[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Zakupy zrobione. ObdzwoniÅ‚am już okolicÄ™, że u mnie kwaran­
tanna. Zarażam i nie chcę nikogo widzieć.
- Wynudzisz się, biedactwo - współczująco mruknęła
Anka.
- Aniu, ja? Ja jestem bardzo zadowolona - wytarłam nos.
- Z czego? Z kataru, chrypy, dreszczy i izolacji, nie żartuj
sobie. Nic w tym śmiesznego nie widzę, że zle się czujesz -
dodała.
- Anka. Pomyśl. Nie mam dużej gorączki. Nie muszę wstać
i iść do pracy, a w takim wÅ‚aÅ›nie stanie Ula poszÅ‚a. Bez zwolnie­
nia leżeć mogę, ile chcę. W dodatku nie obetną mi z emerytu-
JOLANTA KWIATKOWSKA
ry dwudziestu procent za każdy dzień. Wirus - rodzaj męski.
Trochę upierdliwy. Jak to chłop. Wyrzucę go za trzy, cztery dni.
Intuicja mi podpowiedziała. Kupiłam wiejską kurę. Naukowcy
już udowodnili, że to najlepsze antidotum na infekcje dróg od­
dechowych. Cysteina przyspiesza odkrztuszanie i pozbycie siÄ™
bakterii z pÅ‚uc. A para gorÄ…cego rosoÅ‚ku inhaluje. Na czacie po­
gadam z ludzmi. Z tym, co ci mówiÅ‚am, gadamy prawie codzien­
nie. Same plusy. %7łyć się chce, a ty  biedactwo". Uśmiechnij się
do dziś, jutro przed nami - zapaliłam papierosa.
- Palisz. SÅ‚yszÄ™. To znaczy nie jest zle. Jeszcze dychasz - ironi­
zowała moja siostra. - Dzwoń, gdybyś czegoś potrzebowała, i daj
esemesem znać, jak się czujesz. Nie będę dzwonić, żeby cię nie
obudzić, kiedy przyśniesz. Pa. Trzymaj się - odłożyła słuchawkę.
Tydzień był super. Dwa dni w wyrku. Rosołek pychotka, co
prawda nie taki, jak babciny. Tamte kury widocznie byÅ‚y bar­
dziej naturalne.
TrochÄ™ pospaÅ‚am - w dzieÅ„. Telewizja - nocÄ…. Książka w miÄ™­
dzyczasie. Moja ukochana Ania z Zielonego Wzgórza. Czytałam
ją jako nastolatka chyba ze dwadzieścia razy. Pogięta. Są nawet
plamy po herbacie. I zasuszony bratek. To od pierwszej miłości.
Z czwartej b. Lekko był krostowaty. Poza tym super.
Trzeciego dnia wstałam. Dość tych objęć wirusowatego.
Gardło nie boli. Katar mniej męczy. Kaszel już mokry, nie bolą
żebra ani brzuch. Po południu dzwonek do drzwi. Nie domofon.
Wyjrzałam przez wizjer. Ulka. A tak prosiłam.
- Nie złość się. Już mnie nie ma. Schodzę. Otwórz drzwi -
odeszła.
Uchyliłam drzwi. Stała pół pietra niżej. Przesłała całuska. Ja
jej. Z komórki zadzwoniÅ‚am:  DziÄ™ki, mój ty czerwony kaptur­
ku". Ona:  Uważaj na wilka. Zamykaj drzwi".
58 JESIENNY KOKTAJL
ZabraÅ‚am koszyk z wiktuaÅ‚ami i kwiatkiem. Mój maÅ‚o dzwo­
nił. Widocznie bał się zarazić przez telefon. To znak, że czas
kończyć tę znajomość. Mnie już nie interesują związki na dobre.
Czas poszukać - na złe. Dziewczyny wydzwaniały. Pytając, czy
nic nie potrzebuję. Wiem, że gdybym poprosiła którąś z nich,
każda by przyszła. Chłop nie. Jak go zrugałam, to powiedział:
 Masz komputer, mogÅ‚aÅ› zamówić i leki, i jedzenie. Dostarczyli­
by do domu". Adieu. Goodbye. Arrivederci. Do swidanija. Mało.
ZacytujÄ™ klasyka:  Spieprzaj, dziadu"...
Kolejna wiosna. Prima aprilis trwa codziennie, nie muszÄ™
świętować jednego dnia. Maj. Miesiąc zakochanych. Wyjątkowo
upalny. SiedzÄ…c w ogródku kawiarnianym, piÅ‚am kawÄ™ i uÅ›mie­
chaÅ‚am siÄ™ do wspomnieÅ„. Zima byÅ‚a udana. Nie za mrozna. Syl­
wester bajeczny. W karnawale zrobiliśmy pokaz mody. Każda
wyglÄ…daÅ‚a Å›wietnie. UbieraÅ‚yÅ›my dziewczyny we trzy. Pokazu­
jąc to, co nadawało się do pokazywania. Tiulowa narzutka na
ramiona czyni cuda. Tak jak szeroki kapelusz, woalka czy oku­
lary. Narzutka do kostiumu kąpielowego, czasami dwie - też.
Ja założyłam jednoczęściowy. Głębokie wycięcia przy udach.
WystarczyÅ‚o zaÅ‚ożyć go na obciskajÄ…ce, opalonego koloru raj­
stopy. Cellulitu ani Å›ladu. Na ramiona zarzuciÅ‚am przeÅ›witujÄ…­
cy szal. Widać było cienkie ramiączka od kostiumu. Zakryło się
to, co zakłócaÅ‚o harmoniÄ™ caÅ‚oÅ›ci. Kapelusz miaÅ‚am boski. Gra­
żyny. Rondko z jednej strony przygięte zakrywało pół twarzy.
Usta osłoniła dłoń z papierosem. Zwiatło odpowiednie. Figurę
mogÅ‚am pokazać. Dwóch chÅ‚opaków robiÅ‚o zdjÄ™cia. Z bezpiecz­
nej odlegÅ‚oÅ›ci. SÄ… super. Zrobili mi piÄ™tnaÅ›cie. DwanaÅ›cie podar­
łam. Trzy są akurat. Pod każdym względem...
- Czy mogę się do pani przysiąść? - zapytał, już stawiając
kawę na moim stoliku. - Obserwuję panią od dłuższego czasu.
JOLANTA KWIATKOWSKA
Pani jest taka rozpromieniona - usiadł na krześle. - Wygląda
pani na szczęśliwą kobietę - sięgnął po swoją kawę.
- J u ż pan siedzi. Moje pozwolenie nie jest potrzebne - po­
wiedziałam nieco opryskliwie. - Ja nie szukam towarzystwa -
dodałam, by miał jasność.
- Przepraszam. Zepsułem pani nastrój. Ja nie podrywam.
Obok w sklepie jest moja żona. Jak wejdzie, to chodzi i godzinę
wpatruje się w każdą rzecz. Najczęściej nic nie kupuje. Ja wolę
wypić w tym czasie kawę. Dzwoni po mnie, bym doradził.
- Czy mogę się do państwa dosiąść? - koło nas pojawiła się
bardzo miÅ‚a babka. JakoÅ› tak pod sześćdziesiÄ…tkÄ™. WyciÄ…gnÄ™­
ła do mnie rękę na powitanie. - Jestem żoną tego podrywacza.
- Widząc moje zmieszanie, dodała: - Nie mam nic przeciwko
rozmowom mojego męża z kobietami. Na pewno już pani powie­
dział, że żona jest obok na zakupach - dodała, śmiejąc się.
- Tak. Od razu - potwierdziłam, ściskając jej dłoń.
Siedzieliśmy razem ponad godzinę. Bardzo miłe małżeństwo. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anapro.xlx.pl
  • Archiwum

    Home
    Ian Fleming Blood Curse 3 Dark Prophecy
    Clay Estrada Rita Córka puśÂ‚kownika
    Zelazny Roger Amber 04 Reka Oberona (pdf)
    BBC Learning English Adjectives and adverbs
    Courths Mahler Jadwiga Przyrodnie siostry
    Cartland Barbara Najpić™kniejsze miśÂ‚ośÂ›ci 58 Pustynne namić™tnośÂ›ci
    LE Modesitt Recluce 12 Wellspring of Chaos (v1.5)
    Baum, L Frank Oz 19 The Lost King of Oz
    32. Staff Adrienne i Goldenbaum Sally Namić™tnośÂ›ci 32 OpowieśÂ›ć‡ Kevina
    Cartland Barbara Pokusa miśÂ‚ośÂ›ci
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • karro31.pev.pl