[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Jednak gdy tylko go zobaczyłam, wszystko było wspaniale. Nie wiem, co bym bez niego
poczęła.
Rozmowa z Brianem złagodziła ból; znalazła w nim wdzięcznego słuchacza, przy
którym mogła się wygadać.
- Nie chciałam płakać przy Travisie i dzieciach, ponieważ im również go brakuje.
Trzymałam się całkiem niezle, dopóki nie przyszłam tutaj. Mieszkałam tu na początku, po
przyjezdzie do Royal Meadows. W ładnym pokoju o zielonych ścianach i białych zasłonach.
Byłam taka młoda.
- A teraz jest pani stara i niedołężna - powiedział Brian, czując ulgę, gdy się
roześmiała.
- No, może nie całkiem niedołężna, ale wtedy byłam bardzo niedoświadczona. W
całym moim życiu nie widziałam takiego miejsca jak to, a miałam tu zamieszkać. Gdyby nie
on, Travis pewnie nie zatrudniłby kogoś takiego jak ja w charakterze stajennego.
- Stajenny. - Brian uniósł ze zdziwieniem brwi. - Myślałem, że to zmyślona historia.
- Ależ nie, szczera prawda - zaprzeczyła gorąco i z niewątpliwą nutą dumy. -
Zarabiałam na swoje utrzymanie. W tamtych czasach byłam dobrym stajennym. Do mnie
należał Majesty.
Brian osunął się na ziemię obok niej.
- Pani zajmowała się Majestym?
- Tak, i byłam świadkiem, jak wygrywa w derbach. Och, kochałam tego konia. Znasz
to uczucie.
- O tak, znam.
- Straciliśmy go dopiero w zeszłym roku. Miał długie piękne życie. Myślę, że właśnie
wtedy Paddy postanowił wrócić do domu. Jest tam teraz. Wiem, co widzi, gdy stoi przed
domem, i to jest dla mnie pociechą. Dziękuję ci, Brianie...
- Nic nie zrobiłem. Nie umiem radzić sobie ze łzami.
- Ale potrafisz słuchać. - Oddała mu chusteczkę.
- To dlatego, że na widok łez tracę mowę. Ma pani na twarzy trochę ziemi ogrodowej.
Keeley nadeszła ścieżką w chwili, gdy Brian ocierał delikatnie twarz jej matki
niebieską chusteczką. Ujrzawszy ślady łez, rzuciła się naprzód jak lwica w obronie swoich
małych.
- Co się stało? Co zrobiłeś? - syknęła do Briana, obejmując Adelię.
- Nic. Tylko znokautowałem twoją mamę i kopnąłem ją kilka razy.
- Keeley. - Adelia poklepała ze śmiechem dłoń córki. - Brian użyczył mi chustki i
ramienia, żebym mogła się wypłakać z tęsknoty za wujkiem Paddym.
- Och, mamo! - Keeley przytuliła policzek do policzka matki i potarła go lekko. - Nie
smuć się.
- Odrobinę muszę. Już mi lepiej - powiedziała Adelia. - Pochyliła się, całując
zaskoczonego Briana w policzek. - Jesteś przemiłym i cierpliwym młodzieńcem.
Wstał i podał jej rękę, pomagając się podnieść.
- Nie mam u nikogo takiej opinii, pani Grant.
- To dlatego, że nikt ci się nie przyjrzał z bliska. Teraz, gdy wypłakałam się na twoim
ramieniu, łatwiej powinno ci przyjść mówienie do mnie po imieniu. No, najwyższy czas iść
do stajni trochę popracować.
- Mama prawie nigdy nie płacze - powiedziała cicho Keeley, gdy Adelia odeszła. -
Chyba że jest bardzo szczęśliwa albo bardzo smutna. Przepraszam, że tak na ciebie
naskoczyłam, ale gdy zobaczyłam, że płacze, przestałam myśleć.
- Azy działają na mnie w taki sam sposób.
Skinęła głową, po czym rozejrzała się dookoła, szukając słów, które rozładowałyby
niezręczną sytuację. A była taka pewna, że zachowa spokój i opanowanie, gdy znów go
zobaczy!
- Słyszałam, że dobrze się sprawiłeś w Hialeah.
- Sprawiliśmy się. Twój Hero biega naprawdę wspaniale.
- Tak, widziałam go. %7łyje po to, by biegać. - Zauważyła torbę, którą Brian położył na
ziemi. - Jeszcze nie zdążyłeś całkiem wrócić, a tu jedna kobieta wypłakuje ci się na ramieniu,
a druga rzuca się na ciebie z pięściami. Naprawdę bardzo mi przykro.
- Na tyle, żeby zaparzyć mi herbaty, kiedy będę brał prysznic?
- Ja... no, dobrze, ale mam niecałą godzinkę.
- Wystarczy, by przygotować dzbanek herbaty. - Zadowolony, zaczął wchodzić po
schodach na górę - - Prowadzisz dzisiaj lekcje?
- Tak. - Schwytana w pułapkę Keeley wzruszyła ramionami i weszła za nim do środka.
Był taki miły dla jej matki. Powinna mu się zrewanżować. - O wpół do czwartej. Muszę
zrobić jeszcze to i owo, zanim zjawią się uczniowie.
- Pośpieszę się. Chyba wiesz, gdzie jest kuchnia? Skrzywiła się do jego pleców, gdy
wymaszerował do sypialni.
Pomyślała, że parzenie mu herbaty nie mieściło się w jej wyobrażeniach, jak poradzić
sobie z sytuacją. Rozważyła wszystkie za i przeciw i doszła do wniosku, że najlepiej będzie
zachować uprzejmy, przyjacielski dystans. To, co się wydarzyło kilka dni temu, dało się
wytłumaczyć chwilowym brakiem rozsądku.
Nie do wiary.
Otrząsnęła się i wyjęła stary ulubiony dzbanek do herbaty Paddy'ego. Nie, nie ma się -
czym przejmować. Właściwie z jednego względu powinna być naprawdę wdzięczna
Brianowi. Udowodnił jej, że wcale nie jest taka obojętna wobec mężczyzn, jak jej się [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anapro.xlx.pl
  • Archiwum

    Home
    Roberts Alison Bunrownik z serca 02 Bohater mimo woli
    Kościuszko Robert Wojownik Trzech Czasów 1 Elezar
    M267. (Duo) Roberts Alison Samotny ojciec
    J. Robert King Anthology Realms of the Underdark
    83. Roberts Susanne Nieczułe serce
    Robert Haasler Zbrodnie w imieniu Chrystusa
    Jane Roberts Seth Anthology 1
    Jane Roberts parapsychiczne przebudzenie
    Roberts_Alison_ _Odwaga_na_pokaz
    Howard, Robert E Conan el Usurpador
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • tutakeja.pev.pl