[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ziemię, pociągając ją za sobą. Kiedy wywracała się na niego, zgiął nogę i kopnął ją mocno kolanem
w brzuch.
Greta zwinęła się w kłębek i przez długi czas charczała, nie mogąc złapać oddechu.
- Na litość boską. Bili, to było podłe! - zawołała Flick.
Griffiths zrobił zadowoloną minę.
- Gestapowcy są o wiele gorsi ode mnie - odparł.
Po chwili wybrał sobie kolejną ofiarę - Ruby, i wręczył jej policyjną pałkę. Na ustach Ruby igrał
chytry uśmieszek i Flick po myślała, że na miejscu Billa bardzo by się pilnowała.
Widziała już wcześniej, jak Bili demonstruje tę technikę. Kiedy kursantka robiła zamach, żeby
uderzyć go pałką. Bili łapał ją za rękę i przerzucał przez ramię.
- W porządku, dziewczyno - powiedział. - Walnij mnie teraz pałką.
Ruby uniosła rękę, ale kiedy Bili chciał ją złapać, cofnęła ją. Pałka upadła na ziemię. Ruby nagłym
ruchem przysunęła się do Billa i kopnęła go kolanem w krocze. Bili ryknął głośno z bólu, a ona
schwyciła go za koszulę, przyciągnęła do siebie, rąbnęła głową w nos, a potem kopnęła w goleń.
Bili padł na ziemię, brocząc krwią z rozbitego nosa.
- Ty dziwko, nie tak to miałaś zrobić! - wrzasnął.
- Gestapowcy są o wiele gorsi ode mnie - zapewniła go Ruby.
MINUT przed trzecią Dieter zaparkował samochód i przeszedł szybko przez brukowany plac
prosto do katedry. Wydawało się mało prawdopodobne, by aliancki agent pojawił się w
wyznaczonym miejscu już pierwszego dnia. Z drugiej jednak strony, jeśli inwazja miała
rzeczywiście nastąpić w najbliższym czasie, alianci powinni się śpieszyć.
Wszedł przez wielkie zachodnie drzwi w chłodny półmrok katedry i rozejrzał się za swoim
asystentem. Hans Hesse siedział w jed nej z tylnych ławek. Skinęli do siebie lekko głowami. Dieter
ruszył długą południową nawą, stukając głośno obcasami po kamiennej posadzce. Przy transepcie
zobaczył schody prowadzące do krypty, która mieściła się pod głównym ołtarzem. Wiedział, że
Stćphanie czeka tam w jednym czarnym, drugim brązowym bucie.
Uklęknął i rozejrzał się dookoła. Nie odprawiano żadnego nabożeństwa, ale kilka osób siedziało w
ławkach przy bocznych kaplicach. Gdyby aliancki agent pojawił się tego dnia, Dieter miał po
prostu zamiar go obserwować i zadbać, by wszystko poszło po je go myśli. Najlepiej byłoby, gdyby
Stephanie porozmawiała z nim, podała hasło i zawiozła do domu przy rue du Bois.
Potem jego plany nie były już tak ściśle określone. Agent po winien go w jakiś sposób zaprowadzić
do innych.
Zerknął na zegarek. Było pięć po trzeciej. Pewnie nikt dzisiaj nie przyjdzie. Podniósł wzrok. Ku
swojemu przerażeniu zobaczył nagle Willego Webera. Co on tutaj, do diabła, robił?
Weber był w cywilu, w zielonym tweedowym garniturze. Towarzyszył mu gestapowiec ubrany w
kraciastą marynarkę. Szli od wschodniego krańca kościoła, kierując się w stronę Dietera, lecz
wciąż go nie widząc. Doszli do drzwi krypty i zatrzymali się.
Dieter zaklął pod nosem. Mogli wszystko popsuć.
Spoglądając w głąb południowej nawy, dostrzegł nagle młodego człowieka z małą walizką.
Zmrużył oczy. Młodzieniec miał na sobie lichy niebieski garnitur francuskiego kroju, ale robił
wrażenie stuprocentowego Anglika, z rudą czupryną, niebieskimi oczyma i bladą cerą. Szedł
zdecydowanym krokiem nawą, nie przyglądając się kolumnom, jakby to czynił turysta, ani nie
siadając w ławce, jakby to zrobił wierny. Dieterowi zabiło szybciej serce. Agent już pierwszego
dnia! W walizce miał najprawdopodobniej radiostację. Minął Dietera i zwolnił, wyraznie szukając
krypty.
Weber również zobaczył Anglika, zmierzył go uważnym spojrzeniem, po czym udał, że ogląda
żłobkowaną kolumnę.
Młody człowiek odnalazł kryptę i zszedł po kamiennych schodach na dół.
Weber spojrzał w stronę południowego transeptu i skinął głową. Dieter zobaczył, że pod chórem
kryją się dwaj kolejni gestapowcy. Zastanawiał się, czy nie podejść do Webera i nie kazać mu
odwołać jego ludzi. Ale nie było na to czasu. Stephanie i młody człowiek prawie natychmiast
[ Pobierz całość w formacie PDF ]