[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Za zapłacenie moich podatków.
Aa, to. Proszę cię uprzejmie. Chciałam, żebyś mi był winien uprzejmość.
Już jestem ci winien dobrą setkę uprzejmości. A nawet gdybym nie był,
a mógłbym coś dla ciebie zrobić, zrobiłbym to z przyjemnością.
Zawahała się, a potem powiedziała:
Jest coś takiego.
Wydało mi się, że właśnie to wymyśliła, ale spytałem jakby nigdy nic:
Nie ma sprawy. O co chodzi?
Odchyliła kaptur i spojrzała na mnie, przygryzając wargę. Jakoś do tej pory
nie zauważyłem, że Dragaerianie też tak robią. . .
Zawsze zaskakiwało mnie to, jak młoda się wydawała, dopóki nie spojrzało
się w jej oczy. Starannie rozejrzała się po alejce, a gdy się do mnie odwróciła,
trzymała coś w dłoni. Była to niewielka, przezroczysta fiolka zatkana szlifowa-
nym szczelnym korkiem i zawierająca z uncję ciemnego płynu.
Wziąłem ją, nim spytała:
Możesz to dla mnie przechować? Tobie nie powinno nic grozić, ale chwi-
lowo nie byłoby bezpiecznie, gdybym ja to miała.
69
Obejrzałem fiolkę dokładniej wykonano ją z grubego szkła, toteż nie po-
winna się łatwo stłuc.
Jasne. Jak długo mam ją trzymać?
Krótko: ze dwadzieścia-trzydzieści lat.
Co?! Kiera. . .
A, dla ciebie to za długo. Cóż, może krócej. Jak już powiedziałam, dla
ciebie nie powinno wiązać się z tym żadne niebezpieczeństwo.
I podała mi mały woreczek związany rzemykiem.
Schowałem do niego fiolkę i zawiesiłem woreczek na szyi.
A tak w ogóle co w niej jest? spytałem.
Zawahała się, po czym naciągnęła kaptur i odparła spokojnie:
Krew bogini.
Aha. No tak. Na głupie pytanie. . .
* * *
W nocy po odwiedzinach w wieży Loraana obudziłem się z dziwnym mę-
tlikiem w głowie. Dopiero po chwili zorientowałem się, że ktoś próbuje się ze
mną skontaktować telepatycznie, i to właśnie wywołało całe zamieszanie. Oprzy-
tomniałem w końcu. Dostrzegłem, że prawie zaczęło świtać, i pozwoliłem, by
połączenie doszło do skutku.
Kto? spytałem średnio uprzejmie.
Sethra Lavode.
A! Słucham?
Potrzebujemy twojej pomocy.
Biorąc pod uwagę porę, kilka oczywistych pomysłów przyszło mi na myśl, ale
nie pozwoliłem sobie na żaden komentarz. Nie wszyscy niestety rozumieją moje
poczucie humoru.
Słucham.
Chcielibyśmy cię tu sprowadzić.
Kiedy?
Natychmiast.
Mogą przedtem zjeść śniadanie?
Doskonały pomysł. Każę przygotować wiadro.
Poprawka: niektórzy mają gorsze.
Dobra. Daj mi dziesięć minut na dobudzenie się i umycie.
Zgoda.
70
Odwróciłem się na bok i pocałowałem Szandi w kark. Wymamrotała coś nie-
zrozumiałego.
Muszę się zbierać powiedziałem. Zrób sobie śniadanie. Zobaczymy
się pózniej. Dobrze?
Znów coś wymamrotała.
Westchnąłem, wstałem i przygotowałem się do drogi.
Umyłem się, ubrałem, uzbroiłem i owinąłem złoty łańcuszek (nadal miał drob-
niejsze niż na początku ogniwa) wokół lewego nadgarstka. Właśnie kończyłem,
gdy na prawym ramieniu wylądował mi Loiosh.
Gdzie się wybieramy, szefie?
Do Góry Dzur. I nie pytaj dlaczego, bo nie mam pojęcia.
Wyszedłem na ulicę i nawiązałem kontakt z Sethrą.
A potem znalazłem się we wnętrzu Góry Dzur.
* * *
Długi czas fiolka od Kiery intrygowała mnie. Może rzeczywiście zawierała
krew bogini. Wielokrotnie oglądałem ją, gdy byłem sam w domu. Płyn był kolo-
rem i konsystencją podobny do krwi. Co nie znaczyło naturalnie, że musi nią być.
W końcu nie zdecydowałem się na to, by otworzyć fiolkę, choć korciło mnie so-
lidnie. Ciekawiło mnie także, czy kiedykolwiek dowiem się, w jaki sposób Kiera
go zdobyła, dlaczego nie chciała mieć go u siebie i nie zdecydowała się go sprze-
dać. Tak na dobrą sprawę jednak nie to było najważniejsze. Najistotniejsze było
bowiem, że mogłem coś dla niej zrobić, dla odmiany.
Po namyśle włożyłem go wraz z woreczkiem do kasetki, w której trzymam kil-
ka najcenniejszych emocjonalnie przedmiotów, i po paru tygodniach przestałem
o nim myśleć. A po paru następnych, prawdę mówiąc, zupełnie o nim zapomnia-
łem. Pochłonęło mnie coś znacznie ważniejszego mój dziadek uznał bowiem,
że osiągnąłem etap, kiedy jak każda szanująca się czarownica (niezależnie od
płci używał tego określenia) powinienem dorobić się familiara.
* * *
Dziesięć minut po zjawieniu się we wnętrzu Góry Dzur zdecydowałem, że mo-
gę mimo wszystko polubić Sethrę Lavode. Tym razem teleportowała mnie prosto
71
do biblioteki i dała czas na dojście do siebie po teleporcie. Wiadra na ewentualną
zawartość mojego żołądka nigdzie w pobliżu nie było, za to zjawił się Chaz z do-
brą, gorącą klavą. Klava to ciekawostka napój, który Dragaerianie przyrządzają
z ziaren kawy. Smakuje podobnie, ale pozbawiony jest jej goryczy. Najlepszy jest,
gdy osłodzić go miodem i dodać gęstej śmietany. Ten był tak właśnie przyrządzo-
ny. A do tego Chaz podał mi ciepłe biszkopty z masłem i miodem. A raczej nam,
bo towarzyszył mi Morrolan. Sethra zjawiła się nieco pózniej, a Chaz cały czas
stał za jej fotelem, jak zwykle rozglądając się nerwowo.
Przyglądałem się Morrolanowi, gdyż nadal mnie fascynował. Starał się bardzo
zachować całkowicie obojętny wyraz twarzy, co najprawdopodobniej znaczyło,
że jest czymś głęboko poruszony. Ponieważ nie byłem w stanie odgadnąć czym,
dałem sobie spokój i zająłem się jedzeniem.
Sethra zaskoczyła mnie ponownie, gdy Chaz zniknął, po czym pojawił się ta-
lerz, na którym spoczywała świeżo zabita teckla. Podał mi go, wskazując Loiosha
ruchem głowy, jakby się bał, że sam się zajmę padliną. Loiosh zabrał się do jedze-
nia, wykazując nieprzyzwoicie wręcz dobre maniery, a ani Sethra, ani Morrolan
najmniejszym gestem nie dali do zrozumienia, że mają coś przeciwko jego dobre-
mu apetytowi.
Oni są w porządku, szefie oznajmił po trzecim kęsie.
Podejrzewałem, że to powiesz.
Najbardziej jednak zaskoczył mnie widok lorda Morrolana, księcia z Domu
Smoka, maga i czarnoksiężnika władającego Wielką Bronią, oblizującego palce
z miodu. %7łałowałem, że Dragaerianie nie mają zarostu na twarzy jeszcze ślicz-
niej wyglądałby, oblizując sobie wąsy albo próbując się pozbyć miodu z koziej
bródki.
Przyznaję, że jeśli posiłek został pomyślany jako sposób wprawienia mnie
w lepszy humor, bym szybciej zgodził się im pomóc, zadziałał nader skutecznie.
I był nieporównywalnie milszy niż sposób, na który wpadli poprzednio. Gdy umy-
łem dłonie i twarz w podanej misce wody i osuszyłem je podgrzanym ręcznikiem,
gotów byłem wysłuchać każdego wariactwa, na jakie będą chcieli mnie namówić.
Okazało się, że było to wariactwo naprawdę dużej klasy.
* * *
Rytuał związany z pozyskaniem familiara i czar do tego niezbędny jest tak
stary jak czarownice. Naturalnie ma tyle odmian, ile jest typów familiarów, i choć
to prosty czar, niesie ze sobą pewne niebezpieczeństwa innej natury. Jak choćby
[ Pobierz całość w formacie PDF ]