[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Tym razem poddaje nieproporcjonalnie ostrej krytyce wszelkie odstępstwa od norm,
wprowadzane przez tak zwanych postępowców. Podobnie ostrych - i negujących moralnie -
słów nigdy Wojtyła nie użył w stosunku do nieposłuszeństwa po stronie integralistów i
fundamentalistów. Wprost przeciwnie. Tych Jan Paweł II, jakkolwiek w marginesowo
pojawiajÄ…cym siÄ™ pytaniu o formÄ™ przyjmowania eucharystii, wziÄ…Å‚ formalnie w obronÄ™,
odnosząc się z dużą rezerwą do posoborowej formy tak zwanej komunii udzielanej do ręki.
Lefebvre wyrażał w roku 1972 podobne wątpliwości: "Cóż za brak poszanowania ze
strony tych, którzy mogą z cząstkami eucharystii na dłoniach wracać na swoje miejsce, nie
oczyściwszy sobie ze czcią dłoni... Cząstki te pozostają w dłoniach wiernych: oznacza to
bluzniercze sponiewieranie obecności Pana naszego."
Jeśli papież Wojtyła przeważa tę kwestię na korzyść drobnej mniejszości, to jego
sprawa. Tym ciężej jednak waży na tym tle jego rygorystyczne wystąpienie przeciw
odstępcom z lewej, skoro nie chce przyznać, że wiara usprawiedliwia ich zachowanie.
Wręcz przeciwnie: uważani są (jak w papieskim przemówieniu z 1979 roku do
biskupów francuskich) za zagrożenie dla jedności Kościoła: "Niebezpieczeństwo polega na
tym, że usiÅ‚ujÄ… oni stosownie do aktualnego «stopnia rozwoju» na rozmaite sposoby
«przystosować» siÄ™ do Å›wiata. Wiemy jednakże, jak radykalnie ten rodzaj życzeÅ„ różni siÄ™ od
nauki Chrystusa... Mimo to nie brakuje w KoÅ›ciele ani «pionierów», ani «proroków» takiego
«postÄ™pu» w nowym ujÄ™ciu..."
Nie bez powodu fundamentaliści, którzy na przedpolu ostatniego konklawe na głos - i
poniekąd zwracając się przeciw osobie zmarłego papieża Pawła VI - domagali się
"katolickiego" papieża, sygnalizowali swą zgodę na Wojtyłę. Jan Paweł II najwyrazniej ich
satysfakcjonował.
Kto uważał, że Kościół się chwieje, kto z czystej obawy o zbawienie swej duszy
usiłował sam przejąć kontrolę nad wynikłą sytuacją i ustalać, co jest "katolickie", a co nie jest:
teraz już mógł odetchnąć.
Tu, w osobie papieża Wojtyły, przekroczono próg konserwatywnej nadziei. Mało kto z
fundamentalistów liczył na tak dobrze funkcjonującego papieża. Nadzieje tej warstwy Jan
Paweł II spełniał od pierwszych słów, jakie wypowiedział. Jego myślenie i działanie
pozostało też odtąd absolutnie bezbłędne i konsekwentne: przynajmniej z
fundamentalistycznego punktu widzenia.
Amerykański jezuita Vincent 0'Keefe wyraził satysfakcję z tego, jak Jan Paweł II
sprawuje swój urząd, w słowach: "On, jedyny prawdziwy przywódca na tym świecie,
formułuje wartości, dla których opłaca się żyć."
Również członkowie wpływowej organizacji Opus Dei, którzy przyczynili się do
wyboru arcybiskupa krakowskiego na papieża, z Wojtyłą wyszli na swoje. Wielu z nich
Papież przyjął na audiencji. Im nie jest potrzebna własna książka, reklamowana jako
"prywatna audiencja". Wiedzą, co w niej widnieje. Ich założyciel, hiszpański kleryk J. Escriva
de Balaguer y Albas, w ludziach swych upatrywał tych, którzy są "urodzeni na przywódców",
zdecydowanych, prowadzących "męską krucjatę", która "ukróci dzikie knowania tych, co
wierzą, że człowiek jest bestią", wiernych apostołów, którym widnieć ma przed oczyma
trójca: "święte zuchwalstwo, święta nieustępliwość i święty przymus". Jest to po męsku
patriarchalne. Wprowadza właściwego ducha epoki. Jakkolwiek przebrzmiałej już epoki.
"Nowe ruchy są skierowane przede wszystkim ku odnowie człowieka. Człowiek jest
pierwszym podmiotem wszystkich przemian społecznych i historycznych, ale żeby mógł nim
być, musi sam się odnowić w Chrystusie, w Duchu Zwiętym. Ten kierunek rokuje wiele dla
przyszłości Kościoła" (PPN 130).
Jan Paweł II nie odciął się od niektórych katolików i od ich nieludzkich doktryn. Na
odwrót: nie dość, że Escriva de Balaguer jest przez Wojtyłę raz po raz cytowany z uznaniem.
Papież ten dokonał też beatyfikacji założyciela Opus Dei, człowieka, którego "rewolucyjne"
podług jego trzódki osiągnięcia myślowe sięgały szczytu w tego rodzaju zdaniach:
"Małżeństwo jest dla większości armii Chrystusowej, ale nie dla sztabu jej dowódców."
Męskie, patriarchalne, w duchu epoki, zdyscyplinowane, elitarne.
Kto wie, jak działa na proste katolickie umysły eksponowana w mediach świetność
beatyfikacji i kanonizacji, jak bardzo wyraża się w kanonizacjach określona mentalność i
pewien duch epoki, jak dalece określa je (kościelna) polityka, ten może ocenić, ile Jan Paweł
II tu osiÄ…gnÄ…Å‚; i nie tylko tutaj.
Ani jedna książka nie może konkurować z tą praktyką. Kazania tylko uczą, gesty
przekonują. Nadzieje zaś stają się uchwytne nie w słowach, tylko w czynach. Powinniśmy
tego Papieża łapać nie tylko za słowa, ale za czyny.
Najwidoczniej jednak Opus Dei wspiera urząd i wiarę Wojtyły, jakkolwiek jego
członkowie są, jak stwierdza Yvon le Vaillant, "stający na baczność przed swymi
przełożonymi, ale nadzwyczaj protekcjonalni wobec innych, bojownicy Boga, sprawni i
bezosobowi, skrajnie zdyscyplinowani, nietolerancyjni i inkwizytorscy..." Czy Papież nam
kiedykolwiek wyjaśnił, dlaczego wiąże swe nadzieje z takimi bojownikami? Mówi o
zachodzącej po Soborze "odnowie jakościowej", o tym, że "budzą się i rosną ruchy religijne"
(PPN 129). Czy zakłada, że z tą samozwańczą elitą można przekroczyć choć jeden próg
nadziei? Jeżeli w to wierzy, musi to powiedzieć dokładniej - w następnej książce? - i
spodziewać się, że znajdzie posłuch, nawet jeśli międzynarodowe środki przekazu "być może
zdeformujÄ…" (PPN 132) jego prawdÄ™.
Także i Lefebvre - jako ten, który w przeciwieństwie do tak zwanych postępowców
[ Pobierz całość w formacie PDF ]