[ Pobierz całość w formacie PDF ]
działem przecież tylko małżeństwo moich rodziców. Tak samo bałem się zostać
tutaj i podjąć walkę o jedyną dziewczynę, na której mi naprawdę zależało.
Delikatnie odgarnął kosmyk włosów z jej twarzy.
- 122 -
S
R
- Za najcenniejszą rzecz w moim życiu uważałem niezależność, ale
powrót do Penbury zmienił i to. Nagle zdałem sobie sprawę, że należę do tego
miejsca, że tu jest mój dom. Im więcej o tym myślałem, tym mocniej sobie
uświadamiałem, jak ważna w tych planach byłaś ty. To dlatego poprosiłem
Dennisa, żeby rozejrzał się za nową lokalizacją dla naszego centrum
badawczego. Chciałem, by Penbury było naszym domem. Ale potem doszło do
tej awantury w lesie, po której nie chciałaś ze mną rozmawiać, zacząłem więc
myśleć, że tracę czas na nierealne marzenia. I wtedy zjawiłaś się w Londynie i
moje marzenie się ziściło.
Jego oczy nabrały nie znanego jej dotąd wyrazu.
- Czy to możliwe, że to tylko moje chciejstwo? Czy ta noc naprawdę nic
dla ciebie nie znaczyła, Jane?
- Znaczyła... wiele znaczyła.
- I kochasz mnie, Jane? - Chciał, by powiedziała to głośno, żeby go
przekonać.
- Kocham cię do szaleństwa. - Jane czuła radość, że znowu mogła mówić
prawdę.
- I wyjdziesz za mnie?
- Tak! - zawołała radośnie i wyciągnęła do niego ręce.
- Tak! Tak! Tak!
Lyall objął jej kibić, a ona zarzuciła mu ręce na szyję. Ich usta złączyły
się we wspaniałym, namiętnym pocałunku. Och, jak cudnie było znów go
całować, być tak blisko niego, dotykać go, czuć jego zapach i wiedzieć, że jest
się kochaną!
Oszołomiona tym nagłym wydostaniem się z samego dna rozpaczy, Jane
walczyła z resztkami niepewności.
- Kochasz mnie, najmilszy? Na pewno mnie kochasz? - pytała co chwila,
między pocałunkami.
- 123 -
S
R
Słysząc to, Lyall podniósł głowę, spojrzał jej w oczy i powiedział bardzo
mocno i zdecydowanie:
- Tak, kocham cię. Naprawdę cię kocham. Musisz w to uwierzyć, Jane.
- Teraz już wierzę ci. Zawsze będę w to wierzyć.
Lyall przytulił swój policzek do jej włosów i gładził ją po plecach, ani na
chwilę nie wypuszczając jej z ramion, jakby w obawie, że czar nagle pryśnie,
Jane zniknie, a on obudzi się ze snu i znów będzie sam.
- Zrozumiałem, jak bardzo cię kocham, gdy ujrzałem cię pośród róż w
ogrodzie zamku Penbury. Czułem się tak, jakby tych dziesięciu lat w ogóle nie
było. Nie rozumiałem, jak mogłem udawać, że o tobie zapomniałem. Chciałem
zbliżyć się do ciebie i natychmiast wszystko wyjaśnić, ale nie ułatwiałaś mi
zadania.
- Bałam się - przyznała. - Doskonale wiedziałam, jak łatwo byłoby mi się
znów w tobie zakochać i robiłam wszystko, żeby do tego nie dopuścić. Nic nie
pomogło. Tak naprawdę, to chyba nigdy nie przestałam cię kochać... tylko że też
nie zdawałam sobie z tego sprawy.
- Wierzyłem w to tylko dzięki twoim pocałunkom. Po tej naszej kłótni w
lesie zacząłem podejrzewać, że robię z siebie durnia. Tak bardzo upierałaś się,
że chcesz być z Alanem. Dzwoniłem do ciebie tyle razy, aż wreszcie, po
przybyciu w tamten weekend do zamku, zrozumiałem, że nienawidziłbym
każdego dnia spędzonego w nim bez ciebie. Postanowiłem więc, że go sprzedam
i zapomnę o tobie. I wtedy przyjechałaś do Londynu, a ja dopiero wówczas
nabrałem pewności, że mnie kochasz.
- Dlaczego wobec tego nic nie powiedziałeś? - zapytała Jane.
- Nie chciałem niczego przyspieszać. Sądziłem, że to był mój błąd przed
laty. Myślałem, że będziemy potrzebowali czasu, żeby się na nowo poznać.
Wszystko tak pięknie się układało, chciałem oświadczyć ci się zaraz po po-
wrocie z Japonii. I wtedy... ten nieszczęsny telefon. Nie mogłem uwierzyć w to,
co mówiłaś, byłem kompletnie zdruzgotany.
- 124 -
S
R
- Przepraszam cię, byłam przekonana, że chcesz wycofać się z kontraktu.
Nie chodziło tylko o to, że poczułam się wykorzystana, ale także o to, że moi
ludzie znalezliby się bez pracy.
- Powinienem ci był od razu powiedzieć - westchnął ciężko. - Myślę, że
oboje odebraliśmy niezłą lekcję, nie uważasz?
- Zmarnowaliśmy mnóstwo czasu! - rzekła Jane i wtuliła się mocniej w
ramiona Lyalla.
- Nie martw się. nadrobimy tę stratę - odparł Lyall, po czym wymienili
gorący pocałunek, żeby przypieczętować złożoną sobie obietnicę.
- No dobrze, ale skąd wiedziałeś, że potrzebuję wspólnika - zapytała Jane
po zaczerpnięciu oddechu.
- Od Dorothy.
- Dorothy? - nie mogła wyjść ze zdziwienia.
- Kiedy doszedłem już trochę do siebie, uznałem, że z jakiegoś powodu
mówiłaś jednak nieprawdę - wyjaśnił. - Wystarczyło jedno wspomnienie naszej
nocy, a już miałem tę pewność. Wiedziałem też, że nigdy nie poszłabyś ze mną
do łóżka dla pieniędzy. Zrozumiałem, że coś się z tobą stało. Nie wiedziałem
tylko co. Zadzwoniłem więc do Dorothy. Nie potrafiła mi powiedzieć, w czym
rzecz, uspokoiła mnie jednak, gdy powiedziała, że wyglądasz na kompletnie
załamaną, bo i ja tak się czułem. Potem, gdy wyszła ta sprawa z pieniędzmi dla
Kita, zadzwoniła do mnie. Wiedziałem, że bardzo ci zależy na firmie,
skontaktowałem się zatem z bankiem... Resztę już wiesz:.. Tak bardzo chciałem
cię zobaczyć...
- Ale dlaczego koniecznie chciałeś zachować anonimowość?
- Bałem się, że w przeciwnym razie nie przyjmiesz tej oferty. Nie
zapominaj ponadto, że zżerała mnie zazdrość o Alana. Na szczęście pojawiła się
Dimity i wyznała mi, że zaręczyła się z Alanem. Dzięki temu uwierzyłem, że
wszystko jeszcze może się odmienić. Postanowiłem zaczekać do końca
pierwszej fazy robót, a potem zjawić się i zapytać cię, co dalej. Gdybyś nie
- 125 -
S
R
chciała mnie więcej widzieć, wystawiłbym zamek na sprzedaż. Wierzyłem jed-
nak, że będzie inaczej i razem dokończymy przebudowę oraz urządzimy go tak,
by mógł stać się naszą siedzibą. I naszych dzieci, rzecz jasna.
Jane ogarnęła całkowita błogość. Uszczęśliwiona, opadła w jego ramiona.
- Czy wobec tego Makepeace and Son może liczyć na przedłużenie
kontraktu? - zapytała bardzo poważnym głosem.
- Tak, pod warunkiem jednak, że dyrektor tej firmy zatrudni menedżera. Z
osobą pani dyrektor łączą się bowiem nowe, bardzo poważne plany - odparł
Lyall z nie mniejszą powagą.
- Jeżeli zatem przyjmę pańskie warunki, to na jak długo będzie opiewał
[ Pobierz całość w formacie PDF ]