[ Pobierz całość w formacie PDF ]
strącając zeń kilka książek. Koty zasyczały.
Matka pierwsza podjechała do stolika. Pozostali też chwycili za kielichy.
Dziękujemy ci, Brutusie powiedział matka. Mario Siemionowno,
choć niezłe z ciebie bydlę, to czasem i w tobie coś dobrego się budzi.
To z chciwości przyznała z wdziękiem Maria Siemionowna.
Wyjęła z ręki Minca banknot i powiedziała:
Resztę wybij sobie z głowy, Christoforowicz.
My się znamy? zapytał Minc.
Uwiodłeś mnie, kiedy byłeś na drugim roku powiedziała Maria Siemio-
nowna i, dzwięcznie roześmiawszy się, uciekła z pokoju.
Dopiero teraz Minc uświadomił sobie, że nawet nie przyjrzał się dobrze są-
siadce.
Co pana do nas sprowadza? zapytała matka.
Szczęśliwy przypadek odpowiedział Minc. Szampan już przyjemnie
uderzył do głowy, co nie stałoby się, gdyby mieli do czynienia ze zwykłym wi-
nem.
Profesor zobaczył u jednego zaocznego artykuł, to znaczy tę semestralną
o teoremacie Fermata.
Boże powiedziała matka. Przecież to przedwczorajszy dzień!
Mamo, szkodzi ci, jak tak dużo pijesz powiedział Bruno Wasyljewicz
Matka wyciągnęła dłoń z pustym kieliszkiem. Ręka nie drżała. Bruno pokręcił
głową. Minc pomyślał, że imiennik konsultanta też tak kręcił głową, kiedy inkwi-
zytorzy chcieli, by wyparł się idei wielości światów.
Matka odwróciła się do profesora i wyciągnęła kielich w jego kierunku.
Minc wziął ze stołu butelkę i nalał matce szampana. Bruno Wasyljewicz nie
był tym zachwycony.
Dziękuję powiedziała matka. Ale, mam nadzieję, nie wyda nas pan?
Sprawia pan wrażenie porządnego młodego człowieka.
Minc popatrzył pytająco na Bruno Wasyljewicza.
Mamo powiedział ten. Proszę dopić i iść spocząć.
143
Ach rzekła matka spoczynek to nam się tylko śni! Gdybym nie pra-
cowała, to bym się dawno zestarzała!
Trzymając kieliszek jak chorągiewkę podczas spaceru, matka odjechała za za-
słonę. Bruno Wasyljewicz zamknął drzwi na korytarz. Koty chrzęściły chrupkami
karmy.
Moje nieszczęście zasadza się na tym powiedział Bruno Wasyljewicz
półgłosem że mama nie jest tu zameldowana. Ta historia bierze swój początek
w rym tragicznym okresie naszej historii, kiedy byłem tu zesłany jako syn wroga
ludu. Ojciec został rozstrzelany jako wróg ludu, a mama siedziała w obozie, jako
żona tegoż wroga. Nie mogłem, oczywiście, otrzymać wykształcenia. . .
Nieoczekiwanie Bruno Wasyljewicz chlipnął i otarł łzę z policzka rękawem.
Pamiętam, jak przyniosłem mojemu mistrzowi swój wynalazek. Pochwalił
mnie. I kazał zapomnieć. Spróbuj to pokazać, to nie wykręcisz się tylko zsyłką .
A propos dało się słyszeć zza zasłony ten sam rodzaj strachu jest mi
znany jeszcze sprzed rewolucji. Przyszłam na wydział chemii do Stoletowa. Nie
miał, w gruncie rzeczy, nic do powiedzenia na ten temat, ale nawet nie przeczy-
tał mojej pracy. Co może przynieść mi niemyta Cyganka? Gdzie szwajcar? Kto
wpuścił ją w mury?
Mamusiu, ile razy mam jeszcze to mówić! To nie był Stoletow, a akademik
Bach. Stoletow nigdy by sobie nie pozwolił na takie słowa.
Może, może. Pamięć wyczynia ze mną okrutne rzeczy. Ale Wasylij Gien-
richowicz, były anarchista jakich on wykrętów nie wyczyniał, by ukryć swoje
zdolności! Ale się nie udało!
Wasylij Gienrichowicz to mój ojciec wyjaśnił Bruno. Ojciec dowo-
dził dywizją, wchodzącą w skład armii pod dowództwem Jegorowa. Udawał, że
jest ledwo piśmienny. Ale się wygadał. . .
A co miał Wasia robić? Dywizję ogarnęła cholera. Musiał wymyślić le-
karstwo. Kiedy wszyscy wyzdrowieli, sześciuset chorych, nie licząc cywili, to
oczywiście powiadomiono o tym Trockiego. A Trocki wezwał męża do Moskwy.
Na szczęście nie rozstrzelali go, a dali laboratorium.
A co z lekarstwem na cholerę? zapytał Minc. Przecież do dziś ono
nie istnieje.
Laboratorium Wasi czekiści rozwalili z armat odpowiedział głos zza
zasłony. To się zgadzało z okresem represji przeciwko anarchistom w armii.
Minc zapytał ostrożnie:
A kto z państwa. . . Mam na myśli was czy waszego ojca. . . Kto interesował
się matematyką?
Pan ciągle o teoremacie Fermata? zapytała matka zza zasłony.
Jeśli mówić dokładnie tak.
Jestem panu bardzo zobowiązana, profesorze powiedziała matka. Od
dawna nie mogłam sobie pozwolić nawet na kieliszek tego napitku. . . Rozumie
144
pan, od wielu łat obawialiśmy się z Bruno, tyle lat się ukrywaliśmy, że zaczęliśmy
zapisywać niektóre wyniki swoich rozmyślań dopiero niedawno, od początku lat
dziewięćdziesiątych. Coś tam też zostało po ojcu. . .
Ja nie otrzymałem prawdziwego wykształcenia powiedział Bruno.
Musiałem sam przerabiać uniwersytety.
A pana ojciec?
Drzwi na korytarz otworzyły się, pojawił się pysk Marii Siemionownej, ko-
biety jak teraz stało się widoczne leciwej i otyłej.
Powiem sama, bo oni ze strachu zaraz zaczną kłamać oświadczyła
[ Pobierz całość w formacie PDF ]