[ Pobierz całość w formacie PDF ]
i wróciła do swojej robótki.
1971
przełożyli Ewa i EuGeniusz Dębscy
Szpiegowski bumerang
Dramatyczne wydarzenia związane z budową w Moskwie nowej ambasady
USA powoli odchodzą w niepamięć. A wielu ludzi w ogóle już o nich zapomniało.
Przypomnę więc.
W wyniku rozmnożenia wielu dyplomatycznych stanowisk, USA i ZSRR zgo-
dziły się, że muszą wybudować nowe potężne i pojemne ambasady w trybie wza-
jemności. My w Waszyngtonie, oni w Moskwie.
Obie wysokie strony zgodziły się, że aby nie wozić w obie strony murarzy
i tynkarzy, należy wykorzystać tubylczą siłę roboczą. Trudziła się ona pod nadzo-
rem pracowników bezpieczeństwa wrogiej strony.
Kiedy wzniesiono już mury, Związek Radziecki zwołał konferencję prasową,
na której pokazano wszelakie żuczki, pchełki, rureczki i lampki, jakimi Amery-
kanie naszpikowali ściany.
Amerykanie odpowiedzieli nieadekwatnie. Powiedzieli mianowicie, że z po-
wodu obfitości urządzeń podsłuchowych w ich ambasadzie nie widać w ogóle
cegieł.
Ruszyła lawina wzajemnych oskarżeń i uraz, budowa została wstrzymana,
Amerykanie postanowili budować się od nowa, górne piętra zostały rozebrane.
A tu nagle władza nam się zmieniła, i krajem zaczęli kierować ludzie szcze-
rzy i uczciwi. Nowy Przewodniczący KGB Bakatin wziął i oddał Amerykanom
wszystkie nasze plany: co, i gdzie, zostało wetknięte.
Wyobrażacie sobie, co po tym fakcie zaczęło się dziać w Ameryce! Ameryka-
nie uznali, że Bakatin jest diabelnie chytrym człowiekiem i zaczęli wszystko, co
zostało zbudowane, burzyć jeszcze bardziej gorliwie niż wcześniej. A nasi z kolei
uznali zachowanie Przewodniczącego KGB za przesadnie uczciwe i posłali Baka-
tina na daczę, żeby sobie tam róże hodował.
Amerykanie pozostawili w całości tylko fundament i na nim wznieśli nowy
budynek przy pomocy rąk sprawdzonej piechoty morskiej.
To cała historia.
Ale ma ona ciąg dalszy.
50
W gabinecie dyrektora Federalnej Służby Bezpieczeństwa zadzwonił telefon.
To był sygnał telefonu bezpośredniej łączności z dyrektorem Służby Wywiadu
Zagranicznego.
Dyrektor FSB zapytał:
Co jest? Wywiadowca odpowiedział:
To nie jest sprawa na rozmowę telefoniczną. Przyjdz do wejścia numer
dziewięć. Będę czekał na ciebie na zewnątrz, poznasz mnie po czerwonym goz-
dziku w klapie i gazecie Słowo i czyn .
Dobra powiedział czekista, z tonu głosu rozmówcy zrozumiał, że spra-
wa jest poważna. Ale z tym kwiatkiem to musimy coś zmienić. Cały świat nas
wykrywa przez te czerwone gozdziki. Jakich wspaniałych ludzi przez to stracili-
śmy!
Po dziesięciu minutach, gdy był już na dole, zobaczył obok wejścia wywia-
dowcę z pismem Playboy i białym gozdzikiem w butonierce. Zresztą, poznałby
go i bez tego maskowania.
Dokąd idziemy?
Wywiadowca nie odpowiedział, w milczeniu poprowadził kolegę przez przej-
ście podziemne do kawiarenki bez krzeseł, gdzie wcześniej znajdowała się rada
organizacji pionierskiej.
Zamówili cappuccino.
Dzisiaj powiedział wywiadowca o dziewiątej czterdzieści dwie, prze-
chwycona została rozmowa między rezydentem wywiadu USA w Moskwie, radcą
Robertsern i nieznanym nam, jak na razie, agentem.
Zuchy powiedział czekista. Ale cappuccino tu jest do kitu.
Przeszli do pobliskiej kawiarenki. FSB zamówiła sobie espresso, a SWZ
cappuccino.
Gdzie odbyła się rozmowa? zapytał dyrektor FSB.
W centralnym budynku nowej ambasady.
Coś ty!
Właśnie. A cappuccino tu jest wyśmienite.
Budynek został rozebrany aż do fundamentów? upewnił się czekista.
Rozebrany.
Zbudowali od nowa?
Zbudowali.
Bakatin plany im oddał?
Oddał.
No to jak żeście podsłuchali? Czyżby Ornitolog?
Wywiadowca pokręcił przecząco głową.
Ornitologiem nazywano pewnego namolnego wynalazcę, który opracował me-
todę wszczepiania mikrofonów do głów moskiewskich gawronów. Ale okazało
się, że wyposażenie w mikrofony wszystkich gawronów jest technicznie nie do
51
zrealizowania, a poza tym wściekle kosztuje, a jeśli ograniczy się liczbę wszcze-
pów do wybranych egzemplarzy, to lecą one gdzie chcą, a już na pewno nie do
Amerykanów.
Mów poprosił dyrektor FSB.
Zostawili fundament. Przeczyścili go, obmacali i obwąchali, wyjęli wszyst-
ko, co można było, ale podstawa została.
Od fundamentu do gabinetu rezydenta nie da się sięgnąć. Dzwięk nie doj-
dzie.
Wywiadowca skinął głową. ,
No to jak?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]