę zaczekać. Zciany i podłogi
ambasady były wyłożone drewnem pomalowanym na kremowo, a słaby wiatrak bezskutecznie
próbował walczyć z upałem. Na ścianach wisiały plakaty reklamujące galisyjskie nas, konkurs
śpiewaków imienia Vinasa, a także portrety królów Hiszpanii, w osobliwy sposób podobne do
wizerunków tajlandzkich monarchów.
- Chciał pan się widzieć z panem ambasadorem? - zapytała dyplomatycznie blondynka, mówiąca z
południowoamerykańskim akcentem.
- Z kimÅ›, kto może mnie poinformować o sprawie pani Teresy Marsé.
- Reprezentuje pan rodzinÄ™ pani Marsé?
- Właśnie.
- Jeśli nie ma pan nic przeciwko temu, osobiście przekażę panu wszystkie informacje, jakimi
dysponujemy. Pan ambasador jest bardzo zajęty.
Carvalho przytaknął, kobieta odeszła i detektyw znów został sam. Jakiś tubylec prosił o informacje
na temat stypendiów do Hiszpanii. Urzędniczka wróciła po chwili, usiadła naprzeciw Carvalha i
rozłożyła na kolanach teczkę.
- Mamy jakieś informacje, ale nie są szczególnie pokrzepiające, a najgorsze jest to, że ambasada
nie może już nic zrobić. Sprawa jest w rękach policji, a oni nie lubią konkurencji.
- Czy wiadomo, gdzie jest Teresa Marsé?
- Nie. Najprawdopodobniej próbuje wydostać się z kraju.
- 69 -
- Dlaczego nie zwróciła się o pomoc do ambasady?
- Ambasada znajduje się pod stałą obserwacją, panie Carvalho. Sprawy poważnie się
skomplikowały.
Blondynka potrafiła panować nad emocjami. Przyjęła styl notatki prasowej i nie zamierzała zmieniać
tonu. Ciągnęła dalej, nie czekając na reakcję Carvalha.
- WedÅ‚ug tego, co powiedziaÅ‚a nam policja, Å›lad Teresy Marsé i Archita ginie w Chiang Mai. Policja
twierdzi, że ściga ich grupa płatnych bandytów.
- Dlaczego?
- Ta historia jest długa i skomplikowana, próbowaliśmy ją odtworzyć na podstawie skąpych
informacji policji. Pan ambasador rozmawiał osobiście z premierem, Premem Tinsulanondą, ale
sprawy zaszły za daleko. W innych przypadkach mogliśmy od razu interweniować, a w tym kraju za
pieniądze można osiągnąć prawie wszystko. Ta sytuacja jest jednak inna. Jak się wydaje, Archit
zajmował się nielegalnym handlem kamieniami szlachetnymi, a to jest jeden z najbardziej
lukratywnych i najmniej ryzykownych interesów w tym rejonie. W cenie są zwłaszcza birmańskie
rubiny. W pewnym momencie Archit zwierzyÅ‚ siÄ™ z tego Teresie Marsé i pokazaÅ‚ jej część towaru, który
znajdował się w jego rękach. Kobieta namówiła go, żeby przywłaszczył sobie trochę kamieni i pojechał
z nią do Europy. Nie wiemy, czy trudno jej było go przekonać, w każdym razie Archit przygotowywał
się do wyjazdu, mieli przerwać podróż w Chiang Mai i polecieć stamtąd do Barcelony, via Bangkok i
Amsterdam. W Chiang Mai coś im przeszkodziło. Albo zostali odkryci, albo ktoś zażądał od Archita
zwrotu kamieni. Chłopak należał do tajnego stowarzyszenia, które kontroluje handel birmańskimi
rubinami, a nazywa się Mai pen rai", to taki utarty, często używany zwrot, oznacza mniej więcej nie
ma znaczenia". No więc właśnie, członkowie tajnego stowarzyszenia trafili na nich w Chiang Mai i
musiało się wydarzyć coś poważnego, bo na drugi dzień policja znalazła trupa w hotelowym
apartamencie, który zajmowali Teresa i Archit. A oni zniknęli, jak dotąd nie wiemy o nich nic nowego.
- Wyrównanie rachunków, nic więcej.
- Rzeczywiście. Ale zabity nie był byle kim. Nie był ważnym członkiem gangu, ale, jak się wydaje -
powtarzam, że mówię tylko to, czego się dowiedziałam od policji - był synem grubej ryby świata
przestępczego, legendarnej postaci Bangkoku, znanej pod przydomkiem Jungle Kid", o którym
wiadomo, że w przeszłości był przewodnikiem po Złotym Trójkącie, regionie leżącym między
birmańską prowincją Shan. północną Tajlandią i Laosem. Teoretycznie nadal jest przewodnikiem, ale
to tylko przykrywka dla handlu narkotykami. Jungle Kid to człowiek-instytucja i śmierć jego syna
postawiła na nogi cały półświatek i policję.
- Policja pomaga gangsterowi?
- Policja ma wiele długów wobec Jungle Kida, a w tym kraju nigdy nie wiadomo, gdzie kończy się
porzÄ…dek, a zaczyna bezprawie.
Urzędniczka wytrzymała spojrzenie Carvalha i jej niewzruszona twarz wyrażała dyplomatyczne
ostrzeżenie.
- Czy można porozmawiać z policją albo z samym Jungle Kidem?
Kobieta roześmiała się.
- To dziwne, że jeszcze się z panem nie skontaktowali. Musi pan uważać. Jungle Kida może pan
spotkać w hotelu Malasya", niedaleko stąd. obok Biura do Spraw Imigrantów. To jest legendarny
hotel, zatrzymują się w nim ciekawscy turyści, którzy nie mają za wiele pieniędzy. Wszystko może się
[ Pobierz całość w formacie PDF ]