[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Spojrzał na nią urażony.
- Co sugerujesz?
Bała się, że nie uda jej się powstrzymać łez. Co się z nią dzieje? Nigdy
tak kompletnie nie straciła panowania nad sobą.
- Wolałabym nie wracać do tego tematu.
- A ja przeciwnie.
Westchnęła z irytacją.
- Czy ludzie zawsze robią, co sobie życzysz?
- Nie. Ale nie pozwolę, byś zrobiła taką uwagę, a potem mnie zbyła
milczeniem.
Powiedział jej niedawno, że może zawsze być z nim szczera. Teraz się
przekona, czy jego otwartość była nieudawana. Złożyła dłonie na kola
nach.
- Dziś wieczór spotkałam lady Dorridge. Oświeciła mnie w kwestii
waszego dawnego zwiÄ…zku.
- To stare dzieje. - Kiedy Joanna zmarszczyła brwi, Mac przeczesał
włosy dłonią. - Nigdy nie twierdziłem, że jestem święty, ale co ma lady
Dorridge do tego, co zaszło między nami?
- Nie mam zamiaru być zabawką w twoich rękach, którą się potem
wyrzuca jak zwiędły bukiet.
Jego spojrzenie, dopiero co gorące i omdlewające, stało się nagle lodo
wate.
- Ona tak ci powiedziała? %7łe ją porzuciłem?
- Mniej więcej. %7łe jesteś mistrzowskim uwodzicielem. %7łe ona jest tyl
ko jedną z wielu dam, które uwiodłeś.
Przesiadł się na siedzenie na wprost niej.
- I co jej odpowiedziałaś?
Nie zważając na nagły chłód, gdy go zabrakło obok, powiedziała:
- Prawdę. %7łe wiążą nas tylko interesy i że już znam twój stosunek do
kobiet i małżeństwa.
-. Pozwól, że ci coś wyjaśnię. Gdyby lady Dorridge była ostatnią ko
bietą na ziemi, też bym nie przyjął jej względów.
- Twoje romanse nic mnie nie obchodzą - odparła.
- Rzuciłaś mi w twarz jej nazwisko, więc czuję się zobowiązany do
wyjaśnienia sprawy. - Odchyliwszy się w tył na siedzeniu, Mac skrzyżo-
86
wał ramiona. - Lord Dorridge afiszował się przed żoną swymi kochanka
mi, więc postanowiła dać mu nauczkę. Ja byłem pionkiem w jej rozgryw
ce. Jaki był najlepszy sposób na zemstę, jak nie wziąć do łóżka bękarta?
Nie zrozum mnie zle, przystałem na to z chęcią, tak jak przy wielu innych
okazjach postępowałem z wdowami i matronami. Różnica polegała na
tym, że lady Dorridge popędziła do męża, by gorliwie wyznać mu swoje
grzechy.
- Nie musisz mi tego opowiadać.
Przeszył ją złowrogim spojrzeniem. Skoro poruszyła ten temat, to musi
go wysłuchać.
- Skutek był całkiem inny, niż lady Dorridge się spodziewała. Zapłaci
ła za swą szczerość długim zesłaniem na wieś. Lord Dorridge wyzwał
mnie na pojedynek, ale przestraszył się i poniżył w oczach swych kompa
nów. Dlatego tak mnie nienawidzi. Teraz znasz całą tę plugawą sprawę. -
Nachylił się i ujął ją pod brodę. - Nigdy, ale to nigdy, nie porównuj się do
lady Dorridge ani żadnej innej kobiety, z którą byłem.
Zmieszana i przestraszona jego słowami i żarliwością jego uczuć Joan
na zebrała się w sobie.
- Nie widzę powodu, byś się na mnie złościł.
Zapatrzył się w okno powozu, przez długi czas trwając w milczeniu.
Potem rzucił:
- To na siebie się złoszczę.
- %7łe mnie pocałowałeś?
Na jego wargach zaigrał gorzki uśmiech.
- To jedyna rzecz, która mnie nie złości.
Na razie burza minęła. Joanna przekrzywiła głowę:
- Więc na co się złościsz?
- Przede wszystkim jestem zły na siebie. Bo tak ci się świetnie udało
wmówić wszystkim, że Randolf tylko wymiguje się od zobowiązań, a nie
zaginął. Powinienem był przewidzieć, że coś ci grozi. Więcej nie popełnię
tego błędu. Dzisiejsza przygoda dowodzi, jak zdesperowani są ci ludzie.
A to oznacza, że twój brat jest im winien coś, na czym im bardzo zależy.
Zmiana tematu nie pocieszyła Joanny. Aż do dzisiejszej nocy miała
nadzieję i pragnęła, żeby Randolf nie był zamieszany w to, co się dzieje.
Po wypadku na balu była pewna, że Mac ma rację.
- Czy wierzysz, że Randolf ukradł posążek dla tych ludzi?
- Istnieje taka możliwość.
- %7łałuję, że nie znalazłam sposobu, by mu dać pieniądze.
- Nie waż się brać odpowiedzialności za jego postępki! - uciął Mac.
Joanna zamyśliła się na chwilę, potem spytała:
87
- Jeśli, tak jak sądzisz, ukradł posążek, to dlaczego zniknął? Dokąd się
udał? I dlaczego im go nie oddał?
Mac wzruszył ramionami.
- Jeśli chłopak wysoko grał ze swymi kumplami w szulerniach i prze
grał, trudno powiedzieć. Kiedy przychodzi do ściągania długów, wierzy
ciele nie proszą grzecznie o należność. Może Randolf postanowił zasta
wić posążek, by spłacić karciane długi. Albo może ktoś próbuje go
szantażować.
- Więc jesteś przekonany, że to był mój brat?
- Dopóki nie znajdziemy posążku lub Randolfa albo się nie dowiemy,
co się kryje za tymi pogróżkami, nikogo nie zwalniam z podejrzeń, włą
czywszy lorda Tattertona i lorda Dorridge'a.
- Lord Dorridge ostrzegł mnie, bym się trzymała od ciebie z daleka.
I chce mieć posążek, jego żona to potwierdziła. Myślę, że powinniśmy
umieścić go na początku listy podejrzanych. To niezbyt miły człowiek.
- Co do tego siÄ™ zgodzÄ™.
Powóz zatrzymał się. W oknach miejskiego domu Fentonów błyskały
światła, małe znaki nawigacyjne, które zwykle zapowiadały wytchnienie
po nieprzyjaznej pogodzie. Dzisiaj powrót do domu tylko przypominał
Joannie o tym, co zrobił Randolf.
- Zdaje się, że kręcimy się w kółko.
- Tego bym nie powiedział. Wiemy, że twój brat zastawił zegarek ojca,
co znaczy, że tydzień temu jeszcze żył. Jak dotąd nie słychać na ulicy
o drogich kamieniach na sprzedaż ani o zastawieniu posążku. Co znaczy,
że twój brat pewnie ciągle jest w posiadaniu smoka.
- A co z prywatnymi kolekcjonerami? - spytała cicho. -Nie wiadomo czy...
- Na razie możemy przyjąć taką możliwość. Kiedy wspomniałem
o twym bracie, Charlesworth zrobił się nerwowy, a Ashford jeszcze bar
dziej małomówny. Mój instynkt mi podpowiada, że mają z tym coś wspól
nego. Jutro wieczorem zajrzę w miejsca, gdzie bywają, i może dowiem
się czegoś. Jeśli będę miał trochę szczęścia, ci dwaj tam będą.
- A co ja mam robić?
- Siedzieć w domu. Po tym, co się stało, z pewnością zdajesz sobie
sprawę, że ci ludzie są niebezpieczni.
- Nie mam zamiaru narażać się na ryzyko - zgodziła się, po czym po
łożyła mu dłoń na ramieniu. - Ale tylko ja rozpoznam człowieka, który
mi dziś groził.
- To pewnie ktoś wynajęty. Możemy go już nie spotkać. Tak czy ina
czej, chcę dopaść tego, kto tym kieruje.
- Panie Archer, proszę się nie martwić, będzie mnie pan bronił.
88
- Ale kto paniÄ… obroni przede mnÄ…?
Zdumiało ją jego namiętne spojrzenia.
- Nie wiedziałam, że jest mi potrzebna taka obrona.
Wyjrzał przez okno i zdawało się jej, że dosłyszała jego słowa:
- Może bardziej niż ci się zdaje.
10
Domy gry w rodzaju Edenu obiecywały wszystko.
Dwie lampki, osłonięte przez górujące nad nimi budynki magazynów
na wschód od gościńca RatclifF, wskazywały wejście na dole stromego
ciągu schodów. W powietrzu czuć było fetor martwych ryb i zastałej wody.
Wrogość czaiła się w zakamarkach. Mimo to powozy przejeżdżały z ha
łasem, przywożąc tych, którzy byli na tyle nierozważni, że ryzykowali
pieniÄ…dze dla zabawy, zabicia nudy lub odrobiny podniecenia.
Mac bywał czasami w takich przybytkach, ale nigdy w tak niezachęca-
jących jak Eden. A zatem potwierdziły się jego podejrzenia: Randolf i je
go kumple są głupi ponad miarę.
Adam wyskoczył z powozu i rozejrzał się po otoczeniu jak generał ukła
dajÄ…cy plan bitwy.
- Uroczo. Jak dotąd odwiedziliśmy już Otchłań, Czyściec, Gargulec
i Matecznik. Kto twoim zdaniem wymyśla te nazwy?
- Jakiś spryciarz chętny do opróżniania sakiewek głupcom, którzy od
ważą się próbować szczęścia w takich lokalach.
Adam roześmiał się.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]