[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Mnie też ciągnie do ciebie.
Boże, nie mów tego. Wolę nic o tym nie wiedzieć, bo wtedy
mogę zrobić z tego użytek, a nie chcę. Nie chcę już
S
R
żadnej kobiecie niczego obiecywać, nie mogę. Z mojej ka-
riery wyszły nici, podobnie z mojego małżeństwa. Nie chcę
znowu ryzykować, zwłaszcza że Suzy niedługo zacznie ro-
zumieć, co się wokół niej dzieje, a wtedy...
- Wiem, ale przecież niedługo stąd wyjadę. Co takiego
może się zdarzyć?
Popatrzył na nią z niedowierzaniem. Wyciągnął rękę i prze-
sunął palcem po policzku Jackie, opuścił dłoń niżej, dotyka-
jąc jej szyi, dekoltu.
Zamrugała, gwałtownie odetchnęła.
- Co takiego może się zdarzyć? Jackie, znacznie więcej,
niż byśmy chcieli, w każdym razie na dłuższą metę.
Powoli pokiwała głową, potem popatrzyła mu prosto w oczy.
- No dobrze, jakieś ryzyko istnieje, przyznaję, ale nie może
być tak, jak jest teraz. Suzy to bardzo przeżywa, a ja też nie
chcę, by pozostały tylko przykre wspomnienia. Nic się nie
stanie, jeśli na to nie pozwolimy. Zdeklarujmy się, że tak
będzie. Wykażmy się siłą woli. Ja w pełni ci ufam.
Steven jęknął głucho.
- Zgoda, niech tak będzie. Dobrze, wracajmy do domu.
Jakoś postaramy się nie być z sobą zbyt długo.
Przyjrzała mu się badawczo.
Masz rację. Musimy wypracować plan. Jestem w tym dobra.
Ja już miałem plan. - Skrzywił się lekko. - Ben miał przywo-
ływać mnie do porządku, gdybym zanadto zbliżył się do cie-
bie.
Roześmiała się, w jej oczach zamigotały wesołe iskierki.
Jestem bardziej odporna niż Ben.
Zaczynam myśleć, że rzeczywiście jesteś silniejsza niż
S
R
większość ludzi, jakich znam. Twój plan będzie mieć solidne
podstawy. %7ładne z nas nie ma ochoty na kolejne dzieci, które
pojawiają się ni stąd, ni zowąd.
- To prawda, nie chcemy żadnych niespodzianek. Wymyślę
coś, co skutecznie nas będzie rozdzielać.
S
R
ROZDZIAA DWUNASTY
- Albo mnie wzrok zawodzi, albo coś jest z tym lustrem
- mruknęła Jackie, z niedowierzaniem spoglądając na swo
je odbicie. Wyglądała inaczej niż zwykle: jej oczy lśniły, us
ta wydawały się pełniejsze, twarz jaśniała.
Domyślała się, komu to zawdzięcza: Stevenowi i Su-zy. Tak
na nią działali, mimo że ze Stevenem widywała się rzadko,
bo oboje starali się nie wchodzić sobie w drogę. Jednak wciąż
czuła jego obecność. Suzy też musiała to czuć, bo stała się
spokojniejsza i weselsza. Gdy dziś rano Jackie czytała jej
bajkę o brzydkim kaczątku, mała pocałowała książeczkę i z
rozpromienioną buzią popatrzyła na Jackie. To obecność ojca
w domu i częstsze z nim kontakty tak na nią działały.
Jackie nie było łatwo. Starała się unikać Stevena, lecz wiele
ją to kosztowało. Teraz też słyszała, że chodzi po domu,
pewnie czeka na śniadanie.
Pora się przejść - powiedziała do siebie. Włożyła kowbojki,
wzięła robótkę i ruszyła do wyjścia.
Znowu wychodzisz? - spytała Charlotte.
- Niedługo wrócę. Pomogę ci przygotować lunch.
Niania spochmurniała.
- Nie chodzi mi o to, żebyś mi pomagała, dam sobie radę. Nie
podoba mi się tylko, że znów nie jesz śniadania.
S
R
Jackie uśmiechnęła się.
- Wcale nie.
Z tacy niesionej przez Charlotte złapała śniadaniową bułecz-
kę i znowu ruszyła do drzwi. -To nie jest żadne śniadanie!
Jackie...
- No właśnie, Jackie - dobiegł ją głęboki męski głos.
Odwróciła się, popatrzyła na Stevena.
To jest twój plan? - zapytał. - Będziesz głodna chodzić wokół
domu, póki ja w spokoju nie skończę śniadania?
Spacery są bardzo zdrowe - wykręcała się.
Ale nie z pustym brzuchem. Proszę, zjedz ze mną śniadanie.
Przecież sam powiedziałeś...
Wiem, co powiedziałem. Chyba nie zamierzasz paść z głodu,
byle tylko nie wejść mi w drogę. Nie bój się, stół jest długi,
usiądę po drugiej stronie, jak najdalej od ciebie, i będę za-
chowywał się jak należy. W razie czego Charlotte zdzieli
mnie po głowie.
Niech tylko pan ją tknie, a patelnia pójdzie w ruch -ostrzegła
[ Pobierz całość w formacie PDF ]