[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Pomocą był fakt, że gdy go przywieziono, był nieprzytomny. Lecz nie było to łatwe.
Wprowadziłem do jego umysłu fałszywe wspomnienia, założyłem blokady pamięciowe i
spowodowałem regres w polach emocji i postawy, a ponadto zrobiłem jeszcze kilka rzeczy,
których wstydzić się będę do śmierci.
Doktorek wyglądał, jakby za chwilę miał się rozpłakać, toteż poklepałem go
przyjacielsko po ramieniu.
- Jest pan żołnierzem, doktorze, i robi pan to, co jest potrzebne do zwycięstwa.
Głęboko poważamy pana za to, czego pan dokonał - powiedziałem.
- No cóż. Ja wręcz przeciwnie, ale tym się będę martwił pózniej. Za kilka minut
wprowadzę go w trans, wam będzie się wydawało, że jest przytomny, lecz tak naprawdę to
nie będzie świadom, co dzieje się wokół. Jego emocje znajdą się na poziomie rozwojowym
czteroletniego dziecka, które potrzebuje pomocy. Pamiętajcie o tym. Nie zmuszajcie go zbyt
nachalnie do odpowiedzi i nie zachowujcie się wrogo. On chce wam pomóc i zrobi, ile tylko
będzie mógł, ale dostęp do informacji nie będzie dla niego rzeczą prostą. Bądzcie dla niego
mili, a jeśli nie zrozumie pytania, to sformułujcie je na nowo. I nie ponaglajcie go za bardzo.
Jesteście gotowi?
- Chyba tak - odpowiedziałem, choć myśl o Kraju jako o chętnym do współpracy
czterolatku nie bardzo chciała mi się pomieścić w głowie.
Ruszyliśmy za nim do salki szpitalnej. Muftak tak ustawił lampę, by Kraj był w pełni
widoczny, a my pogrążeni w mroku. Wyjął strzykawkę i zrobił z niej użytek, aplikując coś
leżącej postaci. Oczy Krają były zamknięte, a lewa ręka w gipsie. Aeb miał obwiązany
bandażami, spod których wychodził pęk przewodów podłączonych do stojących obok łóżka
urządzeń.
- Kraj, obudz się. Powieki uniosły się wolno.
Jego twarz wyrażała spokój, a w kącikach ust czaił się cień uśmiechu.
- Jak się nazywasz? - spytał doktor.
- Kraj - odpowiedział miękkim, przypominającym chłopięcy głosem, i to bez żadnego
oporu.
- Skąd pochodzisz?
Zmarszczył brwi i zerkając na mnie, wydał z siebie jakieś niezrozumiałe dzwięki.
Angelina pogłaskała go uspokajająco, dodając przyjacielskim tonem:
- Nie denerwuj się, nie trzeba się spieszyć. Przyleciałeś tu z Cliaandu, prawda?
- To prawda - skinął głową i uśmiechnął się.
- Czy urodziłeś się na Cliaandzie?
- Nie... chyba nie. Mieszkam tam od dawna, ale nie tam się urodziłem. Urodziłem się u
siebie.
- U siebie - to inny świat, inna planeta?
- Tak.
- Czy mógłbyś mi opowiedzieć, jaka ona jest?
- Zimna, zawsze jest tam zimno, nic nie rośnie, nic nie jest zielone. Trzeba ją polubić,
a ja jej nie lubiłem. Istnieją ciepłe światy i wielu z nas do nich wyrusza. Ale nie ma nas dużo,
rzadko się widujemy i chyba się nie lubimy. Nikt nie lubi śniegu, lodu, zimna. Wszystko co
żyje, żyje w oceanach, czasami łowimy ryby, ale rzadko. Są cieplejsze światy.
- Na przykład Cliaand? - podpowiedziała Angelina.
- Na przykład Cliaand. Ciepło jest przez cały czas, nawet gorąco, ale mnie to nie
przeszkadza. Dziwne, gdy widzi się inne życie, stworzenia na lądzie, zieleń... Dużo zieleni.
- Jak się nazywa twoja zimna planeta, twój śnieżny świat? - szepnąłem.
- Nazywa się... nazywa się... - nagle zaczął się szamotać z wytrzeszczonymi oczami,
po czym jego plecy wygięły się w łuk, nastąpił ostatni spazm i ciało znieruchomiało na łóżku.
- Nie żyje - oznajmił Muftak spoglądając na przyrządy.
- Szkoda - skwitowała to Angelina. - Trzeba się zastanowić, jak zdobyć następnego
klienta dla doktora. Teraz, gdy już wiemy, czego należy unikać, postaramy się, aby
wytrzymał dłużej.
Muftakiem zatrzęsło.
- Nie mógłbym, nie mógłbym zrobić tego jeszcze raz. Zabiliśmy go, ja go zabiłem.
Wszczepiono mu rozkaz, żeby się zabił, nie podając za żadną cenę położenia i nazwy planety.
Już nigdy więcej!
- Wychowano nas trochę inaczej - odezwała się spokojnie i bez emocji Angelina. -
Gdyby nie był tu potrzebny, zabiłabym go w jego własnym biurze. Naprawdę jest mi
obojętne, jak zginął. Wie pan, kim był i co zrobił.
Nie wtrącałem się, bo, według mnie, oboje mieli rację.
- Niech się pan prześpi, doktorze. Trzydzieści sześć godzin na nogach nie wpływa
dodatnio na samopoczucie.
Wziąłem Angelinę za rękę i wyprowadziłem, oddalając się od tego małego, smutnego
człowieczka wpatrującego się niewidzącymi oczyma w podłogę.
- %7łal ci tej kreatury? - spytała Angelina, posyłając w moją stroną swoje niezadowoloną
minę numer dwa. Znaczyła ona mniej więcej:  Nie szukam kłopotów, ale jeśli ty ich szukasz,
to znajdziesz je z łatwością".
- Co? %7łal mi tylko tego, że tak mało się dowiedzieliśmy.
- Następny powie więcej. Przynajmniej wiemy, że twój pomysł miał sens. Być może
nie należy ich nazywać obcymi, ale na pewno na Cliaandzie są intruzami. Gdyby udało się ich
wyeliminować, byłby spokój z inwazjami.
Zrobiliśmy sobie przerwę na posiłek (siedem dań, nie licząc przystawek), a gdy
uporałem się ze wszystkim (Angelina tylko trochę poskubała) i łyknąłem piwa, wówczas
stwierdziłem:
- Myślałem, i wiesz...
- %7łartujesz? Obserwując cię można było raczej dojść do wniosku, że żresz jak świnia,
która wsadziła oba kopyta w koryto.
- Daj spokój temu sielankowemu poczuciu humoru. Jak w nocy ciężko się pracowało,
to w dzień należy się dobrze najeść. Mamy ważniejszy problem. Założę się, że gdybyśmy
wyeliminowali szarych, Cliaandczycy straciliby swój płomienny zapał do inwazji.
- Nic tudnego. Wystarczy seria zorganizowanych zamachów. Nie może ich być wielu.
Kraj sam to powiedział. Z przyjemnością biorę to na siebie.
- O nie. %7ładne takie. Nie pozwolę, by moja żona wynajmowała się jako płatny
morderca. A poza tym - to nie takie proste. Oni mają dobrze rozwinięty instynkt
samozachowawczy i umieją sobie radzić. A poza tym jeszcze - nie lubię rzeznictwa.
- Dobra, chodząca doskonałości moralna. Co jeszcze możemy zrobić? Rewolty w
podbitych światach?
- Blisko, ale to nie to. Jeśli Burada może tu służyć za przykład, to przypomnij sobie,
co powiedziała Taze. Wszelki opór zamiera, a powodem jest szybkość reakcji sił
cliaandzkich. Jeśli zginie jeden z nich, zabija dwudziestu Buradyjczyków. Ci tu, po wielu
pokoleniach pokoju, nie są psychicznie przygotowani do totalnej partyzantki. Zresztą, to nic
nie da. Cała gospodarka Cliaandu nastawiona jest na prowadzenie wojen. To jest jak jakaś [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anapro.xlx.pl
  • Archiwum

    Home
    Gordon Korman Bugs Potter 02 Bugs Potter Live At Nickaninny
    Glen Cook Starfishers 02 Starfishers
    02 Miłość ponad miłość (LOVE) Lynn Sandi
    Cerise DeLand [Stanhope Challenge 02] Lady Featherstone's Fervent Affair (pdf)
    Roberts Alison Bunrownik z serca 02 Bohater mimo woli
    238. Jordan Penny Dynastia Leopardich 02 Zamek na Sycylii
    02 Dynastia Connellych DeNosky Kathie Na zawsze twoja
    Delaney Joseph Kroniki Wardstone 02 Klątwa Z Przeszłości
    Esther Mitchell The Underground Series 02 Mind Killer
    082.Major Ann Dziecko buszu
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • montekonrad.xlx.pl