[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Potrafi być uroczy, nic dziwnego, że on i Linda wkrótce
zostali kochankami i wcale tego nie ukrywali. Nie wiem, co
chciała przez to osiągnąć. Była bardzo mściwa i zapewne
wiedziała, że zadając się z Nikosem, ugodzi nas w samo
serce. Wreszcie Christos poinformował Lindę, że wystąpi
o rozwód. A jej nie o to chodziło. Nie zamierzała pozbawić
się dostępu do majątku Markakisów. Wróciła do Christosa i
odgrywała rolę dobrej żony, ale wtedy było już za pózno.
On nie zmienił decyzji, chociaż bardzo cierpiał, zwłaszcza
że u nas nie akceptuje się rozwodów tak łatwo, jak w Anglii.
- Wspomniałeś, że zginął w wypadku samochodo-
wym? - wtrąciła cicho.
Lefteris skinął głową.
- Nigdy nie poznamy całej prawdy, ale wypadek jest
prawdopodobny. W każdym razie taka wersja była wy
godna dla Lindy. Myślała, że odziedziczy po Christosie
jego część majątku, nic dziwnego, że wściekała się, gdy
się okazało, że dostanie tylko pewną kwotę pieniędzy i Vil-
la Athina. Szczerze mówiąc, chętnie daliśmy jej pieniądze,
byle tylko zniknęła z naszego życia, a ja zaoferowałem jej
dodatkową sumę, chcąc odkupić Athinę. Jednak Nikos
zaproponował, żeby jemu sprzedała willę. Tłumaczył jej,
że będzie to znacznie lepsza zemsta. Właściwie dziwię się,
że dopiero teraz wpadł na pomysł, aby zaprosić tu turystów
z Anglii - dodał cynicznie. - To przecież najlepszy sposób
rozdrapywania starych ran.
Courtney zerknęła na krokusy rosnące w miejscu, gdzie
stała. Były takie delikatne, z pomarańczowymi środkami
okolonymi bielą.
- Nie przypuszczałam, że ta willa przywołuje tyle
złych wspomnień - przyznała.
- Moja matka zmarła tuż po śmierci Christosa - kon-
tynuował Lefteris. - Strasznie przeżywała śmierć syna.
Nie zniosłaby myśli o tym, że Nikos jest właścicielem
Athiny. Linda wróciła do Anglii, moje siostry powycho-
dziły za mąż, a Nikos nie interesował się willą, dopóki ty
nie przyjechałaś. - Przerwał i spojrzał na Courtney. - My-
ślałem, że znów będę musiał przez to wszystko przecho-
dzić. Kiedy ujrzałem cię po raz pierwszy, stojącą na dro-
dze... pomyślałem, ze jesteś tak samo bezwstydna jak
Linda i Sabrina. Potem jednak... widziałem, ile wysiłku
włożyłaś w doprowadzenie tego domu do porządku i
wszyscy w wiosce zapewniali mnie, że jesteś bardzo
sympatyczna. Widywałem cię, gdy spacerowałaś wśród
drzew albo siedziałaś na tarasie z uśmiechniętą twarzą
wystawioną do słońca... Ilekroć się spotykaliśmy, byłaś
wobec mnie taka oschła, więc wmawiałem sobie, że nie
różnisz się od tamtych dziewczyn, tylko że... wbrew
sobie polubiłem cię. Nawet nie wiedziałem, dlaczego.
Może dlatego, że wydawałaś się taka szczęśliwa tu, na
Krecie?
- Byłam szczęśliwa, naprawdę - przyznała. Więc jed-
nak lubi ją. To wprawdzie nie to samo co miłość, ale
dobre i tyle. Położyła się na skale i rozprostowała ręce,
aby poczuć ciepło kamiennego podłoża. Zerknęła na
Lefterisa. -I jestem szczęśliwa - dodała.
Wiatr poplątał jej włosy, zamieniając je w
rozczochrane złote pasemka, a w jej oczach odbijał się
intensywny błękit górskiego nieba. Wciąż jeszcze miała
na sobie odświętne ubrania Dymitry. Kiedy wyruszyli
rano, szybko się roz-
grzała, ale Lefteris nie pozwolił jej zdjąć czarnej sukni,
tłumacząc, że w górach nikt nie zwróci na nią uwagi, gdy
będzie w czerni, za to jej różową sukienkę widać na kilo-
metr.
Leżąc na skale, zamknęła oczy i westchnęła z zadowo-
leniem, podciągając suknię, by ochłodzić nogi. Miała
szczęście, bo właśnie powiał wiatr. Uśmiechnęła się roz-
leniwiona.
Lefteris poruszył się niespokojnie.
- Co ci się stało? - spytała, otwierając oczy.
- Uważam, glykia mou, że popełniłabyś poważny błąd,
zagłębiając się w przeszłość teraz, kiedy wreszcie potra-
fisz cieszyć się terazniejszością. Czy nadal zależy ci na
studiowaniu kultury minojskiej?
Właśnie przelatywał nad nimi odrzutowiec, znacząc na
niebie smugę, która rozpływała się w nicość. Courtney
wytężyła wzrok, by ją zobaczyć.
- Chyba tak. Co znaczy glykia mou? - spytała, aby
zmienić temat.
- To takie wyrażenie - odparł, mrugając. - Znaczy
 ślicznotka".
- Przecież wyglądam jak stateczna wdowa.
- Tak wyglądałaś wczoraj wieczorem. Ale teraz nie
wyglądasz jak stara kobieta. Wręcz przeciwnie... - Wziął
w rękę pasmo jej rozjaśnionych słońcem włosów. - Kiedy
przyjechałaś, byłaś szatynką, ale słońce zmieniło ci kolor
włosów na złoty.
Courtney z trudem oddychała. Chyba mnie pocałuje,
przemknęło jej przez głowę. Och, niechże mnie pocałuje...
Ale nie zrobił tego. Zsunął jej suknię na kolana.
- Nie pora na opalanie - powiedział sucho. - Jesteś
taka spokojna, aż trudno uwierzyć, że ukrywasz się w gó-
rach przed uzbrojonymi bandytami!
- Nikos. - Courtney poderwała się, nagle uświadamia-
jąc sobie zagrożenie.
Wystarczyło wymienić to imię, a nie mogła już myśleć [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anapro.xlx.pl
  • Archiwum

    Home
    0531. Jordan Penny Labirynt omyłek
    Hart Jessica Romans Duo 1067 Ślub jak z bajki
    1114.Hart Jessica Zwykła księżniczka
    Hart Jessica Ryzykowny uklad
    Hart Jessica Dlaczego wróciłeś
    Diana Palmer Long tall Texans 05 Przerwany koncert
    Douglas Gail Dama w Teksasie
    Korneliusz Nepos Zywoty wybitnych mezow
    Ann Somerville H
    Brust_Steven_ _Taltos
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • burdelmama.opx.pl