[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wę, podsłuchaną na jeziorze pierwszej nocy.
Wcale nie jestem pewna, czy to rzeczywiście byli kłusownicy powie-
działa niespokojnie. Jakoś dziwnie rozmawiali. Ten tutaj też dziwnie ględził.
Ja się nie znam, ale razem wygląda mi to podejrzanie.
Tereska popatrzyła na nią z gwałtownym zainteresowaniem. Myśl, że wokół
nich na jeziorach miałoby dziać się coś podejrzanego, wydała jej się nad wyraz
atrakcyjna i od razu przygłuszyła troskę o noclegi. Zastanawiała się bardzo krótko.
Masz rację przyświadczyła z ożywieniem. Coś tu wisi w atmosferze.
Uważam, że powinnyśmy się tym zainteresować. Może to i dobrze, że nie może-
my na razie nigdzie zostać i. musimy się pchać dalej, może znów trafimy na coś
podejrzanego?
Osobiście wolałabym trafić na przyzwoity camping. I sklep spożywczy, bo
chleb wyszedł i margaryna się kończy.
Jedno drugiemu nie przeszkadza. Zrobiłyśmy głupstwo, to fakt, to znaczy
nie tyle zrobiłyśmy głupstwo, ile wszystko tu inaczej wygląda, niż powinno, ale
zaczynam być z tego zadowolona. Bardzo możliwe, że uda nam się wykryć coś
ciekawego.
Okrętka przyglądała jej się z wyrazem niesmaku i zgorszenia.
Zwariowałaś chyba. Na litość boską, nie mamy gdzie spać, nie mamy już
co jeść, ręce nam odpadają, ducha wyzioniemy lada chwila, a tobie się zachciewa
podejrzanych atmosfer! Zgłupiałaś czy co? Uważam, że raczej należy oddalić się
stąd czym prędzej!
Toteż właśnie oddalamy się. Z konieczności. Po drodze zobaczymy, czy
jeszcze się coś nie przytrafi. Połączymy przyjemne z pożytecznym.
Nie wiem, które ma być przyjemne, a które pożyteczne mamrotała z roz-
goryczeniem Okrętka. Wcale mi się to nie podoba. . .
Nagły entuzjazm Tereski budził w niej niepokój i protest. Nie miała najmniej-
szej ochoty odkrywać niczego ciekawego, szczególnie że owo coś wydawało się
przerażające i niebezpieczne. Okrążały właśnie porośnięty lasem półwysep, kiedy
nagle chlapnęła gwałtownie wiosłem w wodę i znieruchomiała.
45
No tak! wykrzyknęła z okropną irytacją. Mydło, pasta do zębów
i szczotki zostały na trawie. Wiedziałam, że z tego pośpiechu nic dobrego nie
wyniknie!
Tereska znieruchomiała również.
Jesteś pewna?
A zabierałaś je stamtąd?
Nie.
No właśnie. Ja też nie. Teraz sobie przypomniałam. Co robimy?
Nie wracamy, mowy nie ma. Trudno, kupimy nowe w tym parszywym
Giżycku.
Okrętka na nowo przystąpiła do wiosłowania.
Gdzie ono jest, na litość boską?! Czy my w ogóle jesteśmy na właściwym
jeziorze?
Chyba tak, bo większy ruch, zobacz, tam płynie statek. A na wszelki wy-
padek możemy obejrzeć mapę. . .
Państwo Strzałkowscy, pozbywszy się kłopotów z garażem, szybko zoriento-
wali się, że rygory na Mazurach uległy zaostrzeniu, i zatroskali się o losy dwóch
młodych dam zabranych z zakurzonej szosy. Poczuli lekki niepokój, połączony
z wyrzutami sumienia, bo trochę czuli się za nie odpowiedzialni, a trochę te dwie
dziewczyny kojarzyły im się z ich własną córką, podróżującą autostopem po Bel-
gii. Postanowili sprawdzić, jak też im się wiedzie.
Koło południa, opłynąwszy całe Mamry, zataczali wielkie kręgi na Darginie,
przyglądając się pilnie wszystkim błąkającym się po jeziorze kajaczkom. Wpły-
nęli w Kisajno, po czym zachodnią stroną wracali z wolna ku północy. Pan Strzał-
kowski siedział przy sterze, jego żona penetrowała krajobraz przez lornetkę. Z da-
leka dostrzegli samotny kajaczek, który wypłynął z Jeziora Dobskiego i trwał nie-
zdecydowanie w pobliżu lądu, to zbliżając się doń, to oddalając.
Chyba dwie dziewczyny powiedziała pani Strzałkowską odejmując lor-
netkę od oczu. Nie jestem pewna, ale podpłyń tam.
Pan Strzałkowski posłusznie skorygował kierunek. W chwilę potem ujrzał Te-
reskę i Okrętkę w okropnym zdenerwowaniu wydzierające sobie nawzajem mapę
samochodową, której informacje stały w sprzeczności ze stronami świata w na-
turze. Ląd ciągnął się wcale nie tam, gdzie powinien. Zdecydowały właśnie, że
albo strony świata uległy przemieszczeniu, albo one same znajdują się w zupełnie
innym miejscu, niż sądziły, kiedy wreszcie zwrócił ich uwagę narastający warkot
motorówki. Duża łódz podpłynęła i zastopowała kilka metrów od nich.
Hej! zawołała z dziobu uradowana pani Strzałkowska. Jak się macie?
Szukamy was od wczoraj, gdzieście się podziewały?
Teresce i Okrętce ze wzruszenia niemal zabrakło tchu. Ulga, jaką odczuły na
widok swoich samochodowych dobroczyńców, była zgoła niebiańska. Państwo
46
Strzałkowscy już po raz drugi stawali się wybawieniem. Dwoma machnięciami
wioseł bezgranicznie uszczęśliwione przyjaciółki dobiły do łodzi.
Niebo nam państwa zesłało! wykrzyknęła Tereska. Nie wiemy, gdzie
jesteśmy, zgubiłyśmy mydło i zginęło nam Giżycko!
I nie mamy szczotek do zębów i chleba! uzupełniała z przejęciem Okręt-
ka. I margaryny, i siły już też nie mamy! I gdzie tu, o Boże, można się zatrzy-
mać?!
Państwo Strzafkowscy słuchali okrzyków życzliwie i ze zrozumieniem. Znali
te sprawy. Pan Bogumił melancholijnie kiwał głową.
Nie dziwię się, że macie kłopoty rzekł z westchnieniem. Z roku na
rok jest gorzej. Mam wyrzuty sumienia, że zawiozłem was tak daleko.
Za to teraz wam pomożemy oświadczyła pani Strzałkowska. Zawie-
ziemy was, dokąd chcecie, i wszystko się załatwi.
Po krótkiej naradzie uzgodniono, że jedna z przyjaciółek przesiądzie się na
motorówkę i popłynie do Giżycka po zakupy, druga zaś poczeka w umówionym
miejscu na przeciwległym brzegu, gdzie rozciągają się łąki i nieużytki i gdzie
nikt o nic nie będzie miał pretensji. Przeciwległy brzeg oddalony był zaledwie
o godzinę wiosłowania.
Jedz ty powiedziała Okrętka po drodze. Ja mam zupełnie dosyć no-
wych wrażeń, z przyjemnością posiedzę sobie wreszcie spokojnie. Ty jesteś od-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]