[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Były pomiędzy nimi roboty, z których parę dość symbolicznie nawiązywało do
ludzkich kształtów. Przed budynkiem terminalu, aż po kres lądowiska, mrok nocy
rozświetlały eksplozje. %7ładen człowiek, hominid ani robot nie zaszczycił nas
uważniejszym spojrzeniem.
Zawahałam się, niepewna jak przejść przez ten strumień nieprzerwanego ruchu.
Talgarth wyprzedził mnie, wtargnął w sam jego środek i, zwrócony twarzą do
nadpływającego nurtu, uniósł rękę. Dzięki temu władczemu gestowi zdołaliśmy się
przedostać tuż przed bariery. Powitały nas wrzaski i śmiechy, wyciągnięte ręce,
unoszone w powietrze kamery i dzieci. Talgarth poprowadził nas wzdłuż barier ku
spokojniejszemu miejscu za rogiem, gdzie wzbroniono dostępu nawet heliporterom.
Pod ścianami stały ławy z miękką tapicer-ką, na których siedzieli Jaime i Borys,
nieco wyczerpani, ale rozmawiający poważnie z dwiema młodymi kobietami w
identycznych błękitnych kostiumach. Na nasz widok pożegnali się z nimi
(natychmiast wyprostowały się i przybrały dziwne nieruchome uśmiechy) i podeszli
do nas.
-184-
Andrea objęła Jaime, ja objęłam Borysa i zaczęliśmy się ściskać, aż wreszcie
Talgarth popędził nas - całkiem jak opiekun dziecięcej wycieczki - ku szklanym
rozsuwanym drzwiom i płaskiej płycie, na której stało wiele różnych pojazdów.
Jeden z nich czekał na nas.
Miał jakieś osiem metrów długości i dwa i pół metra wysokości, wielkie okna po
bokach i nisko zawieszone podwozie. Przed otwartymi drzwiami stał mężczyzna w
szarym mundurze i takiej samej czapce. Na nasz widok przywołał na twarz ten sam
dziwnie bezosobowy uśmiech. Talgarth wsiadł do środka i gestem zachęcił nas,
żebyśmy poszli w jego ślady. Wewnątrz znajdowały się rzędy siedzeń pokryte czymś
podobnym do skóry, podłoga była wyłożona dywanem, a w powietrzu unosił się
zapach nowego plastiku. Dotarłam do tylnego siedzenia i zajęłam miejsce obok
Borysa. Talgarth usiadł naprzeciwko nas, a reszta po bokach. Reid, Dee i Tamara
także się zmieścili. Ci, którzy przybyli z nimi, zostali na zewnątrz i machali
nam, stojąc na krawężniku. Wyglądali na bardzo dumnych z siebie i jednocześnie
osamotnionych.
Kierowca zamknął drzwi i usiadł za kierownicą.
- To bardzo po sąsiedzku, że sprowadziliście dla nas ten pojazd - powiedziałam
do Talgartha.
- Mikrobus? - uśmiechnął się. - To standardowy środek transportu z lotniska do
miasta.
- Mimo wszystko dziękuję. Dokąd jedziemy?
- Reid zrobił dla was rezerwację w hotelu, w budynku, w którym mieści się jego
biuro - wyjaśnił. - Najpierw pójdziemy do jego gabinetu, jeśli się zgodzicie,
ponieważ chcielibyśmy porozmawiać z wami na osobności, zanim przystąpimy do
organizowania innych publicznych wystąpień.
- Zwietnie - zgodziłam się. - Mamy wiele do omówienia.
Lotnisko znajdowało się pomiędzy brzegami dwóch ramion miasta. Za nim ciągnęły
się kilometrami puste płaskie tereny, częściowo zalane wodą. Kiedy spojrzałam
przez zaokrąglone tylne okno, w świetle dysz startującej rakiety błysnęły
wielkie rozlewiska. Zwiatła zgasły, pojawiły się inne. W tym mieście panował
wielki ruch kosmiczny. Przed nami, u końca kilometrowej szerokiej drogi, wnosiło
się centrum. Budynki na obu zbiegających się ramionach gwiazdy stawały się coraz
-185-
wyższe w miarę zbliżania się do środka miasta, które stanowiło gąszcz wysokich
smukłych budynków. Nie były tak wysokie jak ziemskie wieżowce lub drzewa
księżycowych kraterowych kopuł, ale wydawały się pełne wdzięku; przykuwały
uwagę
i zapierały dech w piersiach. Na niższych poziomach połączono je spiralnymi lub
krętymi podjazdami, przez co cały kompleks wyglądał jak wyrafinowane przybranie
głowy. Pomiędzy nimi znajdowały się inne budynki, zaokrąglone i wielościenne, a
także wysokie szklane prostokąty, takie jak te, które zaledwie dwa tygodnie temu
widziałam podczas lądowania Terrible Beauty".
Wszystkie budynki lśniły światłem sączącym się z okien, lamp i wystaw.
Wpatrywaliśmy się jak zauroczeni.
- Piękne - powiedziała Suze. Reid, który siedział przed nią, odwrócił się i
rzucił przez ramię:
- To prawda. Jest w tym pewna ironia losu. Najbardziej wymyślne wieżowce i te
eleganckie geodezyjne kopuły zostały zaprojektowane przez szybki lud, który
czerpał wzory ze starych ilustracji w futurystycznych książkach - tylko po to,
żeby nam powiedzieć: Patrzcie, potrafimy to robić lepiej".
- Mieli rację - oznajmił Malley. Jego chichot rozległ się całkiem wyraznie
pomimo elektrycznego szumu mikrobusa. - Ja też przypominam sobie te stare
okładki. Cholerne spiralne podjazdy, nikt nie potrafił ich przedstawić jak
należy. A im się udało.
Kierowca, jak zauważyłam, nie miał zbyt wiele do roboty, a większość pojazdów
wokół nas w ogóle wydawała sięjechać sama. Człowiek za kierownicą był tylko
formalnością, gestem w kierunku ludzi, którzy lubią, kiedy im ktoś usługuj e,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]