[ Pobierz całość w formacie PDF ]

spędzę na zapleczu.
- Bzdury wygadujesz! Masz natychmiast się przebrać!
- Niczego odpowiedniego nie przywiozłam... Elvira z westchnieniem dzwignęła się
z fotela.
- Jesteś tak uparta jak mój wnuk. Idziemy.
Ignorując protesty młodszej kobiety, zaprowadziła ją do olbrzymiej garderoby i za-
częła przeglądać liczące pół wieku eleganckie suknie słynnych projektantów.
- Masz ten sam rozmiar co ja, kiedy byłam młodsza. Hm, może ta... - Nie przery-
wając monologu, co jakiś czas podawała Mirandzie kolejny wieszak. - Albo ta... Nie!
Odłóż tamte i przymierz tę. No, na co czekasz?
Miranda posłusznie się rozebrała. Po chwili stała w idealnie skrojonej sukni bez
rękawów. Elvira zmierzyła ją od stóp do głów i kiwnęła z zadowoleniem głową.
- Doskonale. To twój kolor, zielona renkloda. - Staruszka przymknęła powieki,
jakby cofnęła się myślami w przeszłość. - Zamówiłam tę kreację u słynnego londyńskie-
go krawca zaraz po moim ślubie. Oczywiście wkładałam do niej długie rękawiczki...
R
L
T
- Elviro, jesteś niezwykle wspaniałomyślna, ale ja naprawdę nie mogę... - Miranda
usiłowała zaprotestować.
Nagle wyobraziła sobie, jak Rafe pomaga jej rozpiąć te dziesiątki guziczków na
plecach, i zaczerwieniła się.
- Swoją odmową sprawisz mi wielką przykrość - oznajmiła starsza pani, uciekając
się do szantażu emocjonalnego. - Ale jeśli wolisz nie...
Miranda zgodziła się pośpiesznie.
- A zatem postanowione! - ucieszyła się staruszka.
- Ojej, ale te buty... - Rzuciła się do półek, na których stały dziesiątki szpilek. Po
chwili wyjęła eleganckie sandałki zapinane na wąziutkie paski. - Przymierz.
Miranda nie miała siły oponować.
- SÄ… trochÄ™ za ciasne...
- Nie szkodzi. Dla urody trzeba pocierpieć. Musisz jeszcze coś zrobić z włosami i
pomalować usta. W moich czasach nie do pomyślenia było wyjście na bal bez różu na
policzkach czy szminki na ustach.
- Dziękuję. - Miranda pocałowała staruszkę w policzek, wzruszona jej hojnością.
Tak, szminkę na pewno gdzieś ma, na razie jednak powinna sprawdzić, czy
wszystko jest już gotowe. Boże, czuła się półnaga. Przypomniała sobie strój kocicy; był
opięty, ale przynajmniej zakrywał całe ciało. Hm, może uda jej się znalezć jakiś cienki
sweterek albo szal, żeby zasłonić dekolt i ramiona.
- Leć, kochanie! - Elvira wskazała drzwi. - Tylko nie chowaj się w kuchni przez ca-
ły wieczór.
Pierwszą osobą, którą Miranda spotkała na dole, była Octavia.
- Już jesteś? - zdziwiła się. - Sądziłam, że przyjedziesz z Cassandrą i Fox-
Smythesami?
Octavia oblała się rumieńcem.
- Simon zaproponował, że mnie... - Urwała, jakby dopiero teraz dostrzegła siostrę.
- WyglÄ…dasz rewelacyjnie! SkÄ…d masz tÄ™ fantastycznÄ… sukniÄ™?
- Od babci Rafe'a. Uparła się, żebym ją włożyła. Nie mogłam odmówić, ale czuję
siÄ™ naga.
R
L
T
- To dlatego, że się nie umalowałaś.
- Nie zaczynaj! Nie mam czasu na takie duperele. Muszę zajrzeć do Rosie.
- Rosie ma wszystko pod kontrolą - Octavia ujęła siostrę pod rękę - a ja nie pozwo-
lę ci wystąpić bez makijażu. - Wcale nie żartowała. Zaprowadziła Mirandę do sypialni. -
Nie ruszaj się - rozkazała.
Kiedy skończyła, Miranda ledwo rozpoznała samą siebie. Oszołomiona patrzyła na
swoje odbicie w lustrze. Czy ta osoba o lśniących włosach opadających na ramiona,
wielkich zielonych oczach i błyszczących czerwonych ustach to naprawdę ona? Z trudem
przełknęła ślinę.
- Teraz rozumiesz, dlaczego ciągle powtarzamy, że powinnaś bardziej o siebie
dbać? - spytała Octavia. - Nawet nie wiedziałaś, że jesteś taka piękna.
- Bo to nie ja.
- Oczywiście, że to ty! Jedyne, czego ci brakuje, to pewności siebie. A teraz sio!
Też chcę się zrobić na bóstwo.
Podziękowawszy Octavii, Miranda udała się do sali balowej. Dziwnie się czuła; co
rusz mijała w lustrze młodą elegancką kobietę i dopiero po chwili orientowała się, że tą
kobietą jest właśnie ona.
Octavia z Elvirą dokonały cudu; szkoda tylko, że nie zdołały zmienić jej również
od wewnÄ…trz.
Trzymając przed sobą notes - och, ile by dała, żeby był ze trzy razy większy! - stała
dyskretnie w holu i kierowała przybyłych do ustawionego w ogrodzie namiotu. Na szczę-
ście Rafe'a nigdzie nie dostrzegła.
W namiocie kłębił się tłum gości, którzy powoli zajmowali miejsca przy stołach.
Panował nieopisany gwar. Miranda starała się nie szukać wzrokiem Rafe'a, ale oczywi-
ście wiedziała, przy którym stole siedzi. Po prawej ręce miał roześmianą brunetkę, po
lewej piękną blondynkę; trudno było odgadnąć, która z nich jest prawniczką, a która do-
radcą finansowym. Rafe czarował jedną i drugą.
Kiedy podano kolację, Miranda przeszła do sali balowej sprawdzić, czy muzycy
już rozstawili instrumenty. Potem ze swojego punktu obserwacyjnego patrzyła, jak par-
R
L
T
kiet zapełnia się tańczącymi. Widziała Simona z Octavią, Rafe'a z kolejnymi partnerka-
mi. Wszyscy doskonale siÄ™ bawili.
I bardzo dobrze, pomyślała.
Różni mężczyzni prosili ją do tańca. Odmawiała, wskazując na swój notes i tłuma-
cząc, że jest w pracy. Wszystko przez tę suknię. Gdyby pozostała w czarnych spodniach,
sprawa byłaby jasna.
Czas mijał, korki od szampana strzelały. Za godzinę lub półtorej goście powinni
zacząć się żegnać.
Chociaż w przyciasnych butach bolały ją nogi, Miranda czuła dumę. Przyjęcie oka-
zało się sukcesem; może je śmiało umieścić na liście swych dokonań. Zdobyła cenne do-
świadczenie. Za kilka dni uda się do agencji prosić o nowe zlecenie. Rafe'owi już nie jest
potrzebna.
Odszukała go wzrokiem. Tańczył z kolejną blondynką, która wyglądała na znajo-
mą. Może dlatego, że tańczyli razem po raz drugi. Czy to coś znaczy?
Zmęczona wymknęła się na taras. Nie miała nic więcej do roboty; może się spo-
kojnie odmeldować... i zdjąć buty. Bolały ją nogi, bolało serce.
Zdjęła sandałki, zeszła z tarasu i westchnęła z rozkoszą, kiedy poczuła pod stopami
chłodną trawę. Parę kroków dalej stała kamienna ława. Miranda usiadła i przygryzła
wargi, usiłując powstrzymać łzy.
Wmawiała w siebie, że jest zmęczona, że nogi ją bolą, że spływa z niej napięcie.
Poza tym nic jej nie dolega. Przeciwnie, świetnie wywiązała się z zadania. I zdołała spo-
ro zaoszczędzić. Jak tak dalej pójdzie, wkrótce zamieszka w Whitestones.
I będzie szczęśliwa.
R
L
T
ROZDZIAA SIÓDMY
Siedziała w ciemnościach, spoglądając na rozgwieżdżone niebo. W oddali słyszała
muzykę, wybuchy śmiechu. Powoli opadało z niej napięcie.
Nagle w mroku pojawiła się znajoma sylwetka.
- Mirando, co tu robisz?
- Nic. Odpoczywam.
Rafe przez cały wieczór szukał jej wzrokiem, zaniepokojony jej nieobecnością. W
końcu ją dojrzał, tyle że w pierwszej chwili nie uwierzył, że to ona. Suknia otulała jej
ciało, odsłaniała piękne ramiona i dekolt. Znikła szara asystentka, do której widoku już
przywykł; jej miejsce zajęła piękna i elegancka kobieta.
Odkąd ją spostrzegł, nie mógł oderwać od niej wzroku. Irytował się, ilekroć jakiś
mężczyzna prosił ją do tańca. I modlił się w duchu, aby odmówiła. Oczywiście zauważył,
gdy wymknęła się na taras.
Zostań, przykazał sobie. Masz szukać żony.
Więc szukał: tańczył dalej, a kiedy taniec się skończył, odprowadził partnerkę do
stolika i poprosił do tańca następną kobietę. Podobnie jak wszystkie poprzednie, ta też
była ładna, inteligentna, dowcipna, ale nagle w sali zrobiło się jakoś gwarno i duszno,
toteż gdy muzyka ucichła, Rafe skłonił się partnerce, odprowadził ją na miejsce, po czym
w ślad za Mirandą wyszedł na taras. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anapro.xlx.pl
  • Archiwum

    Home
    GR688. (Duo) Rose Emilie Dawna namiętność
    261. DUO Blake Ally Świetna partia
    M267. (Duo) Roberts Alison Samotny ojciec
    GR826. DUO Celmer Michelle Pod wspĂłlnym dachem
    1029. DUO Lindsay Yvonne Smak miłości
    344. DUO Mather Anne Podróş do Rio
    Morgan Raye Welon i korona 03 KrĂłlewski potomek (Harlequin Romans 1056)
    MacAllister Heather Harlequin Romans 537 Mój były mąż
    01.Richards_Emilie_Romans z nieznajoma
    WhiteFeather Sheri Śmiały romans
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • montekonrad.xlx.pl