[ Pobierz całość w formacie PDF ]
gości była na tyle dobrze wychowana, by nie zerkać znacząco na jej brzuch, ale ludzie na
pewno zastanawiali się, ile prawdy jest w prasowych plotkach.
Tak więc uśmiechała się, gawędziła i miała nadzieję, że nikt nie zauważy zmęcze-
nia w jej oczach.
Przeprawa z babką okazała się trudniejsze, niż Lotta zakładała. Babka była zdru-
zgotana i nie potrafiła zrozumieć decyzji Lotty. Księżniczka samotną matką? Niebywałe,
a właściwie nie do przyjęcia. Jej plan zakładał wydanie Lotty za mąż za hrabiego Kristo-
fa.
- Wychowa je jak swoje - zapewniała wnuczkę.
Nie, dziecko jest moje i Corrana, myślała Lotta. Nie będę niczego udawała. A już
na pewno nie zdołam udawać miłości.
Zobaczyła Philippe'a i Caro w drugim końcu sali. Odnosili się do siebie z taką
czułością, że od razu posmutniała i poczuła się samotna. Tak bardzo brakowało jej Cor-
rana, że czuła wręcz fizyczny ból.
- Przekąskę? - wyrwał ją z zamyślenia głos kelnera.
Pokręciła głową. Przywołała na usta uśmiech i zagaiła uprzejmą rozmowę z kolej-
nym gościem. Dlatego z początku nie zauważyła poruszenia przy drzwiach, ale kiedy
rozmówca ze zdumieniem popatrzył na coś za jej plecami, Lotta zerknęła przez ramię.
I zamarła.
Ubrany w smoking i muszkę, pomimo eleganckiego stroju zupełnie niepasujący do
otoczenia, ponury i groznie wyglądający Corran.
R
L
T
Zaszokowana Lotta zamarła. Patrzyła na niego z niedowierzaniem, podziwem i ro-
snącą radością.
Przemierzał salę i rozglądał się na boki, próbując uwolnić się od armii lokajów.
Szukał jej!
I znalazł. Pomimo dzielącej ich odległości Lotta dostrzegła błysk w oku Corrana.
Ruszył w jej stronę. Zapadła cisza. Ze wszystkich stron nadciągali pracownicy ochrony.
Lotta otrząsnęła się. Musi coś zrobić, zanim sytuacja wymknie się spod kontroli.
Nie można dopuścić, żeby doszło do incydentu na przyjęciu na cześć Philippe'a i Caro.
Dała znak ochroniarzom, zanim ci schwycili Corrana. Pokonał ostatnie kilka me-
trów i stanął przed nią.
- Tu jesteś - powiedział.
Zalała ją fala sprzecznych uczuć. Rzucić się Corranowi na szyję czy rzucić się na
niego z pięściami? Poczuła złość, niepokój, zdumienie, a nade wszystko ogromną radość,
że to naprawdę on, że przyjechał.
Nie wolno jej zemdleć i zepsuć imprezy młodej parze. Miała wrażenie, że gapi się
na nią połowa gości. Posłała Corranowi swój firmowy uśmiech.
- Co ty tu robisz? - wycedziła przez zęby.
- Czy to prawda? - zapytał z miejsca.
Oczywiście wiedziała, o co pyta, ale nie mogła mu odpowiedzieć, nie przy wszyst-
kich.
- Nie teraz - szepnęła.
Z pomocą pospieszyli jej Philippe i Caro.
- Wszystko w porządku? - Philippe, jeśli chciał, potrafił onieśmielać ludzi.
- Tak - odparła odruchowo Lotta.
- Nie - zaprzeczył Corran. - Złapał Lottę za rękę. - Nic nie jest w porządku -
oznajmił. - Nie przeszkadzajcie sobie. Musimy z Lottą porozmawiać.
- Ty jesteś Corran, prawda? - odezwała się Caro pojednawczo. - Miło cię poznać.
- Pózniej - uciął. - Teraz rozmowa.
Pociągnął Lottę za sobą, ale zanim dotarli do drzwi, na ich drodze stanęła babka.
Niby drobna starsza pani, jednak w jej postawie było coś takiego, że Corrana się zatrzy-
R
L
T
mał. Wbiła w porywacza wnuczki świdrujące spojrzenie - aż goście skulili się ze strachu
- i wyglądała przez to dużo grozniej niż ochroniarze z bronią.
- Aapy precz od mojej wnuczki - syknęła. - Wiesz, z kim masz do czynienia?
Corran co prawda nadal stał bez ruchu, ale nie puścił Lotty.
- Wiem. - Odwzajemnił spojrzenie. - A czy pani to wie?
- Z księżniczką Charlotte!
- Nie, z Lottą.
- Babciu - bąknęła Lotta, chcąc załagodzić sytuację.
- Jak śmiesz tak się do mnie odzywać! Moja wnuczka nie jest byle kim! - Głos
babki był ostry jak skalpel.
- Zmiem, bo znam ją lepiej niż pani.
- Bezczelny typ!
- Tak? A wie pani, że wnuczka fałszuje, kiedy nuci pod nosem, wystawia język,
kiedy na czymś się skupia? %7łe jest uparta i potrafi ciężko pracować? %7łe przeciąga się,
kiedy jest zmęczona, że przeklina, kiedy nie wychodzą jej babeczki? Czy wie pani, jaką
dokładnie robi minę, kiedy jest zła? Wątpię. Ja to wiem. I znam taką Lottę, jakiej pani
nie zna. Taką, która marudzi, jeżeli nie dostanie dobrej kawy, która się wścieka, jeśli nie
otrzepię butów z błota. Która z uśmiechem zmywa naczynia i która nie cierpi czyścić
pędzli po malowaniu.
Spojrzał na Lottę. Poczuł, jakby byli sami, choć w rzeczywistości rozmowy w sali
ucichły i goście z uwagą śledzili przebieg rozmowy.
- Tę Lottę, która jest słodka, prawdziwa i zabawna. Która mnie uszczęśliwiła i
opuściła, ponieważ byłem zbyt głupi, by wyznać, co czuję. - Zwrócił się do babki. - Pani
zna tylko księżniczkę. Ja poznałem kobietę. Lottę. - Przeniósł spojrzenie na ochroniarzy.
- Chciałbym porozmawiać z nią w cztery oczy, więc proszę łaskawie odwołać goryli i
pozwolić nam wyjść.
Minęła długa chwila pełna napięcia, po której, ku zdumieniu Lotty, babka bez sło-
wa ustąpiła.
- Dziękuję.
R
L
T
W kompletnej ciszy towarzystwo odprowadziło ich wzrokiem. Znalezli się przed
wielkimi schodami prowadzącymi do marmurowego holu. Na zewnątrz również panował
ścisk, tyle że krążące tu osoby nie wiedziały o zajściu w sali balowej.
- Jezu, jak stąd wyjść?
- Nie wiem, czy po tym, jak narobiłeś mi wstydu, mam ochotę gdziekolwiek z tobą
pójść - odzyskała głos Lotta.
- Już nigdy nie będziesz perfekcyjną księżniczką - uciął Corran. - Będą o tobie
plotkowali, tym bardziej jeśli przeprowadzimy naszą rozmowę tutaj, na oczach wszyst-
kich. Mnie to jest obojętne, a tobie?
Zazgrzytała zębami, ale wiedziała, że Corran ma rację.
- Chodz.
Lokaj otworzył drzwi apartamentu Lotty. Weszła pierwsza, z dumnie uniesioną
głową. W czerwonej sukni rzeczywiście wyglądała jak księżniczka z bajki, pomimo
mocnych rumieńców i zmarszczonych ze złości brwi.
- Nie życzę sobie, żebyś upokarzał mnie na oczach i rodziny i gości! - oznajmiła
lodowato.
- A ja nie chcę dowiadywać się od Betty McPherson, że będę ojcem! - zrewanżo-
wał się.
Zamilkła. Popatrzyła na niego, po czym opadła na sofę i zakryła twarz dłońmi.
- Przepraszam, Corran. Strasznie cię przepraszam.
Poczuł, że ulatuje z niego złość. Usiadł przy Lotcie.
- A więc to prawda. Będziesz miała dziecko. Będziemy mieli - poprawił się szybka
- Tak. - Chwyciła go za rękę.
- To się stało tego popołudnia, kiedy nie mogliśmy się doczekać powrotu do domu,
prawda?
- Chyba tak.
Pokręcił głową.
- Dlaczego mi nie powiedziałaś?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]