[ Pobierz całość w formacie PDF ]
domu wydawała się bardziej aktem miłości niż manipulacji. Miał po
prostu zbyt zamulony umysł, by zaakceptować to, co było tak jasne i
proste. Marcie kochała go. On ją pokochał.
Spojrzał na swój grzech z różnych punktów widzenia, nawet z pozycji
Tani. Ona też chciałaby, żeby ułożyło się inaczej. Jej zdolność do miłości
była tak ogromna, że byłaby pierwszą, która skłaniałaby go do
ponownego uczucia miłości, gdyby znała ich przeznaczenie.
Dlaczego z tym walczył? Czy to było czymś nikczemnym? Dlaczego
wciąż siebie karał? Zakochał się we wspaniałej kobiecie, która również
go kochała. Co w tym mogło być złego?
Podniósł głowę. Zobaczył, że z sali, na której leżała Marcie, wychodzi
lekarz. Ruszył w jego kierunku. Jego długi krok w szybkim tempie
zmniejszał dzielącą ich odległość.
- Słuchaj no, doktorze - powiedział ostro, zanim lekarz się odezwał - ocal
jej życie. Słyszysz mnie? - Przyparł osłupiałego lekarza do ściany. -
Nieważne, jeśli miałoby to kosztować nawet dziesięć milionów dolarów.
Zrób wszystko, co w twojej mocy, by żyła. Rozumiesz, doktorze? Nawet
jeśli miałoby to oznaczać... - przerwał i z wysiłkiem dokończył - ...śmierć
dziecka.
- Nie będzie to konieczne, panie Tyler. Pańska żona będzie zdrowa.
Chase wpatrywał się w niego, nie mogąc w to uwierzyć. Ten zwrot
opatrzności całkowicie go zaskoczył.
- Tak?
- Dziecko również. Była osłabiona i pod dodatkowym naciskiem zaczęła
krwawić. Nie było to obfite krwawienie, ale wystarczające, by
zaniepokoić panią Tyler. Na szczęście zatamowaliśmy je. Ultrasonograf
wykazał, że wszystko jest w porządku. Płód nie został w żaden sposób
uszkodzony. - Przez ramię wskazał kciukiem drzwi pokoju, który właśnie
opuścił. - Nalegała, by wziąć prysznic. Pielęgniarka pomaga jej w tym.
Gdy skończy, może pan wejść i zobaczyć się z nią. Zaleciłem odpoczynek
przez kilka dni w łóżku. Po tym czasie może przechodzić ciążę jak każda
kobieta.
Chase wymamrotał słowa podziękowania. Doktor skierował się do
dyżurki pielęgniarek, by wydać dyspozycje i wyszedł. Chase'a otoczyła
rodzina. Z oczu Laurie obficie płynęły łzy. Sage pochlipywała. Pat
nerwowo ocierał chusteczką pot z czoła i bez litości żuł zapałkę.
Lucky klepnął Chase'a głośno w plecy.
- A nie mówiłem?! Co? Kiedy wreszcie zaczniesz mi wierzyć?
Gdy tylko wyszła pielęgniarka, Chase przeprosił towarzystwo i wszedł do
jej pokoju.
Pojedyncza, słaba lampka nocna, umieszczona nad łóżkiem, przeświecała
przez włosy Marcie, tworząc wokół nich jasną aureolę. Ten magnetyczny
widok przyciągnął go. Wkrótce stanął tuż przy łóżku.
- Znowu historia się powtarza - odezwała się Marcie. -Pamiętam, jak
kiedyś przyszedłeś zobaczyć się ze mną w szpitalu.
- Wyglądasz teraz o wiele lepiej niż wtedy.
- Dziękuję.
Odwróciła głowę i zamrugała oczami, ale to nie pomogło. Azy wymknęły
się spod powiek i stoczyły po policzkach.
- Boli cię coś, Marcie? - zapytał Chase, pochylając się nad nią niżej. - Czy
ten wariat cię zranił?
- Nie - z trudem przełknęła ślinę. - Przybyłeś akurat w porę.
- Jest już za kratkami. - Pomyślał, że to nie najlepszy moment, by ją
informować, że Gladys została zamordowana. - Szkoda łez z tego
powodu.
- To nie dlatego płaczę. - Dolna warga zaczęła jej drżeć. Przygryzła ją
zębami, próbując to opanować. Po chwili powiedziała: - Wiem, co
czujesz w związku z tym dzieckiem, Chase. Nie miałam zamiaru cię
oszukać. Przysięgam. To prawda, że w sprawie domu powinnam być
uczciwsza, ale na temat środków antykoncepcyjnych nie kłamałam.
Brałam tabletki, gdy tylko zdecydowaliśmy się na małżeństwo, ale, jak
się domyślam, nie zdążyły jeszcze zadziałać. Stało się to w naszą noc
poślubną.
- Ale ja przecież też...
- To czasem zawodzi. A jeśli idzie o tabletki, chyba nie posądzasz mnie o
kłamstwo?
- Oczywiście, że nie. Podniosła na niego wzrok.
- Przykro mi, Chase. - Jej wargi znowu zaczęły drżeć.
- Przecież to nie twoja wina.
- Tak, ale mówię teraz o czym innym. Pewnie myślisz, że próbowałam
przywiązać cię do siebie pieniędzmi, a teraz dzieckiem, którego nigdy nie
chciałeś mieć. - Zlizała zbierające się w kąciku ust łzy.
- Powinnaś mi powiedzieć, że jesteś w ciąży, Marcie.
- Nie mogłam. Dowiedziałam się o tym, gdy byłeś w Houston. To dlatego
nie miałam apetytu i straciłam na wadze. Dlatego też nie przyjęłam
tabletki, którą mi wtedy proponowałeś. Już wtedy wiedziałam, że
powinnam ci powiedzieć, ale byłeś tak zły na mnie za tę aferę z domem. I
wtedy jeszcze wyłoniła się ta sprawa z telefonami. Chcę, żebyś wiedział,
że nie zamierzam cię zatrzymywać. Jesteś wolny. Jak
chcesz, możesz odejść. Nie będę przytrzymywać cię żadnymi
zobowiązaniami, jeśli chcesz wycofać się z tego małżeństwa.
- Czy w ten sposób próbujesz uwolnić się ode mnie?
- Oczywiście, że nie.
- To bądz cicho. Bo właśnie zamierzam ci powiedzieć, jak bardzo cię
kocham. - Uśmiechnął się, widząc jej niedowierzający wyraz twarzy, po
czym nachylił się i zlizał z jej policzków łzy. - Przysięgam na Boga, że to
prawda. Jesteś dla mnie błogosławieństwem.
- Myślałam, że już w niego nie wierzysz.
- Zawsze wierzyłem, ale kiedyś byłem po prostu wściekły.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]