[ Pobierz całość w formacie PDF ]
elfy z latarniami w ręku i zaczęły badać przyczynę hałasu.
To nie była ryba powiedział jeden. Jakiś szpieg tu się kręci. Zasłońcie
latarnie! Jeśli to ten malec, który podobno służy krasnoludom, światło bardziej
pomoże jemu niż nam.
197
Służy! Coś podobnego! oburzył się Bilbo. I nagle kichnął głośno, a elfy
kierując się słuchem, natychmiast podbiegły w jego stronę.
Poświećcie! rzekł Bilbo. Jeśli mnie szukacie, proszę bardzo, tu jestem!
i zsunąwszy z palca pierścień, wytknął głowę zza kamienia.
Mimo że bardzo zaskoczeni, chwycili go szybko.
Ktoś jest? Czy to ty jesteś tym hobbitem krasnoludów? Co tu robisz? Jakim
sposobem przedostałeś się przez linię naszych straży? pytali jeden przez dru-
giego.
Nazywam się Bilbo Baggins odparł. Jestem współtowarzyszem Thorina,
jeśli chcecie wiedzieć. Dobrze znam z widzenia waszego króla, chociaż on pewnie
nigdy mnie nie widział. Bard za to pamięta mnie z pewnością, a właśnie z Bar-
dem pragnę rozmawiać.
Czyżby? mówiły elfy. Jakiż to możesz mieć do niego interes?
Jakikolwiek mam interes, jest to moja sprawa, nie wasza, moi mili. Jeże-
li chcecie wrócić do swojej puszczy zamiast tkwić w tej zimnej i przykrej okolicy
powiedział trzęsąc się od dreszczów prowadzcie mnie co żywo do ogniska,
żebym się osuszył, a potem jak najprędzej pozwólcie mi porozumieć się z waszy-
mi wodzami. Mam do rozporządzenia ledwie godzinę, najwyżej dwie.
Tak się stało, że mniej więcej w dwie godziny po wymknięciu się z Głównej
Bramy Bilbo siedział grzejąc się przy ognisku przed wielkim namiotem, a naprze-
ciw niego, przyglądając mu się z ciekawością, zasiedli król elfów i Bard. Pierwszy
raz w życiu widzieli hobbita w zbroi księcia elfów, owiniętego na dobitkę w kawa-
łek starego koca.
Doprawdy, moi panowie mówił Bilbo rzeczowym tonem człowieka inte-
resów położenie jest niemożliwe. Osobiście czuję się już bardzo znużony tym
stanem rzeczy. Chciałbym co prędzej znalezć się z powrotem w moim ojczystym
kraju na zachodzie, wśród rozsądnych stworzeń. Ale jestem finansowo zaintere-
sowany w tej wyprawie, jestem udziałowcem w jednej czternastej części, mówiąc
ściśle, co gwarantuje mi ten list; na szczęście mam go chyba przy sobie. Tu Bil-
bo z kieszeni starej kurtki (wciąż jeszcze nosił ją na zbroi) wyciągnął zmięty i zło-
żony kilkakrotnie list Thorina, ten sam list, który znalazł w maju pod zegarem na
kominku.
Proszę zwrócić uwagę ciągnął że napisane jest: udział w zyskach. Do-
brze wiem, co to znaczy. Ze swej strony jestem jednak skłonny rozpatrzyć życz-
liwie wasze żądania i odjąć od ogólnej sumy to, co wam się należy, nim upomnę
się o swoją część. Nie znacie wszakże Thorina tak dobrze, jak ja go znam. Ręczę,
że choćby miał umrzeć z głodu, gotów jest siedzieć na swojej górze złota, póki
wy tu pozostaniecie.
198
Ano, niech siedzi! rzekł Bard. Szaleniec zasłużył sobie na głodową
śmierć.
Słusznie odparł Bilbo. Rozumiem wasz punkt widzenia. Ale zima nad-
ciąga wielkimi krokami. Lada dzień zaczną się śnieżyce i tak dalej, a wtedy na-
wet elfom, jak sądzę, trudno będzie poradzić sobie z dostawami. Powstaną rów-
nież inne trudności. Słyszeliście chyba o Dainie i jego krasnoludach z %7łelaznych
Wzgórz?
Kiedyś słyszeliśmy coś o nich. Ale cóż to ma do rzeczy? spytał król.
A więc przewidziałem słusznie! Widzę, że nie wiecie o pewnych wydarze-
niach, które są mi znane. Mogę wam powiedzieć, że Dain jest o niespełna dwa
dni marszu stąd i prowadzi co najmniej pięciuset bitnych krasnoludów; wielu
z nich przeszło zaprawę w okrutnych wojnach między krasnoludami a goblinami,
o tym z pewnością słyszeliście. Może dojść do poważnych kłopotów, kiedy Dain
tu nadciągnie.
Dlaczego nam o tym mówisz? Czy zdradzasz swoich przyjaciół? Czy chcesz
nas wystraszyć? spytał posępnie Bard.
Drogi Bardzie! pisnął Bilbo. W zbyt gorącej wodzie jesteś kąpany!
Nigdy nie zetknąłem się z tak podejrzliwymi ludzmi. Przecież ja usiłuję właśnie
oszczędzić kłopotów obu stronom. Posłuchajcie, co wam chcę zaproponować.
Mów! odpowiedzieli.
Spójrzcie rzekł Bilbo. Ofiarowuję wam to! i wyciągnąwszy z kiesze-
ni Arcyklejnot, wyłuskał go ze szmatki.
Nawet król elfów, choć oczy jego przywykły do wszelkich cudownych i pięk-
nych rzeczy, osłupiał z zachwytu. Nawet Bard umilkł i patrzał na klejnot w olśnie-
niu. Jakby kula pełna księżycowego blasku zawisła przed nimi w sieci utkanej
z promieni mroznych gwiazd.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]