[ Pobierz całość w formacie PDF ]
matki trochę ją rozpieściłem.
" Wcale tego po niej nie widać - zapewniła go Sylwia.
" To dobrze. No więc, kiedy jest ten wielki dzień?
" Za sześć, nie, za pięć dni. Trochę się boję.
" Nie martw się. Na pewno zwycię\ysz. Je-slem o tym przekonany.
" Dziękuję ci, Blake.
Sylwia z uśmiechem odło\yła słuchawkę. Czuła się teraz o wiele pewniej.
Có\ właściwie miała do stracenia? Jej wcześniejsze obawy wcale nie były
uzasadnione, doskonale o tym wiedziała. Dlaczego nie miałaby stawić czoła
temu wyzwaniu? Pokaz - cokolwiek mogłoby po nim nastąpić - był przecie\ jej
własnym pomysłem.
Przez kilka następnych dni Sylwia miała /.byt mało czasu, aby się martwić o
to, co wydarzy się pózniej, po całej tej maskaradzie, jak zwykła określać pokaz
Linda. Z ka\dą minutą zdawała się być bardziej pochłonięta ró\nego rodzaju
przygotowaniami.
Pewnego popołudnia w centrum miasta rozpaczliwie poszukiwała specjalnej,
czarnej wstą\ki. Jej brak, jak zapewniła ją Linda, mógł zniweczyć całe
przedsięwzięcie.
Nagle usłyszała niepewne:
- Pani Cunliffe? Odwróciła się.
- Tak - odrzekła, przyglądając się kobiecie, która wymówiła jej nazwisko.
Sylwia znała ją
z pewnością, jednak zupełnie nie potrafiła przypomnieć sobie, gdzie się
spotkały.
" Pani mnie nie pamięta... Có\, spotkałyśmy się raz czy dwa u mojego ojca.
Nazywam się Pat Leather.
" Pat, córka Waltera! Ale\ oczywiście! Och, kochanie, tak mi przykro, \e nie
było mnie tutaj, gdy twój ojciec był chory. Bardzo go lubiłam. Był najlepszym
przyjacielem mojego mę\a.
" Wiem. To wszystko stało się tak szybko. Ciągle nie mogę pogodzić się z
myślą, \e go ju\ nie ma.
Sylwia chwyciła ją za rękę.
" Mo\e napijemy się razem herbaty gdzieś w pobli\u i porozmawiamy? Masz
ochotę?
" To byłoby miłe, ale pani jest chyba zajęta? Widziałam ju\ reklamy pokazu
mody.
" Nie a\ tak zajęta, \eby nie mieć choćby chwili czasu na pogawędkę -
odparła Sylwia, starając się nie myśleć o tym, co powie Linda, gdy jej matka
wróci do domu bez wstą\ki. -Mo\emy pójść do Threllfalls. To niedaleko stąd i
dają tam świetną herbatę.
" Zajęłam się domem ojca - powiedziała Pat, gdy usiadły ju\ przy stoliku. -
Na szczęście udało nam się go sprzedać. Zaczynałam się bać, \e nigdy nie
pozbędziemy się tej rudery. ( hocia\ trochę mi \al. W końcu spędziłam w lym
domu część mojego \ycia - dodała ze smutkiem.
- Tak, wiem. Musi być ci teraz cię\ko.
" Prawda, przecie\ pani te\... To był na pewno straszny cios. Pan Cunliffe był
dobrym człowiekiem. Mój ojciec zawsze mówił, \e na starym Angusie mo\na
polegać.
" Byli bliskimi przyjaciółmi - przyznała Sylwia.
" Po śmierci pani mę\a ojciec bardzo się zmienił. Mówiłam mu, \eby przestał
pracować, sprzedał udziały, przeniósł się do nas, ale on nie chciał o tym
słyszeć. Upierał się - westchnęła. - Teraz te udziały są moje. Mam zamiar je
sprzedać. - Pat Leather zarumieniła się. - Och, przepraszam. Chyba nic się nie
stanie, jeśli je sprzedam, prawda? Myślę, \e pieniądze bardziej mi się
przydadzą ni\ te akcje, które i tak nie mają...
" Oczywiście! Przecie\ one są twoje. W interesach nie ma miejsca na
sentymenty - dodała serdecznie Sylwia.
" To samo powiedział ten młody człowiek, który chce kupić je ode mnie.
Zaproponował mi niezłą sumę. On znał ojca, pracował... Prze-
praszam - urwała Pat, widząc, \e Sylwia spogląda w stronę drzwi. - Pani
pewnie się spieszy.
- Ale\ nie. To ja cię przepraszam. Zobaczyłam właśnie Luizę, córkę mojego
przyjaciela, która niedawno przyjechała do nas ze Stanów. Nie wiedziałam, \e
te\ wybrała się do miasta. Nie odchodz jeszcze, proszę.
Pat spojrzała na zegarek.
" Niestety, muszę. Nie wiedziałam, \e jest tak pózno. Miło mi się z panią
rozmawiało. Myślę, \e nieprędko znowu się spotkamy. Przez jakiś czas będę
przebywała za granicą.
" Có\, jeśli jednak będziesz w tych okolicach, to koniecznie do nas wpadnij -
Sylwia uścisnęła ciepło jej dłoń.
" Na pewno was odwiedzę. Dziękuję za herbatę.
Pat odeszła w pośpiechu, a Sylwia zamyśliła się. Nie pamiętała ju\, ile
procent akcji posiadał Walter. Wiedziała jedynie, \e Angus odkupił od niego
pewną ich ilość. "Walter potrzebował wtedy pieniędzy... na wesele swojej
córki" - przypomniała sobie nagle.
- Mam nadzieję, \e jej nie wystraszyłam -powiedziała Luiza, zajmując
miejsce przy stoliku.
" Och, nie przejmuj się, Luizo. Pat i. tak musiała ju\ iść. Powiedz mi, co
kupiłaś. Ju\ po samych opakowaniach widać, \e to musi być coś drogiego.
" Nie zapominaj o tym, \e kurs wymiany walut jest tu dla Amerykanów
bardzo korzystny - uśmiechnęła się.
" Czy ty te\ musisz mówić o pieniądzach?
" A stało się coś? - spytała lekko zaniepokojona.
" Nie, nic się nie stało. Usiłuję sobie tylko przypomnieć to, co przed chwilą
mówiła Pat Leather. Nie wiem dlaczego, ale czuję, \e coś tu jest nie w
porządku. Ach, dajmy temu spokój. Lepiej poka\ mi swoje zakupy.
Dziesiątego Sylwia obudziła się przepełniona najgorszymi przeczuciami.
Głośny sygnał telefonu, który oderwał ją od śniadania, tak\e nie wró\ył nic
dobrego.
" Dzwoniła Enid - szepnęła wracając do stołu. - Powiedziała, \e Kirsty
zachorowała na grypę. Zostały nam tylko trzy modelki, które nie będą miały
dosyć czasu, by się przebrać. Będzie straszny kocioł.
" Kirsty? Czy to ta dziewczyna ze wspaniałymi włosami? - spytała Luiza. -
Jesteśmy chy-ba tego samego wzrostu. Mo\e mogłabym ją zastąpić?
" Jesteś naszym gościem - westchnęła Sylwia, chocia\, prawdę mówiąc, nie
widziała lepszego rozwiązania.
" A có\ to ma za znaczenie? Wprawdzie nigdy tego nie robiłam, ale często
obserwowałam dziewczyny, zwłaszcza Kirsty. Ale jeśli uwa\acie, \e... Gó\,
pomyślałam tylko, \e lepiej ja ni\ nikt.
" Na pewno byś sobie poradziła. Nie mam co do tego \adnych wątpliwości,
ale co powiedziałby na to twój ojciec?
" Ojciec? Nie miałby nic przeciwko temu. Proszę mi pozwolić. Przecie\ nie
ma nic do stracenia.
" To nie o to chodzi. Prawdopodobnie byłabyś nawet lepsza od Kirsty. Ja po
prostu nie jestem pewna, czy mogę przyjąć twoją propozycję. - Po chwili
zdecydowała się. - Chyba jednak muszę to zrobić.
" Zwietnie! Umowa stoi. Skończmy teraz śniadanie. Czeka nas cię\ki dzień.
Pierwszym gościem, jaki się zjawił w specjalnie na ten wieczór
udekorowanym firmowym barze, był Mark. Sylwia uśmiechnęła się do niego,
starając się ukryć ogromne zdenerwowanie.
Wszystko było ju\ zapięte na ostatni guzik. Drewniany podest pokryty został
ciemnozielonym dywanem, który miał podkreślać naturalne barwy kolekcji. W
głębi sali znajdowały się stoły zastawione rozmaitymi smakołykami. Sylwia
rozejrzała się dookoła. Ku swojemu ogromnemu zdziwieniu zauwa\yła, \e
wiele osób ją rozpoznaje. Byli to przewa\nie współpracownicy Angusa, którzy
jednak tylko parę razy mieli okazję się z nią spotkać. Najbardziej zadowolona
była z tego, \e przyszło sporo ludzi zupełnie obcych, nie związanych dotąd z
[ Pobierz całość w formacie PDF ]