[ Pobierz całość w formacie PDF ]
spieszÄ…c im na spotkanie.
- Ach, Twigg. Panna Finch przyjechała nam pomóc
przy Lucy. Matildo, to jest Twigg. Wraz z żoną
prowadzi mi dom. Walizka jest w bagażniku, Twigg.
WstÄ…piÄ™ na chwilÄ™ do domu, ale za kilka minut muszÄ™
jechać. Dopilnuj, żeby panna Finch zjadła lunch,
dobrze?
Mówiąc to prowadził ją do domu. Twigg postawił
walizkę i otworzył drzwi do małego kwadratowego
holu. Hol był uroczy, z czerwonym dywanem i obra
zami, widocznymi dobrze w świetle kinkietów. Pokój,
do którego weszli, też był ładny. Aukowe okno,
wychodzące na ulicę, zasłonięte było perkalową firanką
w bladoniebieski, zielony i różowy wzór harmonizujący
ze wspaniałym dywanem na posadzce. Umeblowanie
stanowiły szafki i stoliki z różanego drewna oraz
wygodne kanapki i foteliki. Matildzie spodobał się
ten pokój już po jednym szybkim spojrzeniu. Od
powiadał dokładnie jej gustowi i, mimo całej elegancji,
panowała w nim przytulna atmosfera.
- Przepraszam najmocniej za to popędzanie. Jak
mówiłem, będziemy mogli porozmawiać dziś wieczo
rem. Tymczasem Mavis i Twigg zajmÄ… siÄ™ paniÄ….
Najpierw jednak chodzmy na górę do Lucy.
Weszli po uroczych, krętych schodach w tylnej
części holu na wąską galeryjkę. Doktor skręcił jeszcze
w mały korytarzyk i otworzył drzwi znajdujące się na
jego końcu. Pokój był duży i jasny, z wielkim oknem
wychodzącym na ogród, kwiecistymi zasłonami i sprzę
tami pomalowanymi na biało. Lucy siedziała na
łóżku. Jej smutna buzia, groteskowo zniekształcona
przez świnkę, rozpromieniła się na ich widok. W no
gach łóżka leżały dwa psy. Jednym z nich był Theobald.
Matilda ledwie go poznała, tak był teraz dobrze
NAJCUDOWNIEJSZE LATO
112
odżywiony, czysty i wesoły. Drugim był śliczny złocisty
labrador, Oba zeskoczyły na podłogę i doktor po
głaskał je idąc w stronę łóżka.
- Pani Theobald, a to Kanada - rzekł do Matildy.
Schylił się i pocałował wyciągającą ku niemu ręce
dziewczynkÄ™. - Oto nasza Lucy. Kochanie, przywitaj
Matildę. Przyjechała, żeby być z tobą.
Matilda pochyliła się, żeby ją ucałować.
- Wiedziałam, że pani przyjedzie. Wujek James
tak mówił. Po mamie to najbardziej lubię panią.
Będzie pani tu mieszkać?
- Póki nie wyzdrowiejesz na tyle, żeby pójść do
szkoły, a potem to już twoja mama wróci do domu.
Doktor położył jej rękę na ramieniu.
- Zaraz przyjdzie Mavis i zaprowadzi paniÄ… do jej
pokoju. Potem zje pani oczywiście lunch. - Pocałował
znów Lucy i uwolniwszy się delikatnie z uścisku jej
małych rączek szedł ku drzwiom. Tam się zatrzymał
i zawrócił.
- Nie podziękowałem pani - zwrócił się do Matildy
i ją też pocałował.
Już otwierała usta, żeby zrobić sarkastyczną uwagę,
ale powstrzymała się ze względu na Lucy.
- Tatuś zawsze całuje mamusię, kiedy wychodzi
- zauważyła mała. Matilda zdobyła się na uśmiech
i schyliła się, żeby pogłaskać Theobalda. Wyglądała
na spokojną, gdy uniosła głowę i zobaczyła, że doktor
znika w drzwiach z KanadÄ… u nogi.
- Dlaczego wabi się Kanada? - spytała.
- Bo to suka rasy labrador - wyjaśniła Lucy.
Drzwi się otworzyły i weszła pani Twigg - postawna
starsza kobieta o małych błyszczących oczkach.
- Witam, panno Finch. Mam nadzieję, że będzie
pani z nami dobrze. Pokażę pokój. Twigg przygotował
pani w jadalni skromny lunch. Radzi jesteśmy bardzo,
że będzie pani z Lucy. Robiłam, co mogłam, ale nie
NAJCUDOWNIEJSZE LATO 113
jestem już taka młoda. A ona jest kochaną małą
dziewuszką i nie sprawia wielu kłopotów.
- To nie potrwa długo, kochanie. Czy ty sypiasz
po południu?
- Czasami. Teraz jednak sobie poczytam, zanim
pani wróci. Czy mogę panią nazywać Matildą?
- Oczywiście.
Matilda nie odeszła daleko. Jej pokój znajdował się
tuż obok, a okno wychodziło na róg ogrodu. Był
równie ładny jak pokój Lucy.
- Mam nadzieję, że niczego tu nie brak - rzekła
pani Twigg - a jeśli jeszcze czegoś będzie trzeba,
proszę nam powiedzieć.
- Zlicznie tu, pani Twigg. Czy mam teraz zejść na
lunch? Rozpakować się mogę pózniej.
Poszła za panią Twigg na dół do sporego pokoju
naprzeciwko salonu, gdzie czekał jej mąż.
- SzklaneczkÄ™ sherry, panno Finch? Zje pani zupy?
Zjadła lunch z apetytem. Pani Twigg okazała się
doskonałą kucharką. Doktor jest człowiekiem bardzo
zajętym, pomyślała, ale kiedy wraca do domu, ma
wszystko, czego można sobie życzyć.
Wróciwszy na górę znalazła Lucy rozgorączkowaną
i niespokojnÄ….
- Przebiorę cię - oznajmiła. - I umyję ci buzię
i ręce, dobrze? Zaraz będzie ci chłodniej. - Poprawiła
poduszki, dała małej napić się herbaty i zapropono
wała, że jej poczyta. W dzbanuszku na toaletce
znalazła termometr i zmierzyła małej temperaturę.
Była bardzo wysoka, ale doktor Scott-Thurlow
z pewnością da sobie z nią radę. Usiadła przy łóżku
i zaczęła czytać małej opowieść o lwie i czarownicy.
Lucy wkrótce usnęła. Po jakimś czasie Matilda
wstała, poszła do swojego pokoju, zostawiając otwarte
drzwi, i zabrała się do rozpakowywania tych kilku
ubrań, które ze sobą wzięła. Potem znów wróciła
114 NAJCUDOWNIEJSZE LATO
i cicho usiadła. Kiedy Lucy się obudzi, będzie na
pewno spocona i spragniona.
I tak rzeczywiście było. A na dodatek przywoływała
matkę. Matilda zwilżyła gąbką jej opuchniętą buzię,
otarła łzy, dała jej się napić i owinąwszy w jeden
z lekkich wełnianych koców wzięła ją na kolana.
- Opowiedz mi o mamusi i o tatusiu, a jeśli masz,
kochanie, ochotę płakać, to płacz, nie mam nic
przeciwko temu.
Lucy pociągała nosem.
- NaprawdÄ™ nie masz nic przeciwko temu? Rhoda
mówi, że jestem beksa.
- Co tam Rhoda! Powiedz mi, czy twoja mama
jest Å‚adna?
Lucy zabrała się do opisywania matki, pochlipując
od czasu do czasu. Była rozpalona i Matilda za
stanawiała się, czy nie powinna zostawić jej w łóżku.
Dziecko jednak było teraz spokojniejsze. Zapukano
do drzwi i weszła pani Twigg.
- Filiżanka dobrej herbaty - oznajmiła cicho.
- Postawię tacę na tym stoliczku, żeby mogła pani jej
dosięgnąć. Dla Lucy są lody. Pan James mówi, że
może je jeść.
- Dlaczego wujek nie wraca do domu? - dopytywała
siÄ™ Lucy.
- Wkrótce tu będzie, moja ty śliczności. Pozwól
teraz pannie Finch wypić herbatę, a sama zjedz lody.
- Ona ma na imiÄ™ Matilda.
Pani Twigg spojrzała pytająco na Matildę.
- Nikt nigdy nie nazywa mnie pannÄ… Finch...
- Wobec tego, panno Matildo, dobrze?
Lucy pokiwała z zadowoleniem głową i pani Twigg
wyszła z pokoju. Matilda marzyła o herbacie; dzień
był osobliwy i czuła się zmęczona.
Lucy zjadła lody i szybko zasnęła w ramionach
Matildy, która wpatrując się w dzbanek z herbatą
NAJCUDOWNIEJSZE LATO 115
usiłowała wymyślić sposób, jak go dosięgnąć nie
budzÄ…c przy tym dziecka.
Upływały minuty, a ona myślała jedynie o tym, jak
zdobyć filiżankę herbaty. Po dziesięciu minutach,
długich jak dziesięć godzin, do pokoju wszedł doktor.
Jednym spojrzeniem ocenił sytuację. Bez słowa pod
szedł do Matildy, wziął z jej kolan Lucy i położył ją
do łóżka. Mała nawet się nie poruszyła, gdy badał jej
puls i dotykał czoła.
- Proszę wypić swoją herbatę - poradził Matildzie.
- Długo tu już stoi? Może chciałaby pani świeżej?
- Ta jest jeszcze dobra. Chce pan trochÄ™?
- Piłem w szpitalu. - Usiadł na foteliku naprzeciw
ko. - Jak się czuła po południu?
- Miała gorączkę i była w płaczliwym nastroju, ale
uspokoiła się i zjadła lody. Zasnęła tak nagle, że nie
zdążyłam położyć jej z powrotem do łóżka.
Podsunął jej talerz z małymi kanapkami. Wzięła
sobie jedną i poczęstowała go resztą, bo wyglądał na
głodnego. Zjadł kanapkę.
- Omówmy teraz pani obowiązki. Przez najbliższe
dni będzie pani zaabsorbowana, ale potem Lucy
poczuje się lepiej i wtedy będzie pani miała trochę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]