[ Pobierz całość w formacie PDF ]

— Już go realizujemy.
— Jesteś uzbrojona? — spytał Myron Zorrę.
— W uzi. — Szlomo wyciągnął spod spódnicy broń. —
Zorra lubi uzi.
Myron skinął głową.
— Patriotka z ciebie.
— Mam pytanie — wtrąciła Esperanza.
— Jakie?
— A jeżeli ten gość nie zechce współpracować? — spytała,
patrząc Myronowi w oczy.
— Nie czas się tym martwić — odparł.
— To znaczy?
— Ten psychol ma Jeremy’ego. Rozumiesz? Jeremy jest
najważniejszy.
Pokręciła głową.
— Nie musisz z nami iść.
— Potrzebujesz mnie — powiedziała.
— Owszem. A Jeremy mnie. — Myron wstał. — Dobra, w
drogę.
Esperanza ponownie pokręciła głową, ale dołączyła do nich.
Na ulicy ich grupa — okrojona wersja Parszywej Dwunastki —
rozdzieliła się. Esperanza i Zorra poszli piechotą, a Win, Myron i
Wielka Cyndi skierowali się do garażu trzy przecznice dalej. Win
trzymał tam samochód — chevrolet nova. Nie do namierzenia.
Miał takich cały tabun. Nazywał te wozy jednorazówkami,
traktując je jak papierowe kubki lub podobne rzeczy. Ech,
bogacze! Lepiej nie wiedzieć, co z nimi robił.
Win usiadł za kierownicą, Myron obok niego, a Wielka
Cyndi — w stylu przywodzącym na myśl puszczony do tyłu film o
porodzie — wcisnęła się na tylne siedzenie. Ruszyli.
■ ■ ■
Kancelaria prawnicza Stokesa, Laytona i Grace’a należała do
najbardziej renomowanych nowojorskich firm prawniczych.
Wielka Cyndi pozostała w recepcji. Chuda recepcjonistka w
szarym kostiumie unikała patrzenia na nią. Za to Wielka Cyndi nie
dość, że gapiła się w nią, by ją onieśmielić, to co jakiś czas
warczała jak lwica. Bez powodu. Po prostu lubiła.
Sala konferencyjna, do której ich wprowadzono, była taka
jak milion analogicznych sal w kancelariach prawniczych na
Manhattanie. Bazgrząc esy-floresy na papierze z żółtego bloku,
takiego jak milion identycznych bloków w manhattańskich firmach
prawniczych, Myron patrzył przez okno na zadufanych,
różowiutkich, wygolonych absolwentów Harvardu, wiernych kopii
miliona podobnych im osobników z innych manhattańskich
dużych kancelarii prawniczych. W jego oczach wszyscy młodzi
biali prawnicy wyglądali jednakowo. Dyskryminacja à rebours?
Być może.
Z tym że sam był białym absolwentem harvardzkiego
wydziału prawa. Hm!
Chase Layton, ze swym dobrze odżywionym obliczem,
pulchnymi palcami i gładzią zaczesanej siwizny, wyglądał wypisz
wymaluj jak współwłaściciel dużej manhattańskiej firmy
prawniczej. Na jednej ręce nosił ślubną obrączkę, na drugiej sygnet
z Harvardu. Wtoczywszy się w całej swej krągłej okazałości,
ciepło — jak większość bogaczy — przywitał się z Winem, a
potem mocno — jak „swój chłop” — uścisnął rękę Myrona.
— Śpieszy nam się — zaznaczył Win.
Chase Layton w jednej chwili wyrzucił szeroki uśmiech za
drzwi i przybrał minę jak do boju. Usiedli. Adwokat złożył ręce
przed sobą i pochylił się, pokaźnym brzuszkiem napierając na
guziki kamizelki.
— Czym mogę służyć, Windsor?
Bogaci zawsze nazywali Wina Windsorem.
— Od dawna zabiega pan o reprezentowanie mojej firmy —
rzekł Win.
— No, nie powiedziałbym…
— Przyszedłem, żeby ją panu powierzyć. W zamian za
pewną przysługę.
Chase Layton był za sprytny, by natychmiast chapnąć
przynętę. Spojrzał na Myrona. Giermka. Może w tej plebejskiej
twarzy kryła się podpowiedź, jak rozegrać tę partię. Myron nie
zmienił nieprzeniknionej miny. Był w tym coraz lepszy. Pewnie
dlatego, że tak dużo czasu spędzał teraz z Winem.
— Musimy się zobaczyć z Susan Lex — ciągnął Win. — Jest
pan jej prawnikiem. Chcielibyśmy, żeby pan ją tu bezzwłocznie
ściągnął.
— Tutaj?
— Tak — potwierdził Win. — Do kancelarii. Bezzwłocznie.
Chase otworzył usta, zamknął je i znów zbadał wzrokiem
twarz jego giermka. Żadnej wskazówki.
— Mówi pan serio, Windsor? — spytał.
— Jeżeli pan to załatwi, zajmie się pan interesami firmy
Lock-Horne. Zdaje pan sobie sprawę, ile na tym zarobi?
— Dużo — odparł Chase Layton. — Ale nawet nie jedną
trzecią tego, co dostajemy od Leksów.
Win uśmiechnął się.
— Można upiec dwie pieczenie przy jednym ogniu.
— Nie rozumiem.
— To bardzo proste, Chase.
— W jakim celu chce pan się zobaczyć z panią Lex?
— Nie możemy tego zdradzić.
— Rozumiem. — Chase Layton podrapał
wymanikiurowanym paznokciem policzek różowy jak szynka. —
Pani Lex bardzo sobie ceni prywatność.
— Wiemy.
— Przyjaźnię się z nią.
— Nie wątpię.
— Mógłbym zaaranżować spotkanie.
— To na nic. Muszę się z nią spotkać już.
— Cóż, interesy omawiamy zwykle w jej biurze.
— To na nic. Spotkanie musi odbyć się tu.
Chase poruszył szyją, grając na czas. Próbował znaleźć jakieś
wyjście z sytuacji, sposób na rozegranie tej sprawy.
— Pani Lex jest bardzo zajęta — odparł. — Nie
wiedziałbym, co powiedzieć, żeby ją tu ściągnąć.
— Jest pan dobrym adwokatem, Chase. — Win złożył dłonie
koniuszkami palców. — Na pewno pan coś wymyśli.
Chase Layton skinął głową i wpatrzył się w manikiur.
— Nie — rzekł wreszcie, wolno unosząc głowę. — Nie
sprzedaję moich klientów, Windsor.
— Nawet w zamian za złowienie tak dużej ryby jak Lock-
Horne?
— Nawet.
— A nie robi pan tego, żeby zaimponować mi lojalnością i
taktem?
Chase uśmiechnął się z taką ulgą, jakby wreszcie zrozumiał
żart.
— Skądże. Ja nie piekę dwóch pieczeni przy jednym ogniu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anapro.xlx.pl
  • Archiwum

    Home
    Harlan Ellison Sp
    HARLAN COBEN BOLITAR 01.Bez skrupułów (1995)
    Coben Harlan Niewinny
    Rigby Taylor Dome of Death
    Nora Roberts Szmaragdowy sen
    208. Moon Modean Dar serca
    śąeromski Stefan Dzienniki t 3
    Madison Hayes Miss October (EC) (pdf)
    Irlandzkie marzenia (Irlandzki buntownik) Roberts Nora
    Bain, Darrell Savage Survival
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lidka.xlx.pl