[ Pobierz całość w formacie PDF ]
— Usłyszałem, że się żenicie — tłumaczył Archie — a jak się ludzie żenią, to zawsze
jest dużo kwiatów, więc zaalarmowałem, Bandę.
Polly Walker uściskała go i ucałowała. Archie spaliłby się ze wstydu, gdyby nie to, że
uściskała i ucałowała również pozostałych przedstawicieli Bandy. Potem Cleve Calla-
han nacisnął starter, wycofał wóz wzdłuż alei wołając: „Do widzenia!” — a Polly Walker
rozpłakała się znowu.
April z zadowoleniem spojrzała na brata, a gdy samochód zniknął im z oczu, powie-
działa:
— Miałeś wspaniały pomysł, Archie. Ale jeśli Polly nie zahamuje wreszcie tej Niaga-
ry, to należałoby raczej ofiarować jej cztery tuziny chustek do nosa.
Banda rycząc z uciechy rozbiegła się po wzgórzach, Archie z siostrami ruszył w stro-
nę domu.
— Mogłaś mi wcześniej powiedzieć — odezwała się Dina, trochę urażona.
— Chciałam ci zrobić niespodziankę — odparła April. — No i udało się! Co prawda
dla mnie też było to wszystko niespodzianką. — Skrzywiła się i kopnęła jakiś kamyczek.
— Powiedz, Dino, czy ty wierzysz w historię Polly?
— Oczywiście, że wierzę! — zawołała Dina. — Wierze święcie w każde słowo!
— Ja też — powiedziała April. — Wiesz, to się już wszystko zaczyna wyjaśniać. Chu-
dy śniady mężczyzna w szarym kapeluszu to Frank Riley. Był na miejscu W chwili
zbrodni. Ale nie on zabił Florę Sanford, Polly Walker także była tam wówczas i strzeliła
201
w oko wujowi Herbertowi. Tej dziewczynie nie powinno się dawać do ręki broni, chyba
procę. Ktoś strzelił z jadalni i trafił Florę Sanford. Ktoś, kto miał rewolwer kalibru czter-
dzieści pięć i umie strzelać. Dino, wiemy już bardzo wiele!
— Bardzo wiele i w sumie nic! — ponuro stwierdziła Dina. — Nie ciesz, się, bo nie
ma z czego. Wielu rzeczy jeszcze nie wiemy.
— Będę się cieszyła, bo mi się tak podoba — odparła April. — Nie mów, że nie wiemy
wielu rzeczy, bo nie wiemy tylko jednego. — Uśmiechnęła się tajemniczo. — Pozostaje
tylko wykryć, kto stał wówczas w jadalnym pokoju i strzelił stamtąd do pani Sanford.
ROZDZIAŁ 23
Manicure za trzy dolary udał się nadzwyczajnie. Uczesanie również. Troje małych
Carstairsów z zachwytem wpatrywało się w matkę przez cały czas obiadu. Temu z pew-
nością nie oprze się Bill Smith!
— Estella rzeczywiście bardzo się tym razem starała — odpowiedziała matka na
komplementy swych dzieci. — Nigdy jeszcze nie zadała sobie tyle trudu żeby upiększyć
moje paznokcie. — Pokazała ręce córkom. — Podoba wam się ten kolor? Inny niż zwy-
kle. Estella mnie namówiła.
April i Dina przytakiwały z zapałem. Kolor bardzo im przypadł do gustu. April prze-
cież sama go wybrała u Estelli: słodki jasnoróżowy odcień.
— Przyszło mi do głowy — ciągnęła matka — że skoro sobie robię wakacje, może
byśmy wszyscy razem poszli jutro wieczorem na obiad do restauracji, a potem do te-
atru...
Dziewczynki spojrzały po sobie. Dina pytała wzrokiem, czy nie należy teraz powie-
dzieć matce o zaproszeniu Billa Smitha na jutrzejszy obiad. April jednak potrząsnęła
przecząco głową. Oczy Diny odpowiedziały: „W takim razie zrób coś!”
— To byłoby cudownie — odezwała się April. — Ale, mamusiu, ty jesteś zawsze taka
zajęta, najprzyjemniej będzie spędzić wieczór z tobą w domu. We czwórkę. Szczerze
mówiąc, to by mi sprawiło więcej przyjemności niż restauracja i teatr.
— Mnie też! — gorąco oświadczyła Dina.
Archie przyłączył się do sióstr:
— One mają rację, mamusiu!
— Mówicie to szczerze? — spytała Marian. Troje Carstairsów jak jeden mąż kiwnę-
ło głowami. — Co za dzieci! Dobrze więc, zostaniemy w domu. Przygotuję wspaniały
obiad na tę uroczystość. Co chcecie? Może steki?
— Największy apetyt mam na takiego staroświeckiego klopsa w zawiesistym sosie.
— A potem krem cytrynowy z mnóstwem bezów — dodała Dina.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]