[ Pobierz całość w formacie PDF ]
La, arcykapłanka i królowa Oparu. Zły kapłan pozbawił ją władzy i strącił z tronu. Ale jutro
pójdziemy na Opar z najdzielniejszymi Gomangani z Doliny Diamentowego Pałacu i ukarzemy Cadja.
Arcykapłana, który okazał się zdrajcą względem swojej królowej i La odzyska tron Oparu. Wszakże
tam, gdzie posiane zostało nasienie zdrady, tam plon może wzejść o każdej porze i w chwili najmniej
spodziewanej. Dużo więc czasu upłynie, zanim La odzyska pełną ufność w wierność swego ludu a
to otwiera wam nowe widoki i może dać nową ojczyznę. Pójdzcie za nami i walczcie wraz z nami o
osadzenie La z powrotem na jej tronie, a gdy walka się skończy, pozostańcie tam, jako straż
przyboczna La, by jej bronić, nie tylko przed zewnętrznym, ale zarówno przed wewnętrznym
wrogiem.
Bolgani rozważyli między sobą sprawę i jeden z nich zwrócił się do Tarzana:
Uczynimy wedle twej rady.
Będziecie wiernie służyli La? zapytał człowiek małpa.
%7ładen Bolgani nie był nigdy zdrajcą odrzekł człowiek goryl.
Wybornie! zawołał Tarzan. A ty, La, przystajesz na ten projekt?
Przyjmuję ich do służby rzekła La.
Nazajutrz wczesnym rankiem Tarzan i La z trzema tysiącami Gomanganich i setką Bolganich
wyruszyli, by ukarać Cadja. Nie kryli się bynajmniej. Szli po prostu przez Dolinę Pałacu
Diamentowego, spuścili się skalistym wąwozem do doliny Oparu i udali się wprost na tyły pałacu
La.
Mała szara małpka, siedząca wśród pnączy na szczycie murów świątyni, ujrzała ich
nadchodzących. Przekręciła główkę najpierw na jedną, potem na drugą stronę i tak się rozciekawiła,
że zapomniała na chwilę podrapać się po brzuszku, któremu to zajęciu pilnie się od dłuższego czasu
oddawała. W miarę zbliżania się oddziału wzrastało podniecenie Manu, małpki. Gdy zdała sobie
niejasno sprawę z wielkiej liczebności Gomanganich, zaczęła odchodzić od zmysłów, ale kroplą,
przepełniającą czarę jej wytrzymałości był widok Bolganich postrachu jej rodu. Jak szalona
popędziła do pałacu Oparu.
Cadj był na dziedzińcu wewnętrznej świątyni, gdzie o wschodzie słońca złożył ofiarę
Płomiennemu Bogu. Byli tam też liczni kapłani i Oah z kapłankami. %7łe waśni ich jątrzyły, znać było
po posępnych obliczach i słowach, z jakimi Oah zwracała się do Cadja.
Znowu za dużo sobie pozwoliłeś, Cadj mówiła cierpko. Jedynie arcykapłance Płomiennego
Boga przysługuje prawo składania ofiary. Ty jednak raz po razie ośmielasz się kalać święty nóż swą
niegodną dłonią.
Milcz niewiasto odburknął arcykapłan. Jam jest Cadj, król Oparu, arcykapłan
Płomiennego Boga. Godność swą zawdzięczasz jedynie łasce Cadja. Nie doświadczaj zbytnio mej
cierpliwości, bo zaprawdę poznasz dotknięcie świętego noża.
Trudno było nie zrozumieć pogróżki w tych słowach zawartej. Wielu z otaczających go kapłanów
ledwie zdołało ukryć oburzenie na widok tak świętokradzkiego obchodzenia się z arcykapłanką.
Aczkolwiek nie wielce sobie cenili Oah, faktem było, że wyniesiono ją na najwyższe stanowisko i ci,
którzy wierzyli, że La umarła, co Cadj z wielkim nakładem wysiłków starał się im wmówić, ci
oddawali Oah pełną cześć, należną jej z tytułu jej wysokiego urzędu.
Uważaj, Cadj ostrzegł go jeden ze starszych kapłanów. Istnieją granice, których nawet
tobie nie wolno przekraczać.
Zmiesz mi grozić?! krzyknął Cadj, błyskając oczyma, pełnymi obłędnego szału fanatyka.
Zmiesz grozić mnie, arcykapłanowi Płomiennego Boga? I skoczył ku temu, kto go obraził,
wznosząc nóż ofiarny nad jego głową, gdy nagle skrzecząca i wrzeszcząca mała szara małpka
wychyliła się z framugi w murze otaczającym dziedziniec świątyni.
Bolgani! Bolgani! wykrzykiwała. Idą! Idą!
Cadj zatrzymał się i opuściwszy rękę z nożem, spojrzał ku Manu.
Widziałaś ich, Manu? zapytał. Prawdę mówisz? Jeśli to znów jakiś figiel z twojej
strony, niedoczekanie twoje, by ci się jeszcze raz udało stroić żarty z Cadja.
Prawdę rzekłam zaskrzeczała małpka. Widziałam ich na własne oczy.
Ilu ich jest? zapytał Cadj. Jak blisko są Oparu?
Jest ich tylu, co liści na drzewach odrzekła Manu i są już przy murze świątyni, Bolgani i
Gornangani. Tylu ich, co trawy, która rośnie w wąwozach, gdzie chłodno i wilgotno.
Cadj zwrócił oblicze ku słońcu i wydał długi, przeciągły okrzyk, zakończony przenikliwym
wrzaśnięciem. Po trzykrotnym powtórzeniu tego przerazliwego hasła, pobiegł wraz z otoczeniem do
właściwego pałacu. Gdy Cadj wkraczał w starożytną aleję, na którą wychodził pałac Oparu, już z
każdego korytarza, z każdych podwojów wyłaniały się grupy karłowatych, kudłatych postaci,
uzbrojonych w ciężkie maczugi i noże. Na drzewach skrzeczały gromady małych szarych małpek.
Nie tu, nie tu! wykrzykiwały i wskazywały na południową stronę miasta.
Jak nie zorganizowany motłoch, horda kapłanów i wojowników zawróciła za Cadjem do pałacu i
podążyła na drugi koniec gmachu. Tam wdrapali się na wyniosły mur, strzegący pałacu, właśnie w
chwili gdy siły Tarzana zatrzymały się tuż pod murem.
Skał! Skał! wrzasnął Cadj. W odpowiedzi na ten rozkaz, kobiety zgromadzone na
dziedzińcu, jęły zbierać odłamy kamieni, odkruszone od muru i pałacu i rzucać je na nieprzyjaciela.
Idzcie precz! krzyknął Cadj, zwracając się do armii, stojącej u bram miasta. Idzcie
precz! Jam jest Cadj, arcykapłan Płomiennego Boga, a tu jest jego świątynia. Nie plugawcie świątyni
Płomiennego Boga, abyście nie doznali jego gniewu!
Tarzan wystąpił naprzód i ręką nakazał ciszę.
Tu jest La, wasza arcykapłanka i królowa zawołał do Oparian, stojących na murze. Cadj
jest zdrajcą i oszustem. Otwórzcie bramy i przyjmijcie królową. Oddajcie zdrajców w ręce
sprawiedliwości, a nie wyrządzimy wam żadnej krzywdy. Ale jeśli odmówicie La wstępu do miasta,
przemocą i z wielkim rozlewem krwi wezmiemy to, co się La z prawa należy.
Gdy skończył przemowę, La stanęła obok niego, aby cały jej lud mógł ją zobaczyć. Kilka głosów
opowiedziało się za nią, ze dwa okrzyki wzniosły się przeciw Cadjowi. Widząc, że niewiele trzeba,
by nastrój tłumu obrócił się przeciw niemu, Cadj wezwał swych ludzi do natarcia i sam cisnął
kamieniem w Tarzana. Zdumiewająca zwinność, z jaką się uchylił, ocaliła Tarzana, pocisk minął go i
trafił w samo serce stojącego za nim Gomangani. Grad pocisków zaczął się sypać na oblegających.
Wówczas Tarzan poprowadził swój zastęp do ataku. Rycząc i warcząc ruszyli Bolgani i Gomangani
w bój. Po kociemu, nie bacząc na grożące im ciężkie maczugi, wdrapali się na mur. Tarzan, który
upatrzył sobie Cadja, jeden z pierwszych znalazł się na szczycie. Włochaty, koślawy wojownik
zamierzył się na niego maczugą. Jedną ręką zawieszony u wierzchołka ściany, Tarzan chwycił drugą
ręką za oręż i wyrwał go napastnikowi. Jednocześnie dostrzegł Cadja, znikającego na tylnym
dziedzińcu. Tarzan wciągnął się na mur i natychmiast rzuciło się nań dwu wojowników. Bronią,
wyrwaną ich własnemu towarzyszowi, opędził się od nich z łatwością, gdyż jego olbrzymi wzrost i
siła dawały mu znaczną nad nimi przewagę i pomny tylko na Cadja, przywódcę buntu przeciwko La,
zeskoczył na dziedziniec, w chwili gdy arcykapłan znikał za arkadą na końcu podwórca.
Garstka kapłanów i kapłanek usiłowała go powstrzymać w biegu. Chwycił jednego za nogi,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]