[ Pobierz całość w formacie PDF ]
pomocy May i Erica. Z niecierpliwością oczekiwałam nowego wyzwania.
May, Ernie, Matt, Gloria i Davey leżeli akurat rozciągnięci na łące pełnej
dzikich kwiatów.
Przywitali mnie z aplauzem, a ja, zamiast zakłopotania, czułam się
dumna. Tym razem zasłużyłam sobie na to.
Jak było? zapytał Matt, jak zwykle raznie i bezpośrednio.
Doskonale odpowiedziałam. Naprawdę świetnie. Wprost nie da się
opisać. I nie pożarłam nawet całego zapasu żywności dodałam ze śmiechem,
kierując te słowa na pozór do całej grupy, ale tak naprawdę głównie do May.
Musiała o tym wiedzieć, przesłała mi pogodny uśmiech zadowolenia.
Zuch dziewczyna!
Ale proszę się przyznać, podpatrywała pani? zapytałam śmiejąc się.
Nigdy nie byłam pewna, czy jest pani w pobliżu. Musiała się pani poruszać jak
kot.
Wyglądała na autentycznie zadowoloną, choć nieco speszoną tym, co
powiedziałam. Zastanowiłam się, dlaczego wcześniej nie zdawałam sobie
sprawy, że opiekunowie na równi z nami łasi są na pochwały.
No tak, byłam tam przynajmniej cztery razy. Podsłuchiwałam nawet,
jak przemawiałaś do starego Moby Dicka. Mrugnęła okiem.
Zamiast wić się ze wstydu, wybuchnęłam śmiechem.
Stary, dobry Moby Dick!
Moby? Ernie otworzył szeroko oczy. Co ci się przytrafiło?
Spotkałaś kogoś na szlaku? Ja miałem szczęście napotkać jedynie parę pszczół,
które na powitanie użądliły mnie w ramię! Na dowód podwinął jeden z
luznych rękawów, odsłaniając dwa opuchnięte, czerwone miejsca.
Nie martw się. Moby stanowił jedynie mój lunch. Jak widzisz
pokazałam okaleczoną rękę ja także odniosłam parę ran.
To zadrapanie wygląda paskudnie, Katie. May złapała mnie za rękę.
Czy dobrze przemyłaś ranę?
Obmyłam ją od razu wodą z manierki, a następnie dokładnie
wyszorowałam zaraz po dotarciu do strumienia. Nie jest tak zle. Może będzie to
dla mnie przestroga na przyszłość.
Mimo wszystko przydałoby ci się trochę wody utlenionej. A także maść
i bandaż.
Usiadłam pozwalając May na przemycie rany i zabandażowanie ręki. Nie
sądziłam, że zadrapanie wymaga aż takiej troski, ale May z pewnością lepiej
wiedziała, co robić, a poza tym, wcale nie miałam ochoty, by wdało się
zakażenie.
Bandaż był pierwszą rzeczą, którą po przybyciu zauważyła Lisa.
Wyglądała tak świeżo, jakby właśnie przebudziła się po dwunastogodzinnym
śnie.
Och, Katie, skaleczyłaś się! Padła na kolana przede mną. Biedactwo
ty moje! To okropne. Czy musiałaś wystawić czerwony balonik na pomoc?
Roześmiałam się, widząc wyraz nadzwyczajnej troski na jej zwykle
ślicznej, a w tej chwili wykrzywionej buzi.
Nie, to nic takiego, po prostu poślizgnęłam się. Liso, posłuchaj lepiej.
Wszystko zdołałam zrobić sama, nawet złowić rybę i wypatroszyć ją. Nigdy nie
będziesz już musiała robić czegokolwiek za mnie.
Jej wyraz twarzy zmienił się, lecz zamiast, jak się spodziewałam,
uśmiechu od ucha do ucha, na ustach zawitał niewyrazny uśmieszek.
Och, to świetnie. Wiesz, lepiej pójdę zameldować się u May.
W pierwszej chwili zdumiało mnie, że Lisa tak szybko podniosła się i
oddaliła.
Musi być bardziej zmęczona, niż po niej widać pomyślałam. I
naturalnie przeraziła się na widok mego skaleczenia. Jej szczególne zachowanie
wynika prawdopodobnie z przemęczenia. To wyjaśnia sprawę.
Nie mogłam natomiast wytłumaczyć sobie radości, z jaką Lisa powitała
Fran, jakby była szczęśliwsza widząc ją niż mnie. Po krótkiej rozmowie z May
wróciła i usiadła przy mnie, tylko pozornie zadowolona z mojego sąsiedztwa.
Czułam, że coś jest nie w porządku. Wypytywała innych o wrażenia z solówki,
jakby moje w ogóle ją nie interesowały.
To była dla mnie pierwsza niespodzianka. Na drugą nie musiałam długo
czekać.
Spostrzegłam Jake a. Towarzyszył mu Eric, który dołączył do niego na
szlaku tuż przed obozem. Obaj byli pochłonięci rozmową. Gdy zbliżyli się,
zaczęliśmy klaskać i wiwatować, a moje serce waliło jak szalone na widok jego
śniadej twarzy.
Teraz odwróci się i powie mi cześć pomyślałam. Zanim zdążył zrobić
cokolwiek, usłyszałam głos Lisy.
Jake, jak wypadła solówka? zadała to pytanie cedząc słowa. Czy
dobrze minął ci czas w całkowitej samotności?
Zaskoczona byłam słysząc, w jaki sposób Lisa mówi do Jake a. Ton jej
głosu, pełen insynuacji, zadziwił mnie jeszcze bardziej. Zupełnym
zaskoczeniem okazała się reakcja Jake a, gdyż jego twarz spłonęła rumieńcem.
W porządku wyjąkał, spoglądając na stopy. Wstrzymałam oddech aż
do chwili, gdy podniósł wzrok i dostrzegł mnie.
Cześć, Katie, jak leci? powiedział, siląc się na uśmiech. Nagle
niespodziewanie spoważniał, odwrócił się na pięcie i szybko ruszył w kierunku
May.
Nie miałam zielonego pojęcia, co wpłynęło na takie zachowanie Jake a.
Spojrzałam na Lisę, chcąc odgadnąć z wyrazu jej twarzy, o co chodzi.
Uśmiechała się bez cienia zakłopotania, w sposób sugerujący, że zna pewien
sekret.
Skierowałam wzrok na jej ręce. Natychmiast zrozumiałam, dlaczego Jake
oddalił się tak błyskawicznie.
Trzymała kawałek tasiemki, który od niechcenia przeplatała między
palcami. Wstążka ta wcale nie należała do niej. Była koloru jasno-
pomarańczowego. Mogła pochodzić jedynie z dwóch miejsc: z kieszeni Jake a
lub z jego plecaka.
Rozdział dwunasty
Nie muszę chyba mówić, że gubiłam się w domysłach. Najboleśniejsza
była świadomość, że zostałam oszukana, ale nie wiedziałam przez kogo czy
przez Jake a, czy przez Lisę, czy też przez nich oboje. A może bez powodu
podejrzewałam najgorsze?
Przymknęłam oczy na sekundę. Po chwili zauważyłam, że ręce Lisy są
puste. Można było pomyśleć, że nigdy nie trzymała pomarańczowej wstążki.
Lisa od niechcenia wyginała na wszystkie strony delikatną gałązkę z liśćmi.
Zanim zdążyłam się odezwać wstała, przeciągając się jak kot.
Chodzmy, Fran stwierdziła ochoczo posłuchamy o wielkich
przygodach Jake a na pustkowiu. Idziesz z nami, Katie?
O nie, raczej nie. Posiedzę sobie tutaj odpowiedziałam cicho.
Biedactwo, założę się, że ręka doskwiera ci bardziej, niż twierdzisz.
Lepiej nie zdejmuj jeszcze bandażu.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]